piątek, 9 sierpnia 2013

"Karuzela"

Wiem, dziś jest piątek. To oznacza, że raczej w sobotę nie ujrzycie opowiadania. Ale mam ważny powód! A on pod spodem ^^


KARUZELA

Gatunek: fluff, romans, smut, AU

Paring: TaeKai

Autorki: Gomili.Giza&Miss.Alice

Beta: Berenika

Notka autorska:

Aliss: Pierwszy raz napisałam z kimś wspólne opowiadanie i powiem szczerze, że to było bardzo trudne zadanie. Ciężko jest się zgrać dwóm osobom, dopasować do siebie wszystko, tym bardziej, że nasze style dość znacznie się od siebie różnią. Cieszę się, że to z Gomili miałam zaszczyt to napisać, bo dzięki niej się to udało. Według mnie wyszło całkiem dobrze, jak na nie posiadający wielkiej fabuły, lekki fanfick, taki, który właśnie chciałam stworzyć. To było przyjemne doświadczenie. Mam nadzieję, że nie wszystko zepsułam i ktoś kiedyś jeszcze będzie chciał ze mną coś napisać ^^’

Gomili: Sorry, Aliss ale musiałam zmienić kolejność bo moja notka nie może być pierwsza >.< Na początku strasznie się stresowałam tą wizją. Już nie raz próbowałyśmy z Alice coś razem napisać, no ale cóż nie szło za dobrze. Ale wzięłyśmy się w garść i wyszło… nawet w miarę ogarnięte fanfiction. Gdyby nie plan, który stworzyła Miss.Alice- którego trzymałam się jak głupia byleby nie pieprzyc tego co wymyśliła- nie wiem czy by było takie dobre. Mam nadzieję, że napiszemy razem nie jeden ff każdy ambitniejszy od kolejnego!

Dedykowane Kei. Wszystkiego najlepszego~! Jesteś mentorką, czy tego chcesz, czy nie. I zasługujesz na wiele więcej, niż ten TaeKai, którego dla Ciebie napisałyśmy. Nigdy się nie poddawaj, bądź dalej tą Kei od Stubborn Boya, którą poznałyśmy, ale niech to Ci nie przeszkadza w tworzeniu innych, równie wspaniałych opowiadań. Jesteś NAJLEPSZA <3

PS Gomili się dorzuca do wszystkich życzeń!

PS2 I Berenika też~


Taemin

Wiecie, jakie to błogie uczucie, kiedy wszystko wokół was wydaje się być całkowicie i niezaprzeczalnie idealne? Każdy najdrobniejszy szczegół sprawia wrażenie dopracowanego i każdy nawet najmniejszy drobiazg cieszy, nadając biciu serca szybszego tempa i podnosząc ciśnienie ciała z każdą szczęśliwie spędzoną sekundą coraz bardziej. Nawet największa głupota może wtedy doprowadzić człowieka do nie kontrolowanego płaczu z nadmiaru śmiechu, oklepane żarty nagle wydają się tysiąc razy bardziej zabawne, życie jest piękne, ludzie są mili, nikomu niepotrzebny do niczego hajs rośnie sobie radośnie na drzewach, a platoniczna miłość kwitnie pełną parą, wydzielając z siebie przyjemną woń piękna, spokoju, radości i...

A wiecie, jakie to uczucie, kiedy nagle cały ten słodki do zarzygania raj pełen pustych, plastikowych obietnic i czułych słówek o smaku zużytej gumy do żucia, wali się niczym domek z kart, zastępując całą tą wszechogarniającą idealność jedną, wielką GORYCZĄ. O, i ewentualnie przeszywającym wskroś uczuciem wstydu, jak mogło się być tak durnym i uwierzyć w te wszystkie wyssane z palca bajeczki o pięknym świecie i bezproblemowym życiu, które ktoś wam wciskał przez cały czas, głaszcząc was po główce i przemawiając cieniutkim głosem niczym do tępej siekiery.

Podsumowując całą tą filozoficzną gadkę bez sensu, życie jest do dupy i to dość mocno, powiedziałbym. A miłość nie istnieje. Więc jeśli ktoś kiedykolwiek mówił wam, jakie to piękne uczucie, motyle w brzuchu, bla bla bla, to dajcie mu ode mnie porządnie w ryj. Żadne motyle, jak już to rój jadowitych szerszeni.

Ta historia nie jest w żadnym stopniu oryginalna, nawet powiedziałbym, że jest całkiem zwyczajna, nudna, trochę miejscami głupia i bezsensowna, ale przynajmniej tym razem głównej roli nie odgrywa ta cała parszywa miłoooźdź. Nie, nie, tym razem będzie trochę bardziej po mojemu. Ta historia bardziej skupi się na innych aspektach życia ludzkiego. Zacznie się dramatycznie, potem gwałtownie przejdzie w kiepskiej jakości porno dla niewybrednych amatorów, a skończy się, niestety, żałośnie milutko i słodziaśnie. I znowu nastąpi miłoooźdź.

Jak ja nienawidzę tego słowa.

Ale może zacznijmy od tego dramatycznego początku, a początek ma miejsce właśnie tutaj, w najgorszym miejscu, jakie tylko może zostać wybrane na dramaty. Ironia losu znowu kłania się nisko. Wesołe Miasteczko w Busan zagląda mi w twarz, oślepiając mnie mnóstwem kolorowych światełek, a piosenki z kreskówek zagłuszają głos mówiącego coś entuzjastycznie Minho. Udaję więc, że słucham go uważnie, przytakuję co jakiś czas i uśmiecham się jak potłuczony debil, w duchu modląc się, żeby tylko nagle nie miał zamiaru o coś się mnie zapytać.

I jak na zawołanie coś krzyczy, patrząc na mnie pytająco. Przełykam ślinę i pochylam się w jego kierunku, mając nadzieję, że powtórzy nieco głośniej.

- Kupić ci watę cukrową, Minnie?! – niemal wrzeszczy, wciąż uśmiechając się do mnie szeroko, na co szybko szczerzę się w odpowiedzi i kiwam głową, nieco zbyt energicznie.

Sztuczność. Wszędzie sztuczność, fałsz i obłuda, których wciąż jeszcze nie mam ochoty dostrzegać. Wata cukrowa mi nie smakuje, jest jakaś taka… sztuczna. Ale odrywam ją po kawałeczku, żeby zrobić mu przyjemność.

- Hej, chodźmy na karuzelę! – Mój chłopak wpada na kolejny wspaniały, iście romantyczny pomysł. Patrzę na niego z niedowierzaniem, przecież dobrze wie, jak zawsze bałem się tych diabelskich maszyn, które raz napędzone mogą przecież nigdy się nie zatrzymać… Głównie dlatego tak bardzo nie miałem ochoty przychodzić tutaj, do Wesołego Miasteczka, w którym główną atrakcją były właśnie one. Karuzele. A teraz Minho, jak gdyby nigdy nic, ciągnie mnie w kierunku jednej z nich, kręcącej się jak szalona, gdzie dziecięcy śmiech miesza się ze skoczną melodyjką. Plastikowe konie podskakują radośnie, a mnie natychmiast robi się niedobrze. Zatrzymuję się w miejscu, powodując, że Minho niemal wyrywa mi rękę, wciąż zawzięcie idąc do przodu. W końcu on też staje, odwraca się i unosi brwi na widok mojej skonsternowanej miny.

- Minnie? Co jest znowu?

Znowu. Naprawdę to powiedział? Że niby cały czas sprawiam mu problemy..?

- Nic – odpowiadam, lekko urażony. – Myślałem po prostu, że będziesz pamiętał. Nie wsiądę na karuzelę.

Patrzy na mnie z mieszaniną zdziwienia i niepewności zarazem. Potem na jego usta wstępuje złośliwy uśmiech, którego tak nienawidzę.

- Tae… Nadal boisz się tej dziecinnej zabawki? Powinieneś już trochę wydorośleć…

W innej sytuacji uśmiechnąłbym się słodko i przylgnął do jego wyciągniętego ramienia, może nawet wspiąłbym się na palce, by go pocałować. Teraz jestem tylko zirytowany. Dziecinne… Zawsze miał mnie za dziecko, nic się nie zmieniło. Nigdy nie brał mnie na poważnie. Zawsze to ja musiałem być tym, który mówi „hyung”, dziecinnym Minnie, który przecież i tak nic nie rozumie. Seks? Chyba w jakiejś innej rzeczywistości. „Jesteś jeszcze za młody, Minnie”. Tylko, że nawet nie o sam seks tutaj chodzi. Najbardziej boli mnie to, że on po prostu nigdy nie próbował mnie zrozumieć, a ja dopiero teraz to zauważam.

Jestem taki naiwny, że aż mi siebie żal.

- No dobra, nie pójdziemy na tą karuzelę, skoro taki strach w tobie wzbudza – rzuca Minho lekceważąco, łapiąc mnie mocniej za rękę. Nagle mam ochotę się wyrwać, bo czuję się jak w klatce, ale zamiast tego tylko unoszę kąciki ust w wymuszonym uśmiechu. – To gdzie chcesz teraz iść? Młyńskie koło?

Seriooo?

- Może loteria? – proponuję szybko, nie dając po sobie poznać mojej frustracji. – Założę się, że nie uda ci się nic dla mnie wygrać! – Silę się na rezolutny ton. Chyba skutkuje, bo Minho uśmiecha się łagodnie i przyciąga mnie do siebie, obejmując ramieniem w pasie. Czuję, jak jego dłoń wsuwa mi się w tylną kieszonkę spodni, ale tym razem nie wywołuje to u mnie dreszczu podniecenia, ani krwistych rumieńców na policzkach. Przyzwyczaiłem się? A może zwyczajnie wiem już, że on to robi ze zwykłego obowiązku, nie dlatego, żeby to cokolwiek dla niego znaczyło?

Nie zrozumcie mnie źle, nie jestem żadnym erotomanem. Nie o to mi chodzi. Trzymanie się za ręce i niewinne całusy w nos najzupełniej by mi wystarczyły, dopóki on byłby dzięki temu szczęśliwy.

Ale nie jest. Teraz już to wiem i szlag mnie trafia.

- Och, naprawdę chcesz się o to założyć..? – Minho bez problemu łapie przynętę i zapomina o innych atrakcjach. – Okej. Pokażę ci, jak dobrego mam cela.

Kolejny wymuszony uśmiech.  Idę za nim, rzucając ostatnie spojrzenie na kręcącą się w zwolnionym tempie karuzelę z konikami. Zaraz się zatrzyma. Gdy roześmiane dzieciaki zeskakują z niej, przepychając się między sobą, facet w śmiesznym przebraniu niedźwiedzia rozdaje im balony. Chwieje się lekko na boki, jego kostium jest zdecydowanie za duży i za ciężki, ale lekko przerażająca, nienaturalnie uśmiechnięta twarz misia szczerzy się wesoło. Nagle unosi swoją wielką, pluszową głowę i patrzy wprost na mnie, a przynajmniej tak to wygląda, bo dziura na oczy, która pełni funkcję paszczy maskotki zwrócona jest w moim kierunku. Odwracam wzrok, zażenowany. Nie lubię takich zabawek. Za bardzo kojarzą mi się z horrorami. Poza tym, Minho hyung już ciągnie mnie w kierunku stoiska z loterią, gdzie kilka dziewczyn kibicuje głośno swoim chłopakom. Jeden z nich wygrywa wielkiego, kiczowatego lizaka w kształcie serca i wręcza go wysokiej brunetce, w której szybko rozpoznaję Krystal Jung z mojej klasy. Jest zachwycona. Całuje go namiętnie w usta, co trochę bardziej przypomina ssący odkurzacz, szczególnie biorąc pod uwagę dźwięki, jakie z siebie wydają przy tej czynności.

Spoglądam na Minho kątem oka, zastanawiając się, jakby to było - pocałować go w ten sposób, ale on jest już zajęty czymś innym. Rozmawia z rozdającą losy nooną, która stoi za ladą i zarzuca swoimi długimi włosami, trzepocząc przy tym sztucznymi rzęsami kokieteryjnie. Nie zwracają na mnie uwagi. Zupełnie tak, jakby mnie wcale nie było. Może naprawdę o mnie zapomniał? I przy okazji o tamtej też..? Może Kibum miał rację i Choi Minho to po prostu zwykła, męska dziwka, a ja w nim widzę nie wiadomo co, nieosiągalnego księcia z bajki, cholera jasna.

Odchrząkuję znacząco, ale nadal mnie nie widzi. Pochyla się jeszcze bardziej nad tą wytapetowaną lafiryndą i perfidnie szepcze jej coś do ucha. Nie ma dla niego znaczenia, że jego chłopak wciąż stoi obok. Wtedy coś we mnie pęka. Chwytam go za łokieć, zanim ta szmata zdąży rozkleić swoje kilometrowe rzęsy i odciągam jak najdalej od stoiska. Patrzy na mnie, wyraźnie zirytowany.

- Taemin, co się z tobą dzieje?! Właśnie miałem kupić losy, a tobie cały czas coś się nie podoba!

Och, jasne. Mnie się nie podoba. Czuję, że zaczynam się trząść, ale zaciskam dłonie w pięści, nie mając zamiaru sprowokować łez wściekłości. Nie teraz. Teraz mam tylko ochotę wygarnąć mu wszystko, co leży mi na sercu od tak dawna.

- Dlaczego mi to robisz, Minho?! – krzyczę, nie mogąc się dłużej opanować. Minho robi krok do tyłu, otwierając szerzej swoje piękne, brązowe oczy, które przecież tak kocham. Kochałem. Wciąż kocham. Sam już nie wiem. – Dlaczego… Dlaczego ja ci już nie wystarczam? Jeśli byłem tylko twoją zabawką, dobrym kolegą, któremu po prostu nie potrafiłeś powiedzieć „nie”, bo bałeś się, że załamię się i roztłukę jak porcelanowa filiżanka, to dlaczego tak mnie zwodziłeś?! Nie roztłukłbym się, uwierz mi. Nie jestem ze szkła, nie jestem pieprzonym dzieciakiem, za którego zawsze mnie miałeś. Chciałem… Chciałem, żebyś był ze mną szczery, a ty…

Głos zaczyna mi się załamywać. Niedobrze. Nie wolno mi się teraz rozkleić. Nie. Nie teraz. Nie na jego oczach. Pobladły, wyciąga rękę w moim kierunku, otwiera usta, chcąc coś powiedzieć. Nie chcę go słuchać. Przerywam mu, zanim zdąża się odezwać.

- Nie musiałeś robić tego za moimi plecami, Minho. Mogłeś zwyczajnie ze mną zerwać, a nie okłamywać mnie aż do tej pory. Zraniłeś mnie bardziej, niż gdybyś powiedział mi prawdę. Znacznie bardziej… - Teraz już jest gorzej. Coraz bardziej mam ochotę rozryczeć się jak jakiś ostatni mięczak. Ludzie przystają na środku parku, przypatrując nam się z zainteresowaniem, jakby nie mieli swoich własnych, cholernych spraw. Nawet człowiek w przebraniu niedźwiedzia zatrzymuje się, wraz z tym swoim głupawym uśmieszkiem i kolorowymi balonami w łapie. Mam wrażenie, że śmieje się do mnie szyderczo.

- Minnie… - Słyszę jego szept. Chyba chce mnie przytulić, ale cofam się, zaciskając mocno powieki. – Minnie, jeśli masz na myśli… Jeśli chodzi ci o to, co jest między mną a Yuri, to… Już ci przecież mówiłem, że jesteś dla mnie najważniejszy.

Mam ochotę roześmiać mu się w twarz, ale gula w moim gardle narasta z każdą chwilą. Wydaję z siebie jakiś dziwny dźwięk, jęk pomieszany ze szlochem. Nadal na niego nie patrzę.

- Nie okłamuj mnie już, proszę… - prawie szepczę, wycofując się coraz bardziej. Naprawdę tak nisko upadłem? Tak nisko, żeby błagać..? – Widziałem was. Widziałem, jak całowałeś się z nią po treningu. Przyszedłem wtedy do szatni, żeby zrobić ci niespo… niespodziankę i wtedy… - Głos coraz bardziej mi się łamał. Czułem, że nie wytrzymam dłużej. Nie chciałem, by widział moje łzy. Nie chciałem dać mu tej satysfakcji. – Byłeś z nią.

- Rzuciła się na mnie.

- NIE! – Teraz już niemal krzyczę, choć moje gardło wciąż jest ściśnięte. – Pieprzyłeś się z nią, nie wmawiaj mi, że to nieprawda! Słyszałem, jak mówiła swoim tępym koleżankom… Widziałem, jak na nią patrzysz, ale próbowałem być ślepy. Nigdy tak na mnie nie patrzyłeś. Nigdy.
- Minnie…
- Nie, zostaw mnie. Zostaw mnie i nigdy już się do mnie nie odzywaj. – Odwracam się na pięcie, z trudem łapiąc powietrze. Szklistymi oczami jeszcze raz spoglądam przez ramię na jego przygarbioną sylwetkę. Dobrze ci tak, Choi Minho. Dobrze ci tak. – I wiesz co jeszcze? – dodaję na odchodnym, rozpaczliwie starając się powstrzymać płacz. – Naprawdę… Naprawdę chciałem iść z tobą na tą karuzelę. Chociaż wiesz, jak ich nienawidzę. Naprawdę… Chciałem.

Potem puszczam się biegiem przed siebie, nie zwracając uwagi na to, ilu ludzi po drodze stratuję. Obraz mi się rozmazuje. Słyszę za sobą szybkie, ociężałe kroki i dziwne, nosowe sapanie. Minho? Nie. Jego rozpoznałbym od razu. Więc kto? Nie mam nawet siły się odwracać. Pędzę na oślep, by wreszcie dopaść jakiejś ukrytej za drzewami ławki i rzucić się na nią,  nie powstrzymując już łez. Nie wiem, jak długo tam siedzę, ale to tak cholernie boli, że nie potrafię się już powstrzymać. Ludzie mijają mnie, rzucając zaintrygowane spojrzenia, ale nikt nie przystaje, żeby zapytać, dlaczego płaczę. No tak, nie jestem już przecież dzieckiem. Mimo iż otaczają mnie tłumy, czuję się tak, jakbym nagle został zupełnie sam na świecie. 
W tle słyszę tylko grającą melodyjkę z karuzeli. Ironia losu.

Nagle pada na mnie czyjś cień. Podnoszę wzrok, gotowy rzucić się na intruza, pobić do nieprzytomności, pogryźć, skopać na kwaśne jabłko… Ale widzę nad sobą tylko wielką, zwalistą figurę uśmiechniętego głupio niedźwiedzia. Niepewnie podaje mi trzymany w wielkiej łapie, napełniony helem balonik w kształcie serca. Biorę go, nic już nie rozumiejąc.

A potem to i tak nie ma już znaczenia.

~*~

Kai

Czuję się jak najprawdziwszy w świcie ninja. Może i nie mam czarnego, lamerskiego wdzianka i nie skaczę po dachach budynków ale… ale nikt nie wie kim jestem. Bezkarnie człapię sobie w tym głupim stroju niedźwiadka za parą, która mnie interesuje. A raczej nie ich dwójka, a tylko jedna z nich osoba. Mam cichą nadzieję, że nie zwracają za dużej uwagi na pedobeara kroczącego za nimi. Nie mogę uwierzyć w to, co widzę przez cudowną szparę w pysku, którą ma głowa niedźwiedzia. Oni się kłócą. To widać. Chyba nie może mi się przytrafić nic lepszego. Zatrzymuję się, wzdychając zadowolony i prawie wypuszczam z łapy balony, w ostatniej chwili wzmacniając uścisk na sznureczkach. Jakieś dziecko szarpie mnie energicznie za futro, co czuję zadziwiająco dotkliwie, więc pochyliłem się na tyle, na ile mogę i podaję mu niebieski balonik, uśmiechając się szeroko. Co z tego, że chłopiec nie zobaczy mojego uśmiechu?

Rozglądam się, próbując namierzyć mój cel. Stoi parę metrów dalej i wyraźnie niezadowolony czeka w kolejce na jakąś atrakcję. Zagryzam dolną wargę, widząc, że jakaś nadprogramowa ręka obejmuje mój cel w pasie. Zgrzytam zębami.

W głębi duszy wiem, że to nie jest zbyt normalne. Bo jak obsesja na czyimś punkcie może być normalna? Zdaję sobie sprawę, że to obsesja i nie staram się tego zatuszować słowami takimi jak „mocne zauroczenie”, czy też zdaniem w stylu „ten chłopak przyciąga mnie niczym cholernie mocny magnez”. Jezu, co ze mną jest nie tak? Taemin – bo tak ma na imię moja śliczna obsesja – to ktoś, kto jest wręcz idealny dla mnie. Jakby Bóg wiedział, że powinniśmy być razem, ale stwierdzając, że byłoby to zbyt nudne, postawił miedzy nami tego głupiego osiłka – Minho, czyli obecnego chłopka mojego Tae. Samo nazywanie Taemina „mój” to jeszcze nie obsesja, ale co powiedzcie na… zmianę szkoły? Tak, specjalnie zmieniłem szkołę, by chodzić do tej, w której jest Taemin. Zapisałem się na te same zajęcia pozalekcyjne, nie mogąc być z nim w jednej klasie. Cholera, jest rok starszy. Nigdy tak naprawdę nawet z nim nie rozmawiałem. Jest dla mnie zbyt odległym celem, chociaż właściwie mogę go dotknąć kiedy tylko chcę. Wymiana zwykłego „cześć” na powitanie sprawia, że czuję się jakbyśmy w każdej chwili mogli umówić się na randkę i całować w kącie. Dobra, z tym ostatnim to przesadzam. Ale prawda jest taka, że kocham Taemina. Nawet jeśli nie rozmawiam z nim dłużej niż półtorej sekundy, mimo tego, że on chyba nie wie nawet, jak mam na imię. Wszyscy i tak nazywają mnie Kai, więc… pewnie nie wie. Pewnie nawet nie pamięta też tego pseudonimu, co wcale by mnie nie zdziwiło. Tae ma słabą pamięć do imion, jednak nie czuję się z tym źle. Dobrze wiem, gdzie Taemin mieszka, o której zazwyczaj chodzi spać i jaką herbatę pija najczęściej, oraz co do tego je. To jest chore. Taaak, przecież wiem! Po prostu… kiedy na niego patrzę, czuję emanującą od niego, taką cudowną aurę, która mnie do niego przyciągała i nie chce mnie wypuścić.

Kocham go i tyle.

Wyrwany z tego snu na jawie, z zaskoczeniem zauważam, że Taemin biegnie z prędkością światła w sobie tylko znanym kierunku. Minho stoi jak słup soli, patrząc za nim tępo, oczywiście nie ma zamiaru się ruszyć. Jest twardy jak skała, a jego serce zupełnie zlodowaciałe. Nie namyślając się długo, ruszam w pogoń za chłopakiem, ignorując swój ciężki, zdecydowanie nieprzeznaczony do maratonów strój niedźwiedzia. Zdyszany, przystaję dopiero, kiedy tracę go z oczu. Rozglądam się w panice. Jest! Idzie już nieco spokojniej w stronę ławki ukrytej między drzewami, gdzie po chwili na niej siada. Nie jest zbyt zadowolony, a wręcz pozwoliłbym sobie na stwierdzenie, że jest mocno wkurwiony. Przygryzam wargę, kalkulując wszystko w myślach. Wesołe Miasteczko niedługo zamykają, wszędzie ciemno, Minho nie ma, Tae wkurwiony. Właściwie nie potrzebuję nic więcej. Ruszam powoli w stronę skulonego na ławce chłopaka. Biorę kilka głębszych oddechów i pochylam się nad nim powoli, by go nie wystraszyć. Podnosi głowę, patrząc na mnie dużymi,  mokrymi od wstrzymywanych łez oczami i moje serce pęka. Bezwiednie wyciągam rękę z różowym balonikiem, jedynym, który jeszcze pozostał,  i mówię…

- Hej… wszystko okay? – Boże, ale żałosne. Jasne, że nie jest okay. Kai, dupku, on tu prawie ryczy! Mam ochotę go przytulić. Uspokajam się jednak szybko i siadam obok, zachowując między nami bezpieczną odległość.

- TEN DUPEK MNIE ZDRADZAŁ, ROZUMIESZ?! – Podskakuję w szoku. Nie spodziewałem się takiego wybuchu, ale nie przerywam. – JAK ON MÓGŁ MI TO ZROBIĆ? Jeszcze zabrał mnie do tego przesłodzonego i polanego różowym lukrem miejsca, którego nienawidzę! Aż rzygać mi się chce! Co za idiota. Gnojek! – Krzyczy, a ja staram się nie patrzeć na niego rozszerzonymi ze zdziwienia oczami. Cóż, i tak nie widzi przecież mojego wyrazu twarzy. Po chwili zaczyna uderzać mnie słabo drobnymi pięściami, cały czas krzycząc jaka z tego Minho świnia. Jasne, że świnia! Jak on mógł mieć kogoś innego skoro miał Taemina..? Ale stop! To szansa dla mnie. Obejmuję go delikatnie ramieniem, a wtedy on wtula się we mnie, łkając cicho w mój kostium. Jestem pewien, że cały będzie potem mokry od jego łez, ale mam to gdzieś. Nie mam pojęcia co powiedzieć, jak go pocieszyć.

- Chcesz iść na karuzelę…? – Super, Jongin. Taemin zerka na mnie, wycierając łzy. Widzę w jego oczach strach i wahanie, ale po chwili jego mina zmienia się na zaciętą i kiwa głową. Czyżby Tae bał się karuzel?

- Czemu nie. Jestem Taemin, a ty? – Pyta, wstając. Idę za nim, nie mogąc wyjść ze zdumienia. Na to pytanie jednak zatrzymuję się w pół kroku patrząc na niego jak idiota. Dobrze, że tego nie widzi.

- Kai – mówię szybko. Łapię go za rękę swoją owłosioną łapą (oczywiście od stroju) i ciągnę w stronę najbliższej karuzeli. Taemin waha się jeszcze przez sekundę, ale po chwili siada za mną na plastikowym koniu i karuzela rusza. Widzę, jak mocno zaciska dłonie na kolorowej rączce. Przecież to była jazda dla dzieci ale… ludzie w końcu boją się różnych rzeczy. Zaczyna robić się późno, więc w Wesołym Miasteczku palą się już tylko światła atrakcji, na których jest coraz mniej ludzi. Otacza nas mnóstwo kolorowych, migających światełek, a ja z zadowoleniem odnotowuję delikatny, prawie niewidoczny uśmiech na ustach Taemina. Skoro już się rozkręca…

Kiedy tylko karuzela się zatrzymuje, ciągnę go w stronę innej. I tak każda po kolei. Przyrzekam sobie, że uda mi się go rozchmurzyć za wszelką cenę. Zapomni o bólu. Taemin chyba w końcu się rozluźnia, bo zaczyna nieco śmielej i mniej nerwowo opowiadać o dupku Minho, który rzucił go w Wesołym Miasteczku. Skurwysyn. Co chwilę głaszczę go pokrzepiająco po plecach, pijany ze szczęścia, że mogę bezkarnie słuchać jego głosu. Bo jest cudowny. Każda kolejna atrakcja, na którą zabieram Tae, sprawia, że chłopak coraz bardziej się otwiera… I niestety zaczyna zadawać mi pytania.

- Właściwie Kai… Ile ty masz lat? – Pyta, kiedy kierujemy się w bliżej nieokreślonym kierunku, ze względu na to, że zwyczajnie nie wiem już, gdzie jeszcze powinniśmy pójść.

- Tyle, co ty – mruczę nieuważnie, a on spogląda na mnie zdziwiony.

- A skąd wiesz ile ja mam lat? – Pyta, coraz bardziej zaintrygowany, a ja mam ochotę tupnąć nogą i powiedzieć: „ Nie! Ty mi tu gadaj o sobie, to o ciebie tutaj chodzi! O mnie nie musisz nic wiedzieć…”, ale się powstrzymuję. Patrzę na niego w nagłej panice. Nie może odkryć mojej tożsamości. To kolejna rzecz, którą przyrzekłem sobie, jeśli chodzi o ten wspaniały wieczór. Ponad jego ramieniem dostrzegam łódki.

- Lubisz wodę? – rzucam na poczekaniu. Unosi brwi.

- Nie jestem pewien, czy chcę odpowiadać na to pytanie… - mówi ostrożnie, mrużąc oczy. - Rozumiem, zmieniasz temat. Okej, niech ci będzie – mówi, zakładając ręce na piersi. Chyba jest mu wszystko jedno. Śmieję się cicho, co zwraca jego uwagę. Nie widzi tego, ale słyszy. Uśmiecham się do siebie jeszcze szerzej i ciągnę go w stronę łódek. Trochę się tego obawiam ze względu na mój aktualny, niesprzyjający wodzie strój, ale czego się nie robi z miłości.

Chyba rzeczywiście jestem niepoprawnym romantykiem.

- Skoro nie chcesz rozmawiać o sobie… Ponieważ sądzę, że nie masz na imię Kai, tylko jakoś inaczej, pewnie wieśniacko, jak na przykład… BongDal, czy inne żenujące imię. Niech będzie BongDal - decyduje ze złośliwym uśmieszkiem i zadowolony zakłada kamizelkę bezpieczeństwa. Ja też narzucam taką na siebie, chociaż wiem, że i tak nie uratuje mnie przed utonięciem w tym stroju. Rzucam Taeminowi zdenerwowane spojrzenie przez to głupie imię, które mi nadał, ale prawdziwego przecież i tak nigdy nie pozna. Wzdycham więc tylko i zajmuję miejsce naprzeciw niego w łódce.

- Nie będziemy rozmawiać o BongDalu, tylko o Kaiu – mówi, patrząc na mnie ze spokojem. - Więc Kai… Ile masz lat? - Pyta już po raz drugi, a ja wzdycham. Nie uwierzył mi, że jesteśmy w tym samym wieku.

- Na serio musisz to wiedzieć? – Pytam, na co on kiwa głową z zadowoleniem.

- Chcę rozmawiać. Dobra, co innego. Dlaczego Kai tu pracuje?

- Bo Kai nie ma pieniędzy, a potrzebuje ich, żeby opłacić prywatne lekcje - odpowiadam szybko i łapię się mocno krawędzi łódki, przeczuwając ostry zakręt. Taemin ożywia się i patrzy na mnie jeszcze większym zainteresowaniem w oczach. Od razu czuję, że to źle wróży. Powinniśmy rozmawiać o nim!

- A na jakie Kai chodzi lekcje, że są prywatne?- pyta, a ja zagryzam wargę, jak to mam w zwyczaju, kiedy się denerwuję. Wypuszczam wstrzymywane przez chwilę powietrze, rozluźniając uścisk dłoni na łódce.

- Kai tańczy. – Zaczynam zastanawiać się, dlaczego odpowiadam w trzeciej osobie. Może dlatego, że rozmawiamy o Kaiu, a nie o Jonginie, czy jak woli Taemin - o BongDalu. Właściwie to Jongin od Kaia różni się tylko tym, że Kai na scenie jest pewny siebie, a Jongin naturalnie nie bardzo. Więc Kai istnieje tylko wtedy, kiedy tańczę. Nie jest prawdziwym mną, tylko wyimaginowanym. Nie jest nieśmiałym Kim Jonginem, który nie potrafi nawet stanąć twarzą w twarz z miłością swojego życia.

Taemin otwiera delikatnie usta. Chyba go zaskoczyłem.

- Ja też tańczę! – mówi z entuzjazmem, przykładając rękę do piersi, jakby zarzekał się na wszystko, że tak właśnie jest. A ja przecież dobrze o tym wiem. To właśnie przez jego taniec pokochałem go na samym początku. – W jakim stylu tańczysz, Kai?
Znów zaciskam usta, zastanawiając się, czy odpowiedzieć.

- Głównie balet… Ale też jazz.. Czasami hop-hop, popping i locking – wyznaję cicho, mając nadzieję, że nie zacznie się z tego śmiać. Jego mina jest przezabawna, bo patrzy na mnie zarówno z szeroko otwartymi oczami, jak i ustami.

- Ja tańczę hip-hip, trochę electric boogie… No i Freestyle… Ale popping i locking? Jazz i balet? Nieźle! – woła z podziwem i unosi ręce, zaczynając bić brawo. Chce się zaśmiać, ale przez gwałtowność ruchów Taemina czuję, jak łódka przechyla się lekko i zanim zdążam się czegoś przytrzymać, w następnej chwili ląduję w wodzie, która dzięki Bogu sięga mi jedynie do ramion wielkiego niedźwiedzia. Strój szybko nasiąka i robi się jeszcze cięższy, a ja w panice miotam się dookoła, próbując utrzymać równowagę. Minnie wygląda zza krawędzi łodzi ze strachem, ale widząc, w jakim jestem stanie, wybucha szaleńczym śmiechem. Sam zaczynam chichotać nerwowo, a on, kręcąc głową z rozbawieniem, pomaga mi się wdrapać z powrotem do łódki.

Nieważne, że zniszczyłem strój i jest mi zimno. Cieszę się jak szalony, bo właśnie udało mi się go rozśmieszyć, a to przecież dla mnie najważniejsze. Nic oprócz tego się dla mnie nie liczy. Minnie ma cudowny śmiech. Mógłbym słuchać go całą wieczność.

Kiedy już siedzę bezpiecznie na pokładzie, oboje zaśmiewamy się jak wariaci. Bo przecież nie na co dzień widzi się chłopka w przebraniu pedobeara, wpadającego do wody prosto z niewielkiej, dziecięcej łódeczki. Taemin wyciera łezkę z kącika oka i opiera dłonie na moich kolanach, wciąż odzianych w strój niedźwiedzia. Mimo grubego materiału wstrząsa mną dreszcz.

- Wybacz, Kai, Niedźwiadku, ale to było przezabawne - mówi prosto z mostu i znów parska śmiechem, a ja udaję urażonego, zakładając ręce na piersi i odwracając niedźwiedzi łeb w bok. Taemin szturcha mnie w bok, aż w końcu postanawiam mu wybaczyć i również parskam cichym śmiechem.

- Niedźwiedź Kai ma ładny śmiech. BongDal też się tak śmieje? – zagaduje, przyglądając mi się z fascynacją. Prycham pod nosem, tuszując chwilową niemożność znalezienia głosu.

O Boże, czy on powiedział, że mam ładny śmiech..?

- Oczywiście, że tak – odpowiadam schrypniętym z zimna i z emocji, nieswoim głosem. - To ta sama osoba. Nie do końca identyczna, ale jednak mamy coś wspólnego.
Kiedy dobijamy do brzegu, Taemin wyskakuje z łódki, chwytając mnie za łapę, bym znów nie wylądował w wodzie. Dopada mnie dziwne uczucie, kiedy rozglądam się niepewnie dookoła. Jest za ciemno, wokół prawie już nikogo, oprócz kilku składających swoje stoiska pracowników. O dziwo, jeszcze nikt nie zauważa naszej obecności.

- O której zamykają? - Pyta Taemin, a ja łapię go delikatnie za ramię i patrzę na nadgarstek, gdzie znajduje się srebrny zegarek.

- Już zamknęli – mówię ze strachem. Taemin jest jednak zupełnie niezrażony. Rozgląda się dookoła z tą samą, zaciętą miną, którą zobaczyłem u niego, gdy zapytałem, czy chce iść na karuzelę. Trochę mnie to niepokoi, ale postanawiam o nic na razie nie pytać.

- Gdzie jeszcze nie byliśmy? – Kieruje się żwawo do przodu, a ja, coraz bardziej zaskoczony, idę w ślad za nim.

- Dom strachów. – Moim oczom ukazuje się stworzony na kształt starego i zniszczonego domu budynek. Dostrzegając łobuzerski błysk w oku Taemina, natychmiast zaczynam żałować, że o tym wspomniałem. Odchrząkuję, nagle czując się niepewnie. – Tylko że on i tak jest już zamknięty. Co prawda wiem, gdzie przechowują klucz dostępu dla pracowników, ale… Nie bałbyś się? – pytam na wszelki wypadek, chociaż wiem, że go tym zdenerwuję. Prycha z pogardą, sprawiając, że jego jasna grzywka podskakuje komicznie.

- Ja? Proszę cię. Idziemy! – Ponownie chwyta mnie z rękę i żwawo idzie w stronę budynku. Kręcę głową, mając nadzieję, że uda mi się nas stamtąd później wyprowadzić. Staram się zachowywać jak najciszej, byleby nikt nas nie przyłapał. Moja praca stałaby wówczas pod znakiem zapytania. Operator jak zwykle klucze zostawia w budce tuż przy atrakcji. Wybieram odpowiedni pęk i podaję go Taeminowi, bo ja swoimi ogromnymi łapskami raczej nie utrzymałbym tak małego przedmiotu. Dalej jestem pod wrażeniem, że chłopak wciąż nie spytał mnie, dlaczego jeszcze nie zdjąłem stroju. Może tak było dla niego łatwiej, jak i dla mnie? Dzięki mojemu abstrakcyjnemu przebraniu cały wieczór stawał się jeszcze bardziej nierealny i niesamowity.

- Ale super, wkradam się do domu strachów. - Śmieje się pod nosem Minnie, kiedy mocuje się z zamkiem u drzwi, a ja unoszę delikatnie kąciki ust, przyglądając mu się z czułością. Udało mi się poprawić jego nastrój i sprawić, że przestał myśleć o tym dupku, Minho. Przynajmniej na chwilę obecną jest zajęty czymś zupełnie innym. Wchodzimy do wnętrza i oczywiście dookoła otacza nas ciemność. Pocieszam się faktem, że żaden straszny, plastikowy nietoperz czy pająk nie wyskoczy na nas znienacka, gdyż wszystkim steruje gościu w budce, który już dawno skończył pracę.

- Wiesz, że nic nie zobaczymy? – stwierdza, kiedy dalej trzymając się mojego futra, powoli idzie za mną w głąb pomieszczenia.

- Oj tam, i tak jest wystarczająco strasznie. - Zatrzymuję się, stwierdzając, że korzystając z ogarniającego nas mroku, chyba powinienem już ściągnąć z siebie to niewygodne i zupełnie przemoczone coś.

- Co robisz? – Pyta szeptem Taemin, wyczuwając mój ruch.

- Ściągam ten okropny kostium. W gruncie rzeczy dobrze się stało, że mnie nie widzisz – dodaję z zażenowaniem, zrzucając z siebie ciężką głowę niedźwiedzia. Co za ulga. Wreszcie czuję, że mogę normalnie oddychać. Taemin śmieje się niepewnie i puszcza się mojego ramienia, kiedy zaczynam rozpinać strój. Słyszę, jak robi ostrożny krok do tyłu.

- Haha… A co, jesteś aż taki brzydki? – Prycham nerwowo, bojąc się cokolwiek powiedzieć. Mam nadzieję, że w jego mniemaniu nie. Kiedy cały strój ląduje gdzieś na ziemi, wreszcie wypuszczam ciężko powietrze. Nadal jestem odrobinę mokry, ale w budynku i tak jest trochę duszno i nie odczuwam zimna aż tak bardzo, jak na zewnątrz. Odgarniam z czoła spocone włosy i staram się dostrzec drobną sylwetkę Taemina w ciemności. Zawsze miałem dobry wzrok, jeśli chodziło o ciemność i po chwili widzę dokładnie zarys jego figury. Stoi do mnie przodem ze spuszczoną głową. Milczy. Wzdrygam się, kiedy czuję, jak jego ciepła dłoń ląduje na mojej klatce piersiowej. Patrzę zaskoczony na to miejsce, a później próbuję w tej cholernej ciemności dostrzec jego twarz.

- Nie jest ci zimno? – pyta bardzo cicho. Moja koszulka nadal jest mokra i przylepiona do ciała.

- Nie. Właściwie, trochę tu gorąco – odpowiadam powoli, zdając sobie sprawę, że nieoczekiwanie temperatura podskoczyła jeszcze bardziej. Czuję to wszechogarniające napięcie i łomot mojego serca. On też to czuje, wciąż zaciskając palce na cienkim materiale. Mruczy coś niezrozumiale, jednocześnie robiąc krok do przodu. Wiem, że za moment wydarzy się coś niezwykłego. Coś, co zmieni wszystko raz na zawsze i nieodwracalnie.

Nagle mocne szarpniecie sprawia, że wręcz na niego wpadam, a on jakimś cudem w tej niezmętnionej ciemności odnajduje moje usta. Wtedy chyba powoli zaczynam umierać. Znów. Nie jesteście sobie w stanie wyobrazić, ile razy taka fantazja ukazywała się w mojej głowie. Praktycznie za każdym razem, gdy tylko go widziałam, jak i wtedy, gdy samotnie leżałem w łóżku, siedziałem w autobusie, na lekcji, na treningu... Teraz… Teraz to działo się naprawdę. A ja stałem jak słup soli, nie wiedząc co robić. Fakt, że nie do końca w takich okolicznościach wyobrażałem sobie nasz pierwszy pocałunek, ale szczerze mnie to nie obchodziło.

Męczyła mnie tylko jedna rzecz, która nie pozwalała mi do końca skupić się na jego miękkich wargach, poruszających się w idealnej synchronizacji wraz z moimi. W głębi serca czułem, że Taemin mnie w tym momencie zwyczajnie wykorzystuje. Że robi to, by zapomnieć o bólu, jaki sprawił mu Minho… Albo zupełnie odwrotnie, by dotykając mnie, wyobrażać sobie jego.

Mimo niepewności i strachu, nie mam ochoty go odepchnąć. Przyciągam go mocniej do siebie. Czuję, że delikatnie drży w moich ramionach, kiedy jego ręce unoszą się, a palce wplatają w moje wciąż wilgotne włosy. Moje ciało przechodzi przyjemny dreszcz. Jego ręka wędruje od karku, przez ramię i wzdłuż mojego boku, a ja rozchylam jego usta, wsuwając do środka język. Niemal słyszę, jak szybko bije jego serce, a ja zdaję sobie sprawę, że prawdopodobnie Minnie nigdy jeszcze się tak nie całował. A skoro nigdy się tak nie całował… Przecież dobrze wiem, jak to się skończy. Wiedziałem już wtedy, kiedy patrzył na mnie z tą swoją zaciętą miną. Chcę jednak, żeby zapamiętał to jak najlepiej i wspominał jako cudowne doświadczenie. Żeby nie żałował. Delikatnie trącam jego język swoim, staram się go rozluźnić, masując jego plecy. Czuję jego dłoń wkradającą się pod moją koszulkę, podsuwa mi ją pod samą szyję, dotyka obojczyków. Na mojej skórze pojawiała się gęsia skórka, kiedy jego dłoń powoli gładzi moje mięśnie brzucha. Zaczyna poczynać sobie coraz śmielej. Wsuwam w tylną kieszeń jego spodni dłoń, a on wzdycha cicho, przechylając głowę w bok. Przechodzi mnie dreszcz na tą reakcję, wiec bez zastanowienia ściskam delikatnie jego pośladek. Jego dłonie zaciskają się na moich ramionach, wpija się w moje usta jeszcze mocniej. Czuję rozpływające się po moim ciele ciepło i mam wrażenie, że moja mokra koszulka i spodnie zaczynają parować od gorąca, które oboje wytwarzamy. Taemin zaciska dłonie na mojej koszulce, na chwilę odsuwając się ode mnie, by przeciągnąć materiał przez moją głowę. Czuję jego ciepły oddech na własnej szyi, kiedy niepewnie składa na niej pocałunek, a ja wypuszczam delikatnie powietrze zaczynając rozpinać sprawnie guziki jego koszuli. Dalej nie mogę uwierzyć w to, co się dzieje. Jego ręce błądzą po moim ciele, a ja zastanawiam się, czy dobrze robimy. W końcu Taemin nawet nie wie kim jestem. Pewnie wyobraża sobie mnie jako tego cholernego Minho, ale koniec końców… Chcę tego. Cholernie, bardzo, nawet jeśli później będzie mnie unikał, czy nawet zapomni. Postaram się jednak za wszelką cenę, by zapamiętał to jak najlepiej. Zrzucam w końcu z jego ramion cienką koszulę i całuję delikatnie kącik ust. Powoli zasysam delikatnie jego dolną wargę, gładząc miękką skórę. Wydaje się odznaczać na tle ciemności. Biała, cienka jak pergamin. Od razu kieruję swoje pocałunki na linię szczeki i zasysam się na szyi, pozostawiając delikatny ślad, który pozwoli Taeminowi na następny dzień stwierdzić, że to nie był sen. Jęczy cicho, a ja znów czuję dreszcze. Przyciągam go bliżej, wsuwam kolano między jego nogi, rękę znów wsuwam do tylnej kieszeni.

Taemin jęczy cicho i to sprawia, że wiem, iż nie przestanę, choćby nie wiadomo co. Pcham go w swoją stronę tak, że moje kolano ociera się o jego krocze i wyłapuję kolejny syk. Czuję jego ręce na szyi i powoli odrywa mnie od swojej piersi. Całując mocno, od razu wdziera się językiem między moje usta. Na chwilę zakręciło mi się w głowie, przez co wylądowaliśmy na ziemi, na szczęście na moim mokrym, ale miękkim kostiumie. Taemin wspina się na mnie i siada na moich biodrach okrakiem. Zagryzam wargę, wypuszczając jedynie ciche westchniecie. Jego całe ciało drży tak samo jak ręce, którymi błądzi po mojej nagiej piersi. Wiem, że się denerwuje. Znów zadaje sobie pytanie czemu to robi, ale nie chce znać w ostateczności odpowiedzi. Przyciągam go do kolejnego pocałunku, rozpinając pasek jego spodni, następnie guzik i rozporek. Robi to samo, choć wychodzi mu to nieporadnie, ale nie popędzam go. Z moich ust wyrwa się cichy jęk, kiedy Taemin pociera wybrzuszenie w moich spodniach. Zagryzam wargę i ciągnę za jego spodnie, szybko zmieniając nasze pozycje. Trzymam go za kark, kiedy się odwracamy i kładę delikatnie na tym głupim przebraniu. Jego spodnie są gdzieś daleko. Ocieram o siebie nasze erekcje, a Taemin nie kryje swoich jęków. Wydaje mi się być bezwstydny… Nie znam go z takiej strony. Sam po chwili delikatnie szarpie za moje spodnie, więc pozbywam się ich. Nie robię nic, na co by mi nie pozwolił. Delikatnie stymuluję jego członka przez materiał bokserek. Widzę, jak wije się pode mną. Czuję to. Odpycha moje dłonie, pociągając znów do pocałunku, sam zaczyna delikatnie ocierać się o moją męskość. Wzdycham w jego usta, a on wykorzystuje to, by wkraść się do wnętrza moich. Czuję, jak sam ściąga swoje bokserki, szarpiąc jedną ręką i moje. Odpycham jego dłoń, powoli zsuwając materiał z mojego ciała, kiedy czuję, że Taemin jest nagi. Dziękuję wszystkiemu, na czym świat stoi, że mój wzrok w ciemności jest taki dobry. Do tego księżyc wkradł się przez szparę oświetlając nikle jego twarz. Nie może zobaczyć mojej, ale ja jego owszem. Delikatne rumieńce, uchylone usta i zamglone spojrzenie. Wygląda pięknie. Pochylam się nad nim i całuję czule, gładząc go po rozgrzanym policzku, drugą ręką delikatnie drażnię wrażliwą skórę po wewnętrznej stronie ud. Rozchyla je nieśmiało, a ja odsuwam się od jego ust, by naślinić własne place. Szybko podnosi głowę zaczynając całować moje obojczyki, więc pochylam się odrobinę. Kiedy czuję, że wystarczająco dużo śliny zostawiałem na własnych palcach, wędruję powoli w stronę jego wejścia. Chcę to odciągać, by mógł mnie powstrzymać, ale nic nie robi, rozchylając nogi jeszcze bardziej i zakrywa twarz dłońmi. Pochylam się nad nim, kiedy z jego ust wymknął się kolejny jęk po tym, jak moje palce znalazły się na miejscu.

- Zatrzymaj mnie - mówię, właściwie to proszę. Odsuwa dłonie i mogę spokojnie patrzeć w jego oczy.

- Nie chcę - szepcze a ja w tym samym momencie delikatnie wsuwam w niego jeden palec. Krzywi się, gdy składam na jego twarzy motyle pocałunki, mówiąc, że za chwilę przejdzie.

Rozciąganie Taemina trwa w nieskończoność. Przynajmniej mam takie wrażenie. Nie chcę mu zrobić krzywdy, więc wszystko robię delikatnie i powoli, ale i tak nie jestem w stanie powstrzymać jego cichych pisków. Zawsze się zatrzymuję, ale on mnie popędza. Kiedy wiem, że rozciągnąłem go wystarczająco, usadawiam się wygodnie między jego nogami, umiejscawiając swojego członka tuż przy jego wejściu. Pochylam się i zamykam jego wargi, wsuwając się w niego. Wykrzywia kręgosłup tak, że nasze klatki piersiowe stykają się. Ciągnie za włosy. Gryzie moje wargi. Ale nie powstrzymuje mnie. Jest jak zwierzę. Jego ruchy są drapieżne, płynne… Ale tak cholernie uroczo nieśmiałe. Odsuwa moje usta od swoich na milimetry, kiedy już jestem w nim cały. Czuję jego oddech na swoich wargach. Delikatnie drażni moją nabrzmiałą skórę. Bierze głębszy wdech i porusza biodrami, odchylając głowę do tyłu. Zasysam się na jego szyi, rozumiejąc ten ruch jako przyzwolenie do działania. Poruszam się płynnie i delikatnie. Lekcje tańca pozwalają mi utrzymywać moje biodra w tym samym, płynnym rytmie. Taemin znów kręci się pode mną, krzyczy coś. Mam tylko nadzieję, że to nie imię tego dupka. Oplata moje biodra swoimi nogami i wychodzi naprzeciw moim uderzeniom. Zawsze tak samo mocnym. Tak samo głębokim. Jęczy coraz głośniej, a ja przymykam oczy, rozkoszując się tym przyjemnym dźwiękiem, który wywołuje na moim ciele gęsią skórkę.

Czuję, że nam obojgu niedużo zostało do końca. Taemin drapie mnie po plecach, zostawiając piekące ślady, a moje biodra zaczynają wypadać z rytmu. Przyciska czoło do mojego ramienia i szepcze coś. Staram się skupić na jego słowach i kiedy dochodzę w niego, uderzam mocniej, słysząc to, co mówi.

- Kai, Kai… ah. Kai… proszę… Kai…

I tak w kółko. Zdając sobie z tego sprawę, szepczę cicho jego imię wprost do jego ucha. Brudzi mój brzuch własną spermą, a ja uderzam ostatni raz i kładę go delikatnie na stroju. Teraz już nie tylko mokrym od wody. Staram się połapać w tym wszystkim, co właśnie się stało, ale Taemin mi nie pomaga. Kiedy wysuwam się z niego, jęczy cichutko i przytula się do mnie, całując w ramie. Odsuwa swoją głowę od mojego ciała i chyba chce usiąść, ale w tedy jego ręką nacisnęła jakąś wajchę. Dużo było tu takich rzeczy. Kiedy psuł się panel kontrolny, ludzie ubrani na czarno wciskali wajchy, żeby uruchamiać atrakcje. I właśnie tak stało się tym razem. Nagle wielki, świecący w ciemności szkielet, wyskakuje gdzieś z boku a przerażony Taemin uskakuje w bok, uderza o ścianę. Podchodzę do niego, ale widzę, że ma zamknięte oczy. Zemdlał. Pojawienie się szkieletu sprawiało, że małe światełko zaświeciło się gdzieś w ciemnościach. Teraz widzę Taemina tysiąc raz wyraźniej i jest milion razy piękniejszy. Nawet nieprzytomny. Łapię ten kostium i wycieram swój i jego brzuch oraz uda. Odnajduję nasze ubrania i ubieram go w jego własne, później zakładam swoje. Jestem przerażony. Boję się, że mogło mu się coś stać. W tym nikłym światełku widzę, że nie krwawi, więc z ulgą przerzucam sobie przez ramię mokry strój, na głowę zakładam łeb, a Taemina niosę na rękach i wychodzę. Zostawiam go na chwilę na ławeczce tuż przy budynku, do którego idę zanieść  kostium, i wracam do niego biegiem. Jest godzina druga dwadzieścia, a ja niosę Lee Taemina do jego mieszkania, mając nadzieję, iż nie spotkam jego rodziców.

Kiedy kładę go do jego własnego łóżka, składam na jego nadal napuchniętych ustach delikatny pocałunek, mając nadzieję, że kiedyś będę mógł porozmawiać z nim twarzą w twarz. Moją normalną, a nie pluszową. Wychodzę przez okno.

Czyżby ninja?

~*~

Taemin

Budzik dzwoni donośnie i irytująco, wygrywając jakąś skoczną melodyjkę, i tym samym obwieszczając mi bezlitośnie, że powinienem już wstawać. Zamiast tego przekręcam się na drugi bok, cały zaplątany w pomiętą kołdrę i prześcieradło, po czym agresywnie zrzucam to narzędzie szatana z szafki nocnej, mając nadzieję, że dzięki temu zyskam jeszcze kilka dodatkowych minut błogiego snu. Niestety, moje marzenia zostają tragicznie rozwiane, bo budzik nie ma zamiaru się zamknąć. Teraz wkurzająca muzyczka robi się jakby jeszcze głośniejsza i nie mam już wyboru, muszę usiąść i własnoręcznie go wyłączyć, chociaż oczy wciąż mam zlepione od snu i praktycznie jestem nieprzytomny.

Auć.

Opadam z powrotem na poduszki, czując, jak moje ciało przeszywa ostry ból. Moje powieki, chcąc nie chcąc, rozwierają się szeroko, a ja gapię się tępo w sufit ozdobiony kiczowatymi, odblaskowymi gwiazdkami, pamiątką po dzieciństwie, które już dawno minęło. Jestem w swoim własnym łóżku, w swoim własnym domu i ta myśl natychmiast mnie uspokaja. Jedyne, czego nie potrafię zrozumieć, to fakt, że wszystko tak okropnie mnie boli. Głowa, ramiona, nogi, biodra, brzuch… To ostatnie pewnie z głodu. Przecież moją jedyną kolacją była wyjątkowo niesmaczna wata cukrowa.

Wciąż lekko zamroczony zwlekam się z łóżka, nasłuchując, czy w mieszkaniu jest ktoś oprócz mnie, ale najwyraźniej rodzice dawno już wyszli. Ja też powinienem, inaczej przecież spóźnię się do szkoły. Jednak wystarczy, że robię parę kroków w kierunku łazienki i już tracę cały mój zapał, stwierdzając, że czuję się po prostu źle. Nic się nie stanie, jeśli raz zrobię sobie wolne od obowiązków.

Podpieram się o umywalkę i spoglądam w lustro, omal nie podskakując przy tym z przerażenia. Wyglądam jak siedem nieszczęść. Blady, z zaczerwienionymi oczami i spuchniętymi ustami, w tych samych, co wczoraj, przepoconych ciuchach, czuję się po prostu brudny. A kiedy z wolna przypominam sobie wszystkie wydarzenia ostatniego wieczora, to uczucie narasta i zamienia się w zwykłą panikę. Osuwam się na podłogę, nie mając odwagi spojrzeć sobie w twarz.

Co ja najlepszego narobiłem?

Kłótnia z Minho, zerwanie, potem moja histeria, facet w przebraniu niedźwiedzia, którego twarzy nawet nie miałem okazji poznać. Co, jeśli to był jakiś zboczeniec? Zresztą, co ja w ogóle mówię, OCZYWIŚCIE, że to był jakiś zboczeniec. Wycieczka po wesołym miasteczku, karuzela, której tak się zawsze obawiałem nagle nie okazała się wcale taka straszna. Kolorowe łódki, balony, dom strachów… Dom strachów.

Naprawdę straciłem swoje dziewictwo z jakimś przypadkowym kolesiem, który miał niedźwiedzi łeb zamiast głowy, i to w dodatku zrobiliśmy to w takim miejscu?! Co ja sobie wyobrażałem..? Że dzięki temu nagle stanę się dorosły, pokażę temu idiocie, Minho, że jestem… czym? Zwykłą dziwką.

Mam ochotę podkulić nogi pod brodę i zwyczajnie zacząć płakać z bezradności i rezygnacji, ale jakby zupełnie na przekór temu jakaś uparta część mnie każe mi wstać. Robię zaciętą minę do swojego odbicia i wchodzę pod prysznic, mając zamiar zmyć z siebie cały ten brud. Nie chcę znowu dziecinnie uciekać od problemów.

Postanawiam, że muszę znaleźć tego chłopaka, kimkolwiek jest i zażądać od niego wyjaśnień. Poza tym, ja chyba też jestem mu winien wyjaśnienia. I przeprosiny, że tak paskudnie go wykorzystałem.

Z jakiegoś powodu nie czuję żalu, jedynie wstyd.

W pośpiechu narzucając na siebie czyste ubrania, przechodzę przez salon, dostrzegając przyczepiony do sufitu różowy, napełniony helem balon w kształcie serca. Chwilę wpatruję się w niego intensywnie i już wiem, dokąd mam iść. Uśmiecham się do siebie słabo, sprawdzając listę nieodebranych połączeń w telefonie. Kilka od mamy, esemes od Kibuma, w którym pyta, jak poszła randka i… dwadzieścia cztery od Minho. Zaciskam usta w wąską linijkę i wykasowuję je wszystkie jednym kliknięciem. Samego numeru jeszcze nie jestem w stanie usunąć. Może kiedyś, jak będę w lepszej formie.

Wesołe Miasteczko o tej porze wciąż jest jeszcze zamknięte. Tego się spodziewałem. Przemykam niepostrzeżenie obok przysypiającego w okienku biletowym strażnika i wchodzę do środka, napawając się ciszą. Wszystkie karuzele stoją w miejscu, nie słychać żadnej muzyki, jest po prostu… spokojnie. I ani żywego ducha, oprócz mnie. Wygląda to trochę jak scena z horroru, świat po zombie apokalipsie w wyjątkowo przerażającej scenerii. Chyba faktycznie nie powinienem oglądać tylu horrorów.

- Kai?! – szepczę sam do siebie, błądząc między zastygłymi w miejscu maszynami. Czuję przebiegający mi po plecach dreszcz na widok budynku domu strachów, ale nie do końca wiem, czy to z niepokoju, czy z jakiegoś innego powodu. – Kai, jesteś tu..?
Wiem, że nawet gdyby tu był, nie usłyszałby mojego cichego mruczenia. To bezsensowne, ale chyba umarłbym z niecierpliwości, gdybym miał czekać do wieczora. Przygnębiony, siadam na tej samej ławeczce, na której dzień wcześniej wylewałem potoki łez, a wraz z nimi cały swój ból i nienawiść. Teraz miotają mną zupełnie inne uczucia.

- Przepraszam? – Podrywam głowę do góry, wbijając wzrok w wysokiego chłopaka, który nie wiadomo skąd pojawia się nagle tuż przede mną. Ma rozczochrane, ciemne włosy i regularne rysy twarzy, jego długie rzęsy rzucają cienie na opalone policzki. Biała koszula opina się na klatce piersiowej i ramionach, ukazując wyraźnie zarysowane mięśnie. Wygląda obco, ale z drugiej strony tak bardzo znajomo. Przez chwilę tylko na siebie patrzymy, potem on powoli spuszcza głowę. Stoi z zażenowaną miną, zagryza uroczo dolną wargę i usilnie stara się nie patrzeć mi w oczy, podczas gdy gwałtownie wyciąga w moją stronę rękę. Trzyma w niej różowy balonik w kształcie serca.

Bezwiednie chwytam za splątany sznureczek, czując, jak moje własne serce gwałtownie przyspiesza.

- Nazywam się Taemin – mówię lekko schrypniętym głosem. – Czy… Czy Kai jest tutaj?

Chłopak zerka na mnie wzrokiem przepełnionym bezgranicznym uwielbieniem. Czuję, jak moje policzki też powoli pokrywają się rumieńcem.

- Nie, Kaia tutaj nie ma – odpowiada, a na jego usta wpływa łagodny uśmiech. – Ale jest Jongin. I pyta, czy nie chciałbyś może iść z nim na karuzelę..?




Kei! Jeszcze raz wszystkiego najlepszego. Mam nadzieję że nasze ff, które mimo wielu przeszkód razem z Miss.Alice napisałyśmy, przypadło ci do gustu i nie masz ochoty nas zabić czy coś...Mam nadzieję, że będąc już tak blisko dorosłości, wszystkie twoje problemy będą rozwiązywać się gładko, a każde nowe powstające, będziesz przyjmować z otwartymi ramionami i z zaciętą miną by jak najszybciej się ich pozbyć. Niech nawiedza cię więcej szczęścia niż tych wszystkich kłopotów i miłość oczywiście! Każdy jej potrzebuje a tobie należy się stokrotnie mocniej! Kochamy Cię!
G.G


15 komentarzy:

  1. Awww to jest świetne !!! Oj coś czuję że bd często do tego wracać <33
    Suuper to wyszło :**
    Ps. zapraszam na yaoidreams.blogspot.com <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow! To było najlepsze, co kiedykolwiek przeczytałam na tym blogu :D Świetnie Wam wyszło i było takie rozkosznie długie *_* Cała fabuła świetnie wymyślona z tym niedźwiedziem, a i Kai, którego normalnie nie lubię, był tu całkiem słodki i uroczy :D No i scena erotyczna *_* I takie urocze zakończenie;d Rozpływam się.

    OdpowiedzUsuń
  3. Yay pisanie razem naprawdę świetnie wam wypadlo. Idealnie opisalyscie odczucia bohaterow i ten motyw z niedźwiedziem.. juz myslalam ze Tae zobaczy jego twarz a tu boom i nic xD tajemniczy Kai musi byc zawsze tajemniczy xD w ogole jak zaczelam to czytac mialam odczucie jakby to byla prawdziwa historia a Taemin opowiadal jak narrator w filmie xD rozmowa Kai i Tae przypominala mi caly czas Kali jesc Kali pic xD i koncowka taka swietna *-* fajnie byloby przeczytać jeszcze jakies opowiadanko wspolnie pisane bo jakby bylo tak dobre jak to to z chęcią przeczytam ^-^
    Miyako ; 3

    OdpowiedzUsuń
  4. Jejku, dziewczyny... Kompletnie się nie spodziewałam, jejku. ;__; Tak bardzo mi miło, tak bardzo się cieszę, dziękuję <3. Kocham Was, pamiętajcie o tym. Zawsze. Zawsze.
    To było genialne. W sumie spytajcie Hurri o moje reakcje, to przytaknie. Cholera, dziewczyny, to było naprawdę cudowne. Charakter Jongina tak bardzo przypadł mi do gustu, tak bardzo kocham tą parę i tak bardzo nienawidzę tutaj Minho (wybacz, dryblasku), że po prostu hefuidndef. Co ze mną zrobiłyście...
    Zdesperowany Taemin oddający się Kai'owi w domu strachów... To wychodzi, kiedy zbiorą się Alice i Gomili. xD Naprawdę genialne, dziewczyny. Bardzo mi się podobało.
    I końcówka tak całkowicie słodka, tak bardzo mnie wszystko rozczulało, zachowanie Kaia... Naprawdę, jejku. Jejku.
    Jestem tak bardzo szczęśliwa, mimo tego, że urodziny już się skończyły. Kocham Was obie. Bardzo. Dziękuję <3
    Kei.

    OdpowiedzUsuń
  5. To moje pierwsze opowiadanie na tym blogu i mam teraz małego smaka na inne.^^ Dodatkowo było to moje pierwsze TaeKai i przyznam, że tan paring całkiem przypadł mi do gustu. Na prawdę polubiłam Kai i jego obsesyjną miłość.^^ Lubię takie dziwne postacie, których zachowanie wydaje się wręcz nienormalne.
    Zakończenie również było przesłodkie.:3 Chyba na długo pozostanie mi w głowie, dzięki swojej unikalności. Uśmiecham się na samą myśl odpowiedzi Kai'a. :3

    OdpowiedzUsuń
  6. Yey... Wow... Świetne! BongDal. BongDal mnie zabił XD Tak samo jak idiota Minho, Kai-niedźwiedź, scena w domu strachów *________* jej zakończenie XD
    No i następny dzień <3
    miłoooźdź♥ !!
    kocham i pozdrawiam XD

    OdpowiedzUsuń
  7. GE NIA LNE! Jak dla mnie moglybyscie to kontynuowac. Byloby z tego takie krotkie opowiadanko. Na koncu omal się nie poplakalam. Zaloze się ze gdyby leciala jakas wzruszajaco-romantyczna pioseneczka to ryczalabym jak bobr. To było takie slodkie, niewinne, nieporadne i odwazne za razem. Sama chcialabym takiej milosci. Historia niezykle wciagajaca i oryginalna. Gratuluje i zycze weny na dalsze wojaze.

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo wzruszajace, piękne, wręcz bajeczne *.*
    Jakos tak na każdym TaeKai sie wzruszam, nei ważne czy to drama, romans, czy horror, zawsze sie wzruszam...
    -chuchu

    OdpowiedzUsuń
  9. BOSZE TO EJST TAG BARDZO 6$(^_#$^_^% ŻE NIE MOGĘ D: ♥
    TAKIE UROCZE, WSZYSTKO SUPER, KOŃCOWA SCENA Z PONOWNYM DANIEM BALONIKA I DIALOG NO GENIALNE I WGL ŻE KAI BYŁW STORJU PEDOBEARA XDDDD
    JEDYNE OC MNIE OBLI TO TO, ŻE DLA MNIE KAI TO 4EVER UEK Z TAEMINEM, BO TAEMINT O JEGO HYUNG ALE TRUDNO, BYŁO SUPER NAPISANE, JA MAM FANGIRLE, WSZYSTKO JEST W POŻĄDKU ♥

    OdpowiedzUsuń
  10. Aww świetne ^^ ten blog przekonuje mnie do tego, czego nie shippuję ;o

    OdpowiedzUsuń
  11. Wow fajne ^^ rozwalaly mnie wasze teksty :D haha. I ten koniec taki pedoberski ze leze i sie smieje haha ^^ ogolnie Kai pedober mnie rozwalil xD .Haha, super robota :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Proszee napisz do tego cos jeszcze to nie moze sie teraz skonczyc proszeee to bylo pieknee !! ;3 >.<♥♡♥♡♥♡

    OdpowiedzUsuń
  13. Rok 2015. A ja dalej wracam do tego ff. I dalej go kocham ♡

    OdpowiedzUsuń
  14. Łaa, genialny one-shot. Na gwałt potrzebowałam jakiegoś TaeKaia i trafiło mi się coś takiego <3 Bardzo się cieszę, że wątek tajemniczości został utrzymany do samego końca. Nie jestem zwolenniczką seksu przy pierwszym spotkaniu, ale tutaj było to jak najbardziej wskazane. Idealnie trafiłyście w mój gust :>>

    OdpowiedzUsuń
  15. Jakie to było słodkie!!! Jejku zakochałam się w tym. Od początku do końca mi się podobało i o dziwo nie ma tutaj nawet jednej rzeczy do której mógłbym się przyczepić
    Wraz z każdym następnym ff mam wrażenie że to właśnie to - moje ulubione ale czytając kolejne... Mimo to będę twierdzić że choć nie jest wyjątkowe niepowtarzalne czego szukam czytając różne książki i opowiadania z neta to jest świetne i jest jednym z moich ulubionych :))

    OdpowiedzUsuń