czwartek, 14 sierpnia 2014

"Describe my singing"

Tytuł: "Describe my singing"
Pairing: ChenKai (EXO)
Gatunek: AU, obyczaj, romans, komedia, fluff
Rating: G
Opis: W większości wypadków opisanie czyjegoś śpiewu jest jak tańczenie na temat architektury, ale gdy do chęci opisania śpiewu dołącza miłość wszystko staje się możliwe.
Uwagi: Pod "♥" znajduje się link z muzyką ^^
Korekta by Nejimakidori



            Jongdae od jakiegoś czasu żył rutyną.
            W każdą środę, czwartek i piątek o osiemnastej chodził do teatru, gdzie odbywały się próby chóru. W sobotę dawali koncert, a w niedzielę Jongdae spotykał się w kawiarni YooRim z Kyungsoo, Lu Hanem i ZiTao. Pozostałe dni lub od rana do piętnastej pracował w sklepie muzycznym. Jongdae lubił swoją pracę; lubił spotykać się w teatrze i śpiewać, lubił spotykać się z przyjaciółmi. To wszystko było dla niego takie normalne i oczywiste. Nigdy nie myślał o tym, by pójść na imprezę, bo nawet nie miał z kim. Nie myślał też, żeby gdzieś wyjechać, bo Seul był jego domem, nie chciał go opuszczać. Jongdae mieszkał na obrzeżach miasta, w dość zadbanym apartamentowcu, wynajmując niewielkie, ale jak dla niego wystarczająco duże mieszkanie.
            Jongdae nawet nie odczuwał samotności. Jego kotka Sunny wystarczała mu jako towarzystwo, jeśli chodziło o jego lokum. Cały czas siedział wśród ludzi. Ktoś się kręcił w sklepie, przebywał z przyjaciółmi w teatrze i kawiarni. Uważał swoje życie za idealne. I nikt nigdy nie wmawiał mu, że tak nie jest.

            Próby chóru to coś, na co Jongdae czekał najbardziej w ciągu całego tygodnia. Lubił śpiewać i wychodziło mu to bardzo dobrze. Razem z nim śpiewali Kyungsoo i Lu Han. ZiTao także pracował w teatrze, ale raczej zajmował się charakteryzacją aktorów, czy chociażby samego chóru na ich występy. Jongdae nie chodziło nawet o to, że dostawał całkiem sporo pieniędzy za każdy koncert. Tu chodziło o fakt, co czuł, gdy śpiewał i że mógł się dzielić tym wszystkim z ludźmi, którzy przychodzili do teatru.
Podczas prób budynek albo sala, w której ćwiczyli, zazwyczaj była zamknięta. Jedynymi osobami, które przewijały się po sali byli albo jacyś statyści, sami chórzyści czy pracownicy teatru.
Jongdae nie często zwracał uwagę na to, co dzieje się dookoła niego. Koncentrował się na dyrygencie lub na chórmistrzu, w zależności który akurat się do niego zwracał. Dyrygent orkiestry często pytał, w jakiej tonacji śpiewają, lub różne inne rzeczy związane z ich repertuarem. Na chórmistrza zwracał uwagę, bo to on właśnie kierował całym chórem.
Jongdae należał do Męskiego Chóru Lost Soul. Był głównym solistą, jedynym mężczyzną z ich trzydziestu dwóch, posiadającym rodzaj głosu, jakim jest tenor leggero. Dzięki takiemu głosowi Jongdae z łatwością mógł posługiwać się falsetem, co ciężkie było do zaśpiewania przez zwykłe tenory. Kyungsoo jak i Lu Han śpiewali tenorem lirycznym i także mieli swoje zaszczytne miejsce w chórze. Jongdae nigdy nie zachowywał się w sposób, którym mógł zdenerwować pozostałych członków chóru. Nie obnosił się ze swoją pozycją, z każdym z nich miał dobrą relację, nigdy nie posądziłby ich o coś złego względem niego.
            Tego dnia na próbie Jongdae był wyjątkowo roztargniony. Miał wrażenie, że coś jest nie tak.
– Hej, Jongdae, wszystko okay? – doszedł go szept Lu Hana zza jego pleców.
– No właśnie nie – powiedział mężczyzna, marszcząc brwi.
– Dobrze! Na razie zróbmy sobie przerwę! – krzyknął chórmistrz, ruszając w stronę schodów prowadzących do miejsca pod sceną, gdzie znajdowała się orkiestra. Jongdae niemal natychmiast odwrócił się do tyłu, napotykając zmartwione spojrzenie zarówno Kyungsoo, jak i Lu Hana.
– Nie mogę się skupić – rzekł załamany, ruszając za nimi za kulisy i rzucając uspokajającym uśmiechem na prawo i lewo, kiedy któryś z chórzystów pytał, czy wszystko w porządku.
– Jak to? – zapytał Kyungsoo, kiedy z ciężkim westchnieniem usiadł na krześle. Biedny cały czas stawał na palcach, by wydawać się wyższym. Jongdae uważał to za głupie posunięcie, równie dobrze Kyungsoo mógł stanąć na niskim podeście, ale jego przyjaciel był zbyt dumny, by to robić. Lu Han zaśmiał się z miny Kyungsoo.
– Czy coś się zmieniło na sali? Może jakieś dekoracje? Nie wiem, czuję się jakoś nieswojo – jęknął Jongdae, już zmęczony samym dociekaniem tego, co sprawia, że jest taki niespokojny. Oboje jego przyjaciele spojrzeli na siebie, po czym wzruszyli ramionami.
– Może ZiTao będzie coś wiedział? – podsunął Lu Han. Jongdae kiwnął głową, ruszając w głąb kulis, by zobaczyć wysokiego, czerwonowłosego chłopaka, przemieszczającego się między kilkunastoma wieszakami z ubraniami.
– Cześć ZiTao.
– Cześć, hyung, dziś jesteś jakiś rozkojarzony – zauważył nawet bez spojrzenia na niego młodszy chłopak. Jongdae skrzywił się. Skoro nawet ZiTao dostrzegł jego brak skupienia, to na pewno zrobił to i chórmistrz, który na razie nic na ten temat nie wspomniał.
– No ja właśnie w tej sprawie… Nie wiesz może, czy coś nie zmieniło się na sali? Jakieś rekwizyty… nowi ludzie… cokolwiek? – zapytał. ZiTao spojrzał na niego pierwszy raz, odkąd Jongdae wszedł do garderoby.
– Nie, hyung, nic takiego, a bynajmniej na tej sali się nie dzieje. Ostatnio nie przyjęli nikogo nowego. Coś cię rozprasza?
– No właśnie tak i nie mam pojęcia, co – jęknął Jongdae. ZiTao posłał mu puste spojrzenie i Jongdae wiedział, że myśli już o czymś całkowicie odmiennym niż jego problem ze skupieniem się. Szybko opuścił garderobę, starając się być jak najciszej. ZiTao często miewał takie stany, kiedy zamyślał się na bardzo długo, a potem i tak nikt nie mógł się z nim dogadać, bo szeptał do siebie pod nosem coś o nowych strojach. Jongdae przeszedł z jednego końca sali na drugi, zerkając odruchowo w stronę widowni. Zatrzymał się prawie na samym środku, zdając sobie sprawę, co sprawiało, że nie mógł się skupić. Ktoś był na sali. Siedział co prawda w ostatnim rzędzie, w cieniu po boku, ale Jongdae widział go. Chyba coś pisał, bo był delikatnie pochylony do przodu, a w jednej ręce trzymał ołówek. Nikogo nie było na sali, kiedy mieli próby. Marszcząc brwi, ruszył szybko w stronę Kyungsoo i Lu Hana, którzy już na niego czekali.
– I co? Dowiedziałeś się czegoś? – spytał Han.
– Ktoś jest na widowni.
– Niemożliwe. Nikomu nie wolno tu być – powiedział pewnie Lu Han.
– Może to jakiś pracownik? – wtrącił Kyungsoo.
– No… ale siedziałby na widowni? Zresztą, nigdy go nie widziałem – odrzekł Jongdae. Lu Han zmarszczył brwi i spojrzał na najmłodszego z nich. Kyungsoo powiercił się chwilę na krześle pod spojrzeniem Lu Hana.
– No dobra, wiem kto to. Jezu, Lu Han hyung, nie patrz tak – mruknął.
– Co? – zapytali obaj, zaskoczeni.
–No znam go. To mój stary znajomy ze szkoły artystycznej – powiedział wymijająco Kyungsoo.
– Ale co on tu robi? – zapytał Jongdae.
– Zapraszam go tu od czasu do czasu. Pisze tutaj – wyjaśnił, wzruszając ramionami.
– Pisze? – powtórzył zdziwiony Lu Han.
– No, jest pisarzem. Hyung, nie pamiętasz go? Kiedyś się w nim podkochi–
– DOBRA, WIEM! – krzyknął Lu Han, a Jongdae zaśmiał się z jego zaczerwienionej twarzy.– Kim Jongin? Na serio? – zniżył głos do szeptu. Kyungsoo pokiwał głową.– Nienawidzę cię, gówniarzu – warknął.
– Ale hyung! – zaśmiał się Jongdae, łapiąc za rękę zdenerwowanego Lu Hana, który chyba miał w planach uderzenie śmiejącego się Kyungsoo.– Przecież jesteś już zajęty.
– No to co… on jest dziwny…– jęknął, a Kyungsoo prychnął.
– Kyung, przecież wiesz, że nie wolno nam nikogo tutaj wpuszczać – powiedział Jongdae.
– Wiem hyung, ale jakoś wcześniej go nie zauważyłeś. Może to dlatego, że siedział na balkonie? Mówiłem mu, żeby nie schodził na dół – warknął, a Jongdae przewrócił oczami.
– Mam nadzieję, że teraz będę już mógł się skupić, wiedząc co jest nie tak– odparł tylko cicho Jongdae. Kyungsoo posłał mu powalający uśmiech, a Lu Han westchnął.
– Dobra, do roboty – nakazał bez entuzjazmu.
– Tak, hyung! – krzyknęli razem Jongdae i Kyungsoo, a Lu Han burknął coś tylko o nieznośnych smarkaczach, zanim wszedł na scenę.

Po próbie, która później szła już Jongdae dużo lepiej, mimo nieznajomego mu gościa, czekał przed teatrem na Lu Hana, ZiTao i Kyungsoo, by razem pójść do kawiarni, choć zazwyczaj nie chodzili tam w tygodniu. Widział, jak chłopak z widowni wychodzi z teatru, trzymając w dłoni duży zeszyt i ruszył w przeciwną do niego stronę, znikając zaraz za zakrętem. Chwilę później zobaczył ruszających w jego stronę Kyungsoo, Lu Hana i ZiTao. Po chwili byli już w drodze do kawiarni.

            Kawiarnię, w której sprzedawali – według Jongdae – najlepsze muffiny i owocowe tarty, prowadziła Sung YooRim, dziewczyna Kyungsoo, którą chłopak poznał właśnie w tej kawiarni, kiedy pracował dorywczo jako cukiernik. Często pomagał swojej dziewczynie. Jako kelner pracował tam Oh Sehun, aktualny chłopak Lu Hana, który był uroczym studentem sztuki na uniwersytecie Seulskim. Lu Han, wchodząc do kawiarni i widząc pierwszy raz Sehuna, wtedy takiego chudego, patyczkowatego nastolatka o zbyt długich, czarnych włosach, gapił się na niego jak sroka w gnat tak długo, dopóki YooRim nie podeszła do ich stolika, zdzieliła w łeb Lu Hana ze słowami, żeby przestał napastować wzrokiem Sehuna, bo biedny chłopak czuje się zmieszany. W końcu dowiadując się jak owy chłopak ma na imię, Lu Han zaczął zachowywać się bardzo po męsku. W notatniku chóralnym zapisywał imię Sehuna, dorysowując dookoła różne serduszka tak długo, dopóki Jongdae nie powiedział mu, że walentynkowe serce jest wzorowane na pośladkach pochylającej się kobiety. Kiedy w końcu trójka przyjaciół namówiła go, by wreszcie wrócił do kawiarni (bo oczywiście Lu Han zbyt bał się upokorzenia w stylu ubrudzenia się bita śmietaną czy oblaniem czymkolwiek, by przyjść do kawiarni, więc nie było go z dobre trzy miesiące), Sehun odrobinkę zmienił się, przynajmniej dla Lu Hana. Już nie był aż tak patyczkowaty i nie miał tych przydługich, czarnych włosów. Teraz były krótko wygolone po bokach, a blond, właściwie to platynowa czupryna z uniesioną grzywką sprawiała, że wyglądał dużo doroślej, niż za pierwszym razem. Nic dziwnego było też w tym, że gdy Sehun odwrócił się na dźwięk dzwoneczka przy drzwiach, posłał całej czwórce uroczy uśmiech, na który Lu Han wydał trochę damski jęk. Dzięki Bogu YooRim była tak uprzejmą kobietą, że jakimś cudem namówiła Lu Hana, by porozmawiał z Sehunem, nie ograniczając się jedynie do „Em, cześć” oraz wypowiedzenia swojego zamówienia. Po tym jak zaczęli się spotykać, Jongdae i Kyungsoo często mu dokuczali, nazywając go pedofilem, bo mający dwadzieścia trzy lata Lu Han umawiał się z osiemnastoletnim Sehunem. Tak czy siak teraz byli ze sobą już ponad półtora roku i nic nie wskazywało na to, by to miało się zmienić.
Nie było niczym nowym, że przed wejściem do kawiarni Lu Han stawał na chwilę, by przejrzeć się w swoim telefonie i po kilku zapewnieniach, że tak, oczywiście wygląda przepięknie, mogli w końcu wejść do środka.
– Cześć Hunnie! – krzyknął już na wstępie Lu Han, nie zwracając uwagi na to, że Sehun właśnie obsługuje jakichś ludzi przy stoliku. Chłopak uśmiechnął się nieśmiało, po  czym zapisał ostatnie zamówienie na czas, by mieć wolne ręce i przytulić swojego chłopaka.
– Co tak wcześnie dzisiaj? – zapytała YooRim, wychodząc z kuchni i wycierając ubrudzone mąką ręce w szmatkę, a następnie pocałowała Kyungsoo delikatnie w policzek.
– Lu Han biegł – powiedział ZiTao.
– WCALE, ŻE NIE! – dobiegł ich oburzony krzyk najstarszego z drugiego końca pomieszczenia. Sehun zaśmiał się cicho, głaszcząc uspokajająco Lu Hana po policzku. Ruszyli razem w stronę stolika, który Jongdae i ZiTao już zajęli. YooRim zaśmiała się, kręcąc głową z rozbawieniem.
– To co zwykle? – spytała, kiedy Sehun razem z Lu Hanem do nich podeszli. Cała czwórka kiwnęła głowami. Lu Han opadł na krzesło obok Jongdae, a Kyungsoo usiadł na ostatnim wolnym.
– Czemu zawsze chcesz mnie upokorzyć? – oburzył się Lu Han, rzucając groźne spojrzenie ZiTao.
– Bo to zabawne i urocze, jak wciąż martwisz się, że Sehun się ciebie przestraszy, nawet jeśli widział cię już krzyczącego na lodowisku – odpowiedział drugi Chińczyk. Lu Han zapowietrzył się na chwilę, nabierając pięknego odcienia czerwieni, a Jongdae i Kyungsoo zaśmiali się cicho. Po chwili ich zamówienia zostały dostarczone przez Sehuna, który musiał jednak wrócić do pracy. Cała czwórka zazwyczaj zostawała do dwudziestej pierwszej, kiedy to YooRim zamykała kawiarnię.
– Właśnie! Miałem się was spytać – zaczął Jongdae, przerywając nagle ciszę.– Jak tam spotkanie ze znajomym, Lu Han? – spytał, patrząc na przyjaciela. Ten posłał mu oburzone spojrzenie, kiedy Kyungsoo uśmiechnął się.
– Dobrze. Lu Han się wkurzył, bo Jongin go nie pamięta. Nie dziwię mu się, ukrywał się przed nim jeszcze lepiej niż przed Sehunem i do tego tylko mi jęczał o jego… idealności – powiedział zmieszany Kyungsoo, widząc mordercze spojrzenie Lu Hana.
– Jesteście złymi przyjaciółmi. To nie moja wina, że tak reaguję. Jestem po prostu chorobliwie nieśmiały! – rzekł. Pozostała trójka mruknęła coś, nie zgadzając się kompletnie. Lu Han jedynie burknął coś pod nosem, powracając do swoich lodów i obserwując uważnym wzrokiem każdy ruch Sehuna. Jongdae zastanawiał się czasem, jak Sehun to wytrzymuje. Może nie zwraca na to aż takiej uwagi?
– Hyung, nie gap się na mnie – mruknął cicho Sehun, kiedy przechodził obok nich. Lu Han odwrócił szybko głowę przed siebie z głupim uśmiechem. Rozmawiali, śmiali się i wygłupiali, tak jak zwykle. Od czasu do czasu przychodził do nich Sehun lub YooRim. Spotykali się tu w każdą niedzielę. Nieważne, jaka była pogoda i jak bardzo jednemu z nich się nie chciało. Wtedy w kawiarni był najmniejszy ruch. Spędzali w niej praktycznie cały dzień, a kiedy YooRim zamykała, ruszali całą szóstką gdzieś na spacer. Mimo iż dziś był piątek, Jongdae czuł się, jakby była niedziela. Może nie byli tu cały dzień i nie planowali spaceru po zamknięciu, jednak to, że spędzili tu już z dobre trzy godziny napawało Jongdae taką samą radością,

            O dwudziestej pierwszej YooRim, ostatni raz, wraz z Sehunem i Hyeon – dziewczyną, która pomagała w kuchni – sprawdzali, czy wszystko wyłączyli i posprzątali. Kiedy już stali na zewnątrz, a kawiarnia była zamknięta, ZiTao i Hyeon ruszyli w jedną stronę, bo ich mieszkania znajdowały się w tym samym kierunku. Sehun zabrał Lu Hana na jakąś spontaniczną randkę, więc zniknęli dużo wcześniej, a Kyungsoo, YooRim i Jongdae, teraz ramię w ramię, szli w stronę ich domów. Jongdae mieszkał kilka przecznic od mieszkania YooRim i Kyungsoo.
– Słyszałam coś o Jonginie! Co u niego, Kyungsoo? Dawno go tu nie było – poskarżyła się dziewczyna, ściskając mocniej dłoń swojego chłopaka.
– Jongin pracuje nad czymś i chyba nie ma czasu – powiedział, wzruszając ramionami.
– A czas na siedzenie w teatrze to ma! – oburzyła się, a Kyungsoo i Jongdae zaśmiali się cicho.
– A ty skąd go znasz? – zapytał zaciekawiony Jongdae.
– Jongina? Oczywiście musiałam poznać pierwszą miłość Lu Hana! – zaśmiała się. – Często przychodził do kawiarni do Kyungsoo, kiedy ten mały dupek jeszcze wtedy mi pomagał – dodała znudzonym tonem.
– No przepraszam! – krzyknął szybko Kyungsoo.
– Nieważne. No… Tak poznałam Jongina. Kyungsoo miał w szkole na serio dziwnych znajomych.
– Jak na szkołę artystyczną przystało – skwitował rozbawiony Jongdae, za co został lekko uderzony przez Kyungsoo w ramię.

            Jongdae, jak zwykle, przyszedł szybciej do teatru. Dopiero za dwie godziny miał zacząć się ich koncert, ale on zawsze wolał być wcześniej na miejscu. Po pół godzinie ćwiczeń swojego głosu, dołączyli do niego Lu Han i Kyungsoo oraz kilku innych mężczyzn z chóru. Dopiero czterdzieści minut przed rozpoczęciem, spokojnym krokiem do teatru wszedł ZiTao, informując, że już wszystko przygotował wczoraj. Otworzył garderobę i każdemu z mężczyzn wskazał strój, który należał do nich, po czym gdy wszyscy się już przebrali, sprawdził czy wszystko leży dobrze i, posyłając uniesione w górę kciuki do przyjaciół, zszedł na widownię. Jongdae uśmiechnął się lekko do zdenerwowanego chórmistrza. Mimo iż to nie był ich pierwszy koncert, mężczyzna zawsze się denerwował. Po chwili wszyscy stanęli przed opuszczoną kurtyną, zajmując swoje miejsce. Już po kilku sekundach ktoś z boku szepnął, że za chwilę zaczynają i kurtyna poszła w górę. Jongdae zawsze czuł się dziwnie, kiedy ludzie z takim entuzjazmem klaskali na samym początku. Kiedy dyrygent juz się przedstawił, zabrzmiała muzyka, a oni zaczęli śpiewać.

Koncert ukończył się sukcesem. Kyungsoo śmiał się gdzieś z boku z Lu Hana, który potknął się schodząc z podestu, kiedy dostrzegł Sehuna na widowni. ZiTao chodził dumnie, gdyż wielu ludzi nagradzało dzisiejsze stroje chórzystów. Jongdae przebrał się szybko i kręcił się za kulisami, czekając na przyjaciół i dziękując ludziom, którzy przyszli mu pogratulować. Kiedy spojrzał na zegar wiszący w jednej z sal, pokręcił głową, zdając sobie sprawę jak jest już późno i że powinni się zbierać do YooRim. Kiedy rozglądał się za przyjaciółmi w głównym holu, dostrzegł chłopaka kucającego w rogu z zeszytem na kolanach. Szybko notował coś, jego twarz pozostawała cały czas spokojna. Po chwili widok na chłopaka zasłonił mu Kyungsoo i Jongdae zdał sobie sprawę, że to musiał być Jongin. Dosłownie po chwili Kyungsoo, jak i Jongin stali przed nim. Mimo iż Jongin był młodszy, górował nad Jongdae i Kyungsoo.
– Jongdae! – krzyknął Kyungsoo nie wiadomo po co, stał przecież niecały metr przed nim. Jongdae zmrużył oczy, bo Kyungsoo miał lekko ochrypnięty głos, ale i tak uśmiechnął się delikatnie.
– Tak, słyszę i widzę cię doskonale, Kyungsoo.
– Nieważne – powiedział machając ręką młodszy. – To jest Kim Jongin. Jongin, poznaj Kim Jongdae – dodał wesoło Kyungsoo.
– Miło mi cię w końcu poznać, Jongin – rzekł rozbawiony zachowaniem przyjaciela Jongdae.
– Mi także – odpowiedział Jongin, a mimo iż jego usta nawet nie drgnęły, Jongdae miał wrażenie, że jego oczy błysnęły czymś wesołym.– Wybacz mi, hyung, ale muszę koniecznie iść gdzieś – zaczął Jongin.
– Tak, idź, idź. Do zobaczenia! – krzyknął jeszcze za Jonginem, który skłonił im się lekko, zanim szybko wyszedł z teatru.
– Gdzie poszedł? – zapytał zaciekawiony Jongdae.
– Pisać – odpowiedział prosto Kyungsoo, posyłając mu uśmiech.

Jongdae siedział w salonie w swoim mieszkaniu z Sunny na kolanach, ubrany w rozciągnięty dres swojego starszego brata, przez co wyglądał jakby był dzieckiem. Przed nim znajdował się włączony telewizor, a na stole stała ciepła herbata. Jednak zamiast oglądać film i pić, Jongdae siedział i myślał nad tym, co mówił w kawiarni Kyungsoo i Lu Han.
            – To aż zabawne, że Jongin wcale się nie zmienił, odkąd skończył szkołę. Mam na myśli z charakteru. Cały czas ukrywa się gdzieś ze swoim notatnikiem i skrobie jak szalony, zacina się wpół zdania i jest tak głupio i uroczo nieśmiały – zaśmiał się Kyungsoo, popijając kawę, kiedy YooRim bawiła się ich splecionymi palcami.
            – Ale z wyglądu strasznie się zmienił. Pamiętam, jak był taki chudy i patyczkowaty… jak Sehun! – krzyknął Lu Han, a  Sehun spojrzał na niego oburzony.– Chociaż się wyrobił… jak Sehun – zaśmiał się głupio. Sehun westchnął, przewracając oczami.
            – Jedz, hyung. Nie gadaj już – powiedział, wpychając w usta Lu Hana babeczkę.

Jongdae poprawił się na kanapie, sprawiając, że Sunny obudziła się, przeciągnęła na jego kolanach i zasnęła znów. Kim Jongin cały czas zaprzątał mu myśli. To, że kiedy się spotkali pierwszy raz, mimo tak niezręcznej sytuacji, Jongdae przepełniał jedynie taki najprostszy spokój. Jongdae położył się spać, kiedy film się skończył, a herbata stała się zimna.

            Jongdae przed każdą próbą rozglądał się po sali, ale nigdzie nie mógł dostrzec Jongina. Wiedział, że gdzieś tam jest, czuł się tak samo jak tamtego dnia, kiedy pierwszy raz o nim usłyszał. Czuł się sfrustrowany, bo Kyungsoo potwierdzał obecność chłopaka, a on nie mógł go zlokalizować.

            Kiedy w końcu spotkał Jongina, nie było to ani w kawiarni YooRim, do której przychodził, ani w teatrze. Jongdae spotkał go w parku, kiedy wracał ze sklepu do domu. Jongin siedział na ławce, pisząc. Jongdae zastanawiał się, czy widział go choć raz, gdy wykonywał jakąkolwiek inną czynność, którą nie było pisanie. Zatrzymał się kawałek za nim. Z takiej odległości mógł nawet dostrzec wygląd pisma Jongina. Poprawił na swoim nosie okulary, jakby miał nadzieję, że dowie się o czym pisze, kiedy nagle stało się coś zaskakującego. Na notatniku Jongina usiadł piękny motyl. Jednak Jongin nie przestał pisać. Jego ołówek bez przerwy poruszał się po papierze, a motyl delikatnie poruszał swoimi skrzydłami. Jongdae nie wiedział, czy Jongin patrzy na motyla, ale nawet z miejsca, w którym stał, był w stanie stwierdzić, że fakt, iż tak piękny motyl jest tak blisko niego nie robiło na nim żadnego wrażenia. Całkiem jakby motyle codziennie siadały na jego notatniku. Kiedy owad w końcu odfrunął, nadszedł koniec strony notatnika i Jongin szybko przerzucił ją, by móc kontynuować pisanie. W którymś momencie jego ołówek gwałtownie stanął, a chłopak zaczął uderzać rysikiem w jedno miejsce, aż w końcu zamknął zeszyt i schował go do swojego plecaka, prostując się. Kiedy wstał, odwrócił się w stronę Jongdae i spojrzał na niego zaciekawiony i odrobinę zaskoczony. Jongdae odwzajemnił jego nieśmiały uśmiech i podszedł do niego, by się przywitać.

            Jongin nie był nigdy tym, który witał się pierwszy. Mimo iż na takiego nie wyglądał, Jongin był strasznie nieśmiałym chłopakiem i kiedy Jongdae zainicjował powitanie, wiedział, że młodszy jest mu za to wdzięczny. Po spotkaniu w parku, gdy Jongdae przypadkowo dowiedział się gdzie Jongin mieszka, bo chłopak nieświadomie szedł w tamtą stronę, oboje widywali się częściej. Ich spotkania nie ograniczały się już do spotkań w teatrze. Jongin często przesiadywał w kawiarni YooRim, a Jongdae z czasem zaczął się do niego przyłączać. Gdzieś, jakiś ukryty głos z tyłu głowy mówił Jongdae, że coś się zmienia. Jego rutyna została zaburzona już tego dnia, kiedy Jongdae nie obejrzał filmu i nie wypił herbaty, tak jak w każdą niedzielę. Teraz jego harmonogram dnia nie był już tak poukładany. Mimo iż w kawiarni Jongin zazwyczaj pisał i nie zwracał najmniejszej uwagi na to, co aktualnie robi Jongdae, starszy lubił tam przebywać. Był pewny, że gdyby wyciągał aparat i zaczął strzelać zdjęcia z fleszem, Jongin nawet by się tym nie przejął.
Nie przejął się tym, że Sehun wytarł dokładnie cały stolik, omijając miejsce, gdzie leżał notatnik i gdzie wspierała się jego ręka.
Nie zauważył YooRim, znów robiącej wyrzuty Kyungsoo, który tylko się śmiał, bo wiedział, że nie jest zła.
Nie zwrócił uwagi nawet na to, że Kyungsoo praktycznie wisiał na jego ramieniu, próbując rozczytać pismo Jongina.
            – Jest jak posąg przez większość swojego życia. Czasem się martwię, że nie oddycha.
I by dodać tym słowom więcej powagi, przyłożył dwa palce do szyi Jongina, szukając pulsu. Jongdae zaśmiał się głośno sprawiając, że Jongin zamrugał kilkakrotnie oczami i spojrzał na nich z tym samym spokojem co zawsze.
            – Witaj hyung – powiedział zachrypniętym głosem do ich obojga.
            – Cześć Jongin – odpowiedział wesoło Kyungsoo.
            – Witaj – śmiał się dalej Jongdae. Jongin spojrzał na niego uważnie. – Coś nie tak? – zapytał już normalnie Jongdae.
            – Nie. Hyung, masz donośny śmiech.
            – Wybacz – dodał rozbawiony Jongdae.
            – To nic takiego. To dobrze. Bardzo…– powiedział, jakby coraz bardziej rozpływając się w swoich rozmyślaniach. Jego oczy opuściły już spojrzenie Jongdae i wpatrywały się gdzieś w przestrzeń, a Jongdae nie mógł powiedzieć, że to nie było interesujące. Kyungsoo tylko zaśmiał się, kręcąc głową i ruszył na zaplecze. W tym czasie oczy Jongina skupiły się znów na Jongdae. Wtedy Jongin uśmiechnął się i to był pierwszy raz, kiedy Jongdae widział go uśmiechającego się tak otwarcie, bez tej nieśmiałości i skrępowania. W tej chwili Jongdae stwierdził, że to najpiękniejszy uśmiech, jaki w życiu widział. Jongin wrócił do pisania, a Jongdae przypatrywał mu się przez resztę czasu spędzonego w kawiarni.

            Jongin, nie zmieniając swojej twarzy z tej spokojnej i opanowanej, wyglądał odrobinę starzej niż na swoje dziewiętnaście lat. Za to kiedy śmiał się, zakrywając usta lub uśmiechał tak zwyczajnie, najszczerzej jak potrafił, Jongdae nie dałby mu w tym stanie więcej niż szesnaście lat. Jongin był zwyczajnie uroczy i Jongdae nie mógł zrozumieć, czemu częściej się nie uśmiechał. Co prawda nie było tak, że nie lubił tej spokojnej aury Jongina, dzięki której sam Jongdae czuł się spokojniej. Po prostu… uroczy Jongin był zwyczajnie zachwycający.
            – Czy coś się stało? – zapytał, kiedy Jongdae stukał w blat stołu, przypatrując się Jonginowi.
            – Słucham? – spytał zaskoczony, prostując się. Jongin zamknął notatnik, więc Jongdae już wiedział, że nastolatek skupi na nim swoją uwagę najmocniej jak tylko będzie mu to dane.
            – Tak dziwnie patrzysz – stwierdził.
            – Zastanawiam się po prostu czemu się częściej nie uśmiechasz – powiedział, po czym zaśmiał się rozbawiony tym, jak brzmiał jego ton. Jongin uniósł delikatnie kąciki swoich ust.
            – Sam nie wiem, hyung. To takie ważne, że tak zaprząta twoje myśli?
 Jongdae uśmiechnął się. Jongin dobierał słowa w taki sposób, że miało się wrażenie, że jest dużo starszy i o wiele mądrzejszy od ciebie.
            – Po prostu wyglądasz uroczo jak się uśmiechasz – odparł. Jongin spuścił głowę zawstydzony, a Jongdae zaśmiał się cicho, przepraszając młodszego.

            – Dzisiejszy koncert był jakiś cięższy niż wszystkie inne – jęknął Lu Han, kładąc się na stoliku całym ciałem. Siedział na kolanach Sehuna, który pogłaskał go po plecach.
            – Po prostu repertuar nie był dopracowany, przez co się tak stresowaliśmy. Wyszło dobrze – powiedział z ciepłym uśmiechem Kyungsoo, gładząc dłoń YooRim.
            – Czuję, jakby moje gardło paliło żywym ogniem – wycharczał Jongdae, wypijając kolejną szklankę wody. ZiTao pokręcali zdenerwowany głową.
            – Mieliście za mało prób, jak na taki repertuar. Ten was chórmistrz dobrze wie, że jak będziecie się tak przepracowywać, to Jongdae znów starci głos – warknął zirytowany.
            – Nie przypominaj mi tego strasznego tygodnia – wyjęczał Jongdae.
            – Nie denerwuj się, ZiTao. Porozmawiamy z nim na następnej próbie – zapewnił Lu Han, prostując się i otrzymując lekki pocałunek w policzek od Sehuna.
            – Mam nadzieję, bo to ja musiałem tłumaczyć z kulawego migowego Jongdae, czego chciał – burknął, a Jongdae prychnął.
            – Jaki nauczyciel, taki uczeń – szepnął, a ZiTao posłał mu mrożące spojrzenie. Hyeon zaśmiała się, kiedy Lu Han zaczął jęczeć na to, że Sehun musi wrócić do pracy i z tego, jak Lu Han przeklina nowych klientów.
            – Nienawidzę tych ludzi – burknął.
            – Wybacz, hyung, powinienem wyjść?
Jongade podniósł głowę i uśmiechnął się na widok Jongina. Lu Han otworzył szerzej oczy i spłonął rumieńcem, który zniknął niemal natychmiast.
            – Cześć Jongin – zawołał zbyt entuzjastycznie. Jongin pochylił głowę, zerkając zaraz na Kyungsoo.
            – Hyung, zostawiłeś to w teatrze – powiedział, podając Kyungsoo jakąś małą paczuszkę. Kyungsoo zerwał się z krzesła, łapiąc ją szybko, po czym zniknął na zapleczu.
            – Co to było? – zapytał cicho Jongdae, kiedy zdezorientowana YooRim poszła w ślad za swoim chłopakiem.
            – Podejrzewam, że pierścionek zaręczynowy – oznajmił Jongin, a pozostała czwórka wybałuszyła na niego oczy.
            – CO?! – krzyknęli razem. Jongdae złapał się za gardło, a Jongin spojrzał na niego zmartwiony.
            – Wszystko w porządku? – zapytał.
            – Tak, to przez ten falset – jęknął, pijąc kilka łyków wody.– Naprawdę myślisz, że to pierścionek zaręczynowy? – powtórzył szeptem, a Jongin pokiwał głową. Jakby na potwierdzenie tych słów, z kuchni dobiegło kilka trzasków, piski i płacz.
            – Nie zbiła go, no nie? – szepnął Lu Han, a ZiTao jęknął zdenerwowany. Po chwili zapłakana YooRim wybiegła z kuchni, rzucając się na Jongina, który poklepał ją po plecach, gratulując.
            – Boże, Jongin, dziękuję ci – powiedział Kyungsoo, przytulając chłopaka.
            – Nie ma za co, hyung. Gratuluję – uśmiechnął się szeroko.
            – Dzięki – zaśmiał się Kyungsoo. Nie było niczym dziwnym, że tej niedzieli kawiarnię zamknięto dużo wcześniej, ani to, że odpuścili sobie wieczorny spacer. Kyungsoo i YooRim wydawali się latać, kiedy pędzili w stronę domu, w którym mieszkali rodzice Kyungsoo. Kiedy Jongdae pożegnał się już z ZiTao, Hyeon, Lu Hanem i Sehunem, Jongin stwierdził, że pójdzie razem z nim.
            – Dobrze, że znalazłeś ten pierścionek – zaczął ze śmiechem Jongdae.
            – To prawda. Kyungsoo przez cały czas wydawał się dziwnie zestresowany. Nawet jeśli mieliście koncert, to wciąż…– powiedział z rękami głęboko w kieszeniach. Jongdae poprawił swoje zjeżdżające z nosa okulary i uśmiechnął się.
            – Jak teraz o tym pomyślę, to masz rację. Dziwnie się zachowywał.– przytaknął i zatrzymał się, a wraz z nim Jongin.– Tutaj mieszkam. Do zobaczenia – rzekł, a Jongin kiwnął głową, pochylając ją delikatnie. Jongdae zaśmiał się głupio i odwrócił się. Jongin czekał, aż Jongdae wejdzie do środka, zanim sam zawrócił i ruszył do swojego mieszkania.

            Kyungsoo był teraz tak szczęśliwy, że ZiTao czasami miał ochotę go udusić.
            – Ja się martwię, że mu ten uśmiech zostanie, bo mięśnie mu się zawieszą – szepnął Lu Han, przyglądając się przyjacielowi. Jongdae zaśmiał się tylko, co chwilę zerkając na swój telefon.
            – A ty co? Czekasz na jakiś telefon, czy co? – zapytał ZiTao. Jongdae spojrzał na nich rozkojarzony, po czym schował telefon do kieszeni.
            – Denerwuję się – powiedział wymijająco, spoglądając w stronę chórmistrza.
            – Powinniście z nim porozmawiać o tym ostatnim koncercie – mruknął tylko ZiTao, a Jongdae i Lu Han pokiwali jednocześnie głowami.
            – Ale Kyungsoo jest nam potrzebny – jęknął na to Lu Han.
            – Pójdę po niego – zaproponował Jongdae i zeskoczył ze stołu, na którym siedział. Ruszył w stronę przyjaciela rozmawiającego przez telefon. Jongdae stanął przed nim akurat w momencie, kiedy skończył rozmawiać.
            – Co jest? – zapytał Kyungsoo.
            – Musimy pogadać z chórmistrzem, pamiętasz?
            – Tak, tak, chodźmy – powiedział już poważniej. ZiTao przypatrywał się przyjaciołom, którzy teraz prowadzili zaciekłą wymianę zdań ze starszym mężczyzną. Pozostali chórzyści zerkali zaciekawieni w ich stronę. Głosy Jongdae i Kyungsoo nie należały do najcichszych, a sam chórmistrz miał także donośny głos. ZiTao zacisnął szczękę, widząc, że chórmistrz nie daje za wygraną, po czym spojrzał zaskoczony na Jongdae, który krzyknął coś, czego nie mógł zrozumieć i wyszedł z sali. Zarówno chórmistrz, jak i Lu Han oraz Kyungsoo wyglądali na zdziwionych.
            Jongdae miał już dość tego wszystkiego, na co pozwalał sobie ten mężczyzna. Chór nie był tylko jego, a oni nie byli jego zabawkami, by mógł ich rozstawiać po kątach i kazać robić to, co tylko mu się zechce. Zdenerwowany nawet nie trudził się tym, by zabrać swoją kurtkę z szatni i pędem ruszył ku drzwiom, prowadzącym do głównego holu teatru, gdzie będzie mógł w końcu wyjść z tego budynku. Zanim jednak udało mu się znaleźć chociażby na tym przeklętym holu, otworzył gwałtownie drzwi i wpadł na kogoś. Nim upadł, ten ktoś złapał go za ramię, przytrzymując w pionie.
            – Hyung, wszystko w porządku?
Jongdae znał ten głos i niemal natychmiast jego złość złagodniała, zastąpiona spokojem. Poprawił swoje okulary, które przez uderzenie prawie spadły mu z nosa. Jongin patrzył na niego odrobię zmartwiony, pomagając stanąć w pionie.
            – Nie, ja po prostu…– Jongdae wziął głębszy wdech i zaśmiał się. Nie szczerze, tylko tak wymuszenie, jakby ze zdenerwowania.– Muszę wyjść – powiedział, przechodząc obok Jongina i ruszając w stronę wyjścia. Jongin spojrzał zaskoczony, zanim szybko postanowił za nim ruszyć. Znalazł Jongdae w parku, siedzącego na ławce z głową między kolanami. Na dworze było ciepło, wiatr przyjemnie chłodził, ale Jongdae czuł, że jest zbyt gorąco, a wiatr jest za to zbyt zimny i wszystko jest nie tak. Jongin usiadł na ławce obok niego bez słowa. Chwilę czekał, czy Jongdae będzie chciał coś powiedzieć, ale widząc, że starszy mężczyzna nie ma zamiaru o tym rozmawiać, wyjął ze swojego plecaka notatnik, ołówek i zaczął pisać.
Jongdae zaczął brać coraz głębsze oddechy, uspakajając się już całkowicie. Podniósł delikatnie głowę, obracając nią tak, by spojrzeć na pochylonego nad notatnikiem Jongina. Nie dość, że od Jongina emanował ten spokój, to on praktycznie zawsze taki był. Spokojny i opanowany. Nie taki jak Sehun, mimo iż byli w tym samym wieku.
Sehun potrafił się tak zdenerwować, by zacząć krzyczeć nawet w miejscu publicznym.
Sehun potrafił być tak szalony, że postanowił zabrać, a właściwie to zmusić Lu Hana na jazdę diabelskim młynem, przez co po ten został pobity przez swojego chłopaka. Jongin nawet kiedy się zdenerwował nie pokazywał tego, nigdy nie robił jakiś szalonych rzeczy. Jongdae usiadł prosto, przecierając oczy pod okularami. Zanim zdążył zapytać lub powiedzieć cokolwiek, Jongin wstał i trzymał go za przedramię, sygnalizując, że starszy także ma wstać. Jongdae bez słowa podążył za Jonginem, który prowadził go w głąb parku, coraz dalej; aż Jongdae nie był w stanie stwierdzić, gdzie dokładnie się znajdują, jednak nic nie powiedział. Szedł spokojnie za chłopakiem zastanawiając się, co takiego wymyślił Jongin. Kiedy w końcu się zatrzymali, Jongdae zdał sobie sprawę, że są przed blokiem, w którym znajdowało się mieszkanie Jongina. Chłopak nie poprowadził go do środka, lecz na tyły bloku, gdzie znajdował się plac zabaw. Jongin wskazał Jongdae ławkę i spojrzał przed siebie. U stóp wzgórza, na którym stał budynek, leżało dość spore jezioro i Jongdae teraz miał możliwość oglądania zachodu słońca nad piękną wodą.
            – Co się stało, hyung? – zapytał Jongin z ostatnimi promieniami słońca. Jongdae wziął głęboki oddech, po czym zaczął mówić.
            – Nienawidzę tego, że ten człowiek myśli, że chór jest całkowicie jego, że każdy członek chóru jest jego własnością i powinien robić, co mu każe. Nienawidzę tego, że wcześniej tak nie było, a teraz zaczął coś wymyślać, jakbyśmy byli maszynami i nie mieli prawa się pomylić. Nienawidzę go za to, że sprawił, że to, co kochałem, sprawia mi tylko trudność – powiedział na jednym wydechu i wziął głęboki wdech, spuszczając głowę. Jongin spojrzał na niego zmartwiony.
            – Jongdae… Po prostu nie możecie go wyrzucić i zastąpić kimś innym? – spytał, a Jongdae zaśmiał się gorzko.
            – To nie jest takie łatwe. Nie ma wielu dyrygentów czy chórmistrzów, którzy są teraz wolni – odrzekł smutno starszy.
            – Czy naprawdę jest on wam potrzebny, hyung? Nie możecie dać koncertu bez tej jednej osoby?
Jongdae spojrzał na niego zdezorientowany.
            – No… Możemy – stwierdził, lekko zbity z tropu. Jongin uśmiechnął się delikatnie i poklepał go lekko po ramieniu.
            – Więc zróbcie tak – zaproponował, a Jongdae zaśmiał się, teraz jakby już z ulgą. Bez dyrygenta czy chórmistrza może im być ciężko, ale dlaczego by nie spróbować?

            Po tej rozmowie Jongin odprowadził Jongdae do domu i jak zwykle wrócił do siebie autobusem. Jongdae miał kilkadziesiąt nieodebranych połączeń i smsów zarówno od przyjaciół, jak i od YooRim. Odpisał im wszystkim, że nic mu nie jest, zanim położył się do łóżka. Nim jednak zasnął, wziął swój telefon do ręki i, wybierając numer Jongina, napisał mu krótkiego smsa, po czym poszedł spać.

            Jongin siedział nad książkami, kiedy jego telefon zawibrował w kieszeni. Nie patrząc nawet kim jest nadawca, otworzył go i uśmiechnął się lekko, odczytując wiadomość.
„Dziękuję, Jongin”
Odłożył telefon na bok i wrócił do nauki.

            Przygotowania do ślubu i stres z nim związany łączył się z napięciem powodowanym sytuacją w chórze i Jongdae miał wrażenie, że dzisiejszego dnia rozszarpie każdego, kto krzywo na niego spojrzy.
            – Mam już tego dość – jęknął, siadając w kawiarni przy stoliku. ZiTao spojrzał na niego zmartwionym wzrokiem.
            – Hyung, powinieneś poprosić kogoś o pomoc. Sam sobie nie dasz z tym rady – powiedział chłopak, dalej uważnie przyglądając się przyjacielowi.
            – Kyungsoo za Chiny nie poproszę, Lu Han wziąłby każdego, byleby był ... A ty nawet nie wiesz kogo szukam! – krzyknął, a ZiTao uśmiechnął się do niego przepraszająco. – Nie wiem, kto może mi pomoc – stęknął, kładąc głowę na stoliku. ZiTao zmarszczył brwi w chwili zastanowienia.
            – A może poprosisz Jongina? – zaproponował, a Jongdae uniósł szybko głowę. Zanim jednak cokolwiek powiedział, poprawił okulary i spojrzał uważnie na przyjaciela.
            – Co? Jongin na pewno nie będzie mi w stanie pomóc – stwierdził, opierając brodę na dłoni i nostalgicznie zamieszał łyżeczką w swojej kawie.
            – A skąd wiesz? – spytał ZiTao. Jongdae przypatrywał mu się dłuższą chwilę, zanim westchnął ciężko.

            Jongin nie odbierał telefonu, więc jakimś cudem Jongdae stał przed jego blokiem i zastanawiał się, w którym mieszkaniu mieszka chłopak.
            – Jongdae hyung?
Jongdae zatrząsł się w cichym zaskoczeniu, zanim gwałtownie obrócił się w jego stronę. Jongin wyglądał na odrobinę zaskoczonego, natomiast dziewczyna trzymająca go pod ramię - na dużo bardziej. Jongdae przez dłuższą chwilę patrzył na drobna dłoń, zaciskającą się delikatnie na ramieniu Jongina, nim przeniósł wzrok w górę, by spojrzeć na jego twarz.
            – Hyung? – zapytał niepewnie Jongin. Jongdae uśmiechnął się trochę wymuszenie.
            – Zastanawiam się, czy mógłbyś mi pomóc, ale chyba nie jestem w porę, więc...
            – Chodźmy – przerwał mu Jongin i ruszył razem z dziewczyną w stronę drzwi. Drugą ręką, przechodząc obok Jongdae, pociągnął go za sobą. Po chwili Jongdae siedział na kanapie w mieszkaniu Jongina na trzecim piętrze. Dziewczyna kręciła się w kuchni, kiedy Jongin usiadł obok.
            – To twoja dziewczyna? – zapytał jakoś cicho Jongdae. Jongin westchnął jakby cierpiętniczo, a dziewczyna w kuchni zaśmiała się.
            – Mówiłam, że wyglądam jak twoja dziewczyna? – powiedziała wesoło.
            – To moja siostra – odparł Jongin, mierząc siostrę chłodnym spojrzeniem. W jednej sekundzie Jongdae czuł, że gula ściskająca jego gardło zniknęła i może mówić normalnie.
            – Och – wyrwało się z jego gardła, ale zanim zdążył powiedzieć coś jeszcze, siostra Jongina złapała za krzesło i usiadła naprzeciw Jongdae, praktycznie na nim skacząc.
            – Jesteś Kim Jongdae? – spytała, a Jongdae poprawił swoje okulary, zerkając na Jongina. Chłopak rozbawiony patrzył na swoją siostrę.
            – Ekhm... No tak – powiedział, nadal cicho. Dziewczyna pisnęła, odchylając się na krześle i przez sekundę Jongdae myślał, że upadnie, ale zanim to się stało, Jongin złapał za siedzisko krzesła, by przytrzymać siostrę w miejscu, tym samym nachylając się tuż przed Jongdae. Delikatny zapach cynamonu i trawy dotarł do nozdrzy Jongdae, wywołując w nim jedynie spokój. Kiedy Jongin się odsunął, Jongdae spojrzał w stronę siostry chłopaka, która patrzyła na niego ze świecącymi oczami.
            – Masz niesamowity glos– szepnęła z uwielbieniem. Jongdae spojrzał pytająco na Jongina.
            – Ona pierwsza zaczęła chodzić na wasze występy i zabierać mnie ze sobą, no i znalazłem Kyungsoo – powiedział.
            – Co się stało, że nie macie występu w tym tygodniu? – zapytała zasmucona, pochylając się w stronę Jongdae, który bezwiednie odsunął się do tylu.
            – Mamy problemy z chórmistrzem – odrzekł niepewnie Jongdae. Jongin spojrzał na niego zaniepokojony.
            – Na ostatnim koncercie zachowywał się jak burak! – krzyknęła, sprawiając, że Jongdae  podskoczył na kanapie. W czasie kiedy siostra Jongina wyzywała ich byłego chórmistrza, Jongin zamyślił się na dłuższą chwilę, przyglądając się Jongdae.
            – Co? – zapytał zmieszany Jongdae.
            – Chciałeś, żebym ci pomógł w szukaniu chórmistrza? – zaczął. Jongdae pokiwał niepewnie głową, a Jongin zaśmiał się bez wahania, które grało na twarzy starszego chłopaka. Dziewczyna przestała gadać, spoglądając na brata.
            – Noona, jest dla ciebie zadanie – poinformował rozbawiony, kładąc dłoń na ramieniu Jongdae.

            Po niecałej godzinie krzyków siostry Jongina do swoich rozmówców przez telefon komórkowy, kiedy Jongin najzwyczajniej w świecie sobie pisał, jego siostra w końcu usiadła z powrotem na krześle z zadowolonym uśmiechem.
            – Załatwiłam wam kogoś super! – krzyknęła, a Jongdae posłał jej wdzięczny uśmiech i zaczął przeglądać razem z nią informacje o dyrygencie chóru, którego znała jej najlepsza przyjaciółka. Widząc samo imię i nazwisko, wspomagając się zdjęciem, Jongdae utwierdził się w facie, że przyjaciółka siostry Jongina znała najlepszego dyrygenta chórów w całej Korei. Jongin uśmiechnął się do niego uroczo, kiedy odprowadzał go na przystanek, odwzajemniając w ten sposób podziękowania od Jongdae.

            – Żartujesz? – zapytał Kyungsoo, a Jongdae pokręcił głową.– On żartuje, prawda? To nieprawda… Lu Han!
            – No co? No załatwił nam Cho Kyuhyuna, no… Będzie masakra! – wrzasnął przestraszony. Jongdae zaśmiał się z ich min.
            – Na serio przyjaciółka siostry Jongina go zna? Tak… Zna, że zna? Gada sobie z nim i tak dalej? – zapytał Kyungsoo konspiracyjnym szeptem.
            – Tak. Ponoć to narzeczony jej przyjaciółki… No…  Tej przyjaciółki, przyjaciółki siostry Jongina – powiedział. Lu Han, ZiTao i Kyungsoo spojrzeli na niego, kiedy ten drapał się w tył głowy.– No… Wiecie o co chodzi – wzruszył ramionami.
            – I przyjdzie dziś? Do naszego teatru? – dopytywał Kyungsoo.
            – Jezu, Soo! Tak, przyjdzie, ile razy mam ci to powtarzać? – spytał już odrobinę zdenerwowany Jongdae.
            – Tak długo, dopóki nie uwierzę– mruknął Kyungsoo, a Jongdae pokręcił głową.
Jongdae mówił prawdę i po półtorej godziny na ich próbę przybył Cho Kyuhyun, jeden z najlepszych chórzystów i dyrygentów w Korei. Przeprowadził krótką rozgrzewkę, zapoznał się z ich głosami i wyznaczył kolejny koncert na następny tydzień, twierdząc, że „nie są tacy źli, jakich się spodziewał”.

            Praca z Kyuhyunem jako dyrygentem była męcząca, ale za to sprawiała, że każdy z chórzystów poprawiał się i rozwijał w swoim fachu. Koncerty zawsze były dopięte na ostatni guzik i żaden z nich nigdy nie występował z przeforsowanym głosem. Jongdae nie mógł powiedzieć, że był zadowolony. On skakał z radości po każdej próbie i Jongin, widząc go szczęśliwego, sam cieszył się jeszcze bardziej.

            Wracając z próby w czwartek, Jongdae szedł tą samą drogą co zawsze, tuż obok kawiarni YooRim. Zazwyczaj nie wchodził do środka, ale kiedy przez szybę zobaczył Jongina, pochylającego się nad innym notatnikiem, z piórem w ręku i z zamyślonym wyrazem twarzy, jego nogi same skręciły w tamtą stronę i nim się obejrzał, siedział przed  chłopakiem. Jongdae od razu zauważył, że to nie ten sam notatnik, z którym zawsze widywał Jongina. Tamten był w zielonej okładce, bez linii czy kratek, w którym zawsze pisał ołówkiem. Teraz przed młodszym chłopakiem leżał czarny, zwykły zeszyt w kratkę, otwarty na pierwszej stronie, na której na samej górze napisane czarnym tuszem było „Kyungsoo”. Jongdae zmarszczył brwi, bo nic więcej na tej stronie się nie pojawiło, prócz nielicznych kropek, które chłopak musiał zrobić podczas stukania stalówką w kartkę, zapominając, że to nie ołówek i teraz tego nie wymaże.
Zamiast tego stukał się piórem w dolna wargę, patrząc tuż nad głową Jongdae. Starszy odwrócił lekko głowę, by sprawdzić, czy coś się za nim nie dzieje, ale widząc jedynie ścianę ozdobioną kilkoma zdjęciami, odwrócił się znów przodem do chłopaka.
            – Jongin? – zapytał, kiedy cisza była już zbyt długa, a chłopak od dłuższej chwili nie mrugał. Jongin podniósł głowę, którą podpierał na dłoni i spojrzał rozkojarzony na Jongdae.
            – Och, hyung… Co tu robisz? – zapytał, łapiąc w rękę zakrętkę od pióra, by zabezpieczyć atrament przez zaschnięciem na stalówce.
            – Wracam z próby – powiedział odruchowo, poprawiając okulary i obdarzając Jongina tak jasnym uśmiechem, że spokojnie mógł zastępować uliczne lampy. Jongin odwzajemnił gest, prostując się na krześle.– A ty nad czym pracujesz? To coś nowego? – spytał Jongdae, unosząc brew. Jongin przez chwilę patrzył na niego w zamyśleniu. Krótko, lecz na tyle długo, by sprawić, że Jongdae poczuł powoli wstępujące na twarz dziwne rumieńce. Jongin w końcu westchnął ciężko, kładąc dłoń, na której Jongdae zawsze podziwiał dwa pierścionki, na kartkach zeszytu.
            – Tak, coś nowego. Kyungsoo hyung i YooRim noona poprosili mnie, bym napisał ich przysięgi ślubne – powiedział, uśmiechając się kącikiem ust. Jongdae uniósł obie brwi.
            – Na serio? Wygodni są, najgorszą robotę zostawili tobie – stwierdził, robiąc zgorszoną minę. Jongin zaśmiał się.
            – Jak to najgorszą?
            – No… Prócz przygotowania ślubu, co kobiety zazwyczaj uwielbiają, kolejną najtrudniejszą rzeczą jest wymyślenie przysięgi ślubnej. Bo co trudnego jest w powiedzeniu „tak, chcę” przed miłością swojego życia? – zapytał, Jongdae odchylając się na krześle i przeglądając nowe menu kawiarni. Kiedy nie usłyszał odpowiedzi, spojrzał znad karty na Jongina, który znów na niego patrzył w taki sposób, że Jongdae nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. Po chwili Jongin ponownie się uśmiechnął, sprawiając, że Jongdae jedynie ciężko przełknął ślinę.
            – Masz rację, hyung, wkopałem się – przyznał, otwierając zeszyt i pióro. W tym momencie Jongdae już wiedział, że Jongin nic nie powie. Nie przeszkadzało mu jednak to w przyglądaniu się mu podczas pracy.

Siedząc w mieszkaniu i patrząc na zaproszenie na ślub, które dziś po koncercie wręczył mu Kyungsoo, Jongdae poczuł się jakoś dziwnie. Nie chodziło o to, że jego przyjaciel w dość młodym wieku bierze ślub. Jongdae wiedział, że Kyungsoo kocha YooRim bardziej niż umie to wyrazić słowami. O to się nie martwił, to nie sprawiało, że czuł się dziwnie. W ten stan wprawiało go „Wraz z osobą towarzyszącą” przed oficjalnym rozpoczęciem tekstu zaproszenia. Jongdae nie miał osoby towarzyszącej. Na początku pomyślał, że zabierze Sunny, ale jak dziwnie musiałoby to wyglądać, gdyby przyszedł na ślub z kotem. Dobrze wiedział, że nie tylko on przyjdzie sam, ale akurat przez to zdał sobie sprawę, jak bardzo jest samotny, nie mając nikogo, z kim mógłby pójść na tak ważną uroczystość w życiu własnego przyjaciela. Położył głowę na kolanach, które miał podciągnięte pod samą szyję i westchnął ciężko. Sunny wykorzystała sytuację, by wskoczyć mu na kark i tam zdrzemnąć się, dopóki jej właściciel nie postanowi się wyprostować. Jongdae jednak nie przejął się kotką na karku. Zastanawiał się, czy rzeczywiście nie ma nikogo, z kim byłby w na tyle dobrych stosunkach, by zabrać tego kogoś na ślub. W swojej głowie przewertował imiona wszystkich znanych mu kobiet, wyłączając te z rodziny, bo jakoś nie widział siebie z kuzynką Jaeyoo. Wyprostował się, nagle zdając sobie sprawę, że to prawda. Z żadną znaną mu kobietą nie utrzymywał bliskich kontaktów i zrobiło mu się jeszcze zimniej w środku niż przedtem. Położył się bokiem na kanapie, zwijając w koc i wziął do reki telefon, który od dłużej chwili wibrował, informując o nowej wiadomości. Widząc zdjęcie Jongina, kliknął zaskoczony na wiadomość, po czym uśmiechnął się, siadając normalnie.

„Dziękuję za pomoc, hyung. Pewnie nawet nie wiesz, ale jesteś bardzo inspirującym człowiekiem.”

Jongdae uśmiechnął się szeroko, zastanawiając się, czy odpisać coś chłopakowi. Kiedy stwierdził, że każda wymyślona w głowie odpowiedź była zbyt narcystyczna, zwyczajnie odłożył telefon na stół i, zapominając o całym tym przygnębieniu, które nurtowało go zaledwie kilka sekund temu, złożył koc, którym miał zamiar się przykryć i ruszył do łazienki, by przygotować się do snu.

– Nawet nie mam z kim przyjść na wasz ślub, czemu dołujesz mnie jeszcze bardziej? – zapytał Jongdae, siedząc przy stoliku i patrząc załamanym wzrokiem na Kyungsoo przed nim. Jego przyjaciel przewrócił oczami.
– Ja cię proszę, będę błagał na kolanach. Wiesz, że YooRim uwielbia jak śpiewasz. No nie bądź taki, zeswatam cię z jej ładną kuzynką – jęknął Kyungsoo. Jongdae spojrzał na niego, nieprzekonany.
– Nawet nie myśl, by swatać Hyorim, znów się śmiertelnie obrazi. I nie rób tego z Jongdae! – warknęła YooRim, siadając obok.
– A czemu nie? – spytali obaj w tym samym czasie. Jongdae zmarszczył brwi, patrząc na Kyungsoo; ten jednak wolał patrzeć na swoją narzeczoną.
– Bo ona do niego nie pasuje. Tak jak cała reszta –  zmierzyła Jongdae wzrokiem.– To z kim przyjdziesz na nasz ślub? – zaczęła z lekkim uśmiechem. Jongdae spochmurniał.
– Z nikim – warknął, biorąc szybko łyk kawy. YooRim zaśmiała się dźwięcznie.
– Rozumiem, że Hyorim miała być łapówką za śpiew na naszym ślubie? – wywnioskowała, a Kyungsoo uśmiechnął się promiennie. YooRim uderzyła go lekko w ramię.– To ja wiem, z kim mógłbyś pójść – oświadczyła, kładąc rękę na ramieniu Jongdae.
– Znam ją? – zapytał Kyungsoo, a YooRim przewróciła oczami.
– Nie mówiłam o żadnej kobiecie – mruknęła.
– Co? – spytał głucho Jongdae, a YooRim jęknęła, spychając Kyungsoo z krzesła obok Jongdae. Usiadła prosto, łapiąc w swoje drobne dłonie ręce Jongdae.
– Jong, słońce. Wiesz, że cię uwielbiam?
– Czemu zaczynam się bać? – szepnął Jongdae, zezując na Kyungsoo, który wzruszył ramionami. Dziewczyna ścisnęła mocno jego dłonie, by zwrócił na nią uwagę.
– Wracając, Dae… Ja na serio wiem, że ty jesteś strasznie mądrym człowiekiem, ale jesteś taki ślepy – powiedziała, a Jongdae uniósł brew.– Nie chodzi mi o twoja wadę wzroku, bo to swoją drogą. Chodzi mi o ślepotę twojej duszy.
– Jesteś bardziej upośledzony niż myślałem, Jongdae! – dodał ze śmiechem Kyungsoo. YooRim i Jongdae posłali mu mordercze spojrzenie, więc Kyungsoo odchrząknął i spuścił przepraszająco głowę.
– Okay, mów prosto, bo jestem mądry, ale głupi jednocześnie – odpowiedział Jongdae.
– Nie głupi, tylko ślepy – warknęła. Uderzyła delikatnie ich dłońmi we własne kolano.– Jongdae, ty jesteś kimś zainteresowany, tylko po prostu nie odbierasz tego uczucia jako zauroczenie – wyjaśniła. Jongdae zmarszczył brwi. – Bo widzisz, jest taka jedna osoba, która sprawia, że jak ją widzisz to chcesz do niej podejść i zazwyczaj tak robisz. Ta sama osoba sprawia, że się uśmiechasz i zapominasz o swoich smutkach, kiedy zaczynasz o niej myśleć, albo coś ci ją przypomina. Ta osoba sprawia, że odczuwasz dziwne emocje, a pod jej intensywnym spojrzeniem czasem może i się rumienisz. Znasz taką osobę, prawda?
Sehun stojący niedaleko uśmiechnął się, pewnie przypominając sobie jego własną rozmowę z YooRim dobre trzy lata temu. Jongdae patrzył długo w jej duże, piękne oczy, nie rozumiejąc niczego, próbując znaleźć odpowiedź. Z myśli wyrwał go charakterystyczny dźwięk dzwonka i gdy spojrzał w stronę wejścia, uśmiechnął się szeroko do Jongina, który odwzajemnił gest i ruszył w stronę lady. YooRim puściła dłonie Jongdae i kiedy chłopak spojrzał na nią, ta patrzyła na niego tak, jakby wygrała miliardy won na loterii.
– Ale co, że... co? – zapytał głupio.
– To, że właśnie zgadłeś. Przed sekundą – powiedziała, wstając. Ruszyła do kasy, by przyjąć zamówienie Jongina.
– Jongdae… Zakochałeś się w Jonginie – zakomunikował Kyungsoo, a Jongdae spojrzał na niego zdezorientowany i przestraszony jednocześnie.

Kyuhyun wyrzucił Jongdae z próby, gdy ten zapominał swojego tekstu i nie wiedział, kiedy wejść. Koncert i tak został przełożony ze względu na zbliżający się ślub Kyungsoo, więc mężczyzna mógł pozwolić sobie na „wyrzucenie” głównego wokalisty z próby. Jongdae usiadł na starych fotelach w halu i postanowił tu poczekać do końca próby, bo i tak umówił się z ZiTao, że pomoże mu kupić jakiś nowy garnitur na ten ślub. Jongdae usadowił się wygodnie w wielkim fotelu, prawie się w nim zapadając, po czym znów przyjął swoją ostatnio ulubioną pozycję, czyli podciągnął kolana pod brodę, objął nogi rękoma i położył na nich głowę. I oczywiście Jongdae zaczął myśleć o tym, o czym zawsze, kiedy siedział w tej pozycji. O Jonginie. Jongdae myślał i rozważał wszystko, co usłyszał od YooRim, od Kyungsoo, od Luhana i Sehuna, od ZiTao, a nawet od Hyeon. Westchnął ciężko, bo kiedy Kyungsoo powiedział to zdanie, które wywołało tyle zamieszania, Jongdae od razu wyszedł z kawiarni i nie widział Jongina od tego czasu. To nie tak, że go unikał, tylko… Tak, unikał go. Teraz chciałby, żeby Jongin przyszedł, bo może mógłby sprawdzić, czy to wszystko prawda. Powoli wariował i nawet Sunny nie chciała się z nim bawić.
– Hyung, co się z tobą dzieje?
Jongdae podniósł głowę, patrząc prosto w zmartwione oczy Jongina. Znów poczuł ten spokój, którego nie mógł zaznać od tak dawna i uśmiechnął się leniwie, jakby sama obecność Jongina sprawiała, że się rozluźniał. Pozornie.
– Nie mogę się skupić – powiedział tylko, przyglądając się, jak Jongin siada naprzeciw niego. Chłopak dalej patrzył na niego zmartwiony, przez co Jongdae parsknął lekko nerwowym śmiechem.
– Nie patrz tak, nic mi nie jest. Denerwuje się tym ślubem – jęknął, oczywiście kłamiąc. Może i emanujący od Jongina spokój jakoś na niego oddziaływał, ale jego podświadomość krzyczała ze strachu. Jongin zaśmiał się cicho.
– Ty się denerwujesz? To Kyungsoo i YooRim powinni – odparł.
– Niby tak, ale jakimś cudem namówili mnie, bym zaśpiewał… Znów spadnę ze sceny – przypomniał sobie zakończenie studiów i jego efektowny upadek z podestu. Jongin parsknął śmiechem, a Jongdae posłał mu oburzone spojrzenie.
– Przepraszam. Na pewno nic takiego się nie stanie – zapewnił z delikatnym uśmiechem. Jongdae odwzajemnił go.
– Jak przysięgi? – zapytał, zmieniając temat.
– Kyungsoo i YooRim mają je już od dłuższego czasu – rzekł. Jongdae pokiwał głową z uznaniem.
– Gratuluję.
– To nic takiego. Wybacz hyung, ale muszę iść, mam jeszcze zajęcia – przeprosił, wstając.
– Jasne, do zobaczenia na ślubie – odparł Jongdae.
– Tak… To już za kilka dni. Do zobaczenia – odrzekł Jongin, uśmiechając się uroczo i wychodząc. Kiedy tylko drzwi teatru zamknęły się za chłopakiem, Jongdae rozluźnił swoje ciało, prawie zsuwając się z fotela. Z jego gardła wyrwało się zirytowane warknięcie na samego siebie i własne zachowanie.

Do ślubu pozostało zaledwie kilka minut. Kyungsoo stał już przed księdzem, czekając aż Jongdae zacznie śpiewać pieśń, w akompaniamencie której YooRim zostanie poprowadzona do ołtarza przez swojego ojca. YooRim, zapłakana, jeszcze pół godziny temu wieszała mu się na ramieniu, bo Jongdae miał śpiewać do ich pierwszego tańca, a nie tak ważną piosenkę jak ta, która ma za chwilę nastąpić; ale to był ślub YooRim, a pannie młodej się nie odmawia. Jongdae stał niedaleko miejsca, gdzie powinien stać jako drużba, sprawdzając po raz tysięczny, czy w kieszeni ma obrączki, złapał za mikrofon i gdy wiolonczelista skinął mu głową, zaczął śpiewać, a YooRim pokazała się wraz ze swoim ojcem. Na ustach Jongdae mimowolnie wykwitł uśmiech, bo wyglądała naprawdę pięknie i do tego promieniała szczęściem. Gdy skończył śpiewać i YooRim była już przy boku Kyungsoo, on szybko stanął niedaleko. Z niecierpliwością czekał na przysięgi, co chwilę zerkając w stronę Jongina, siedzącego w drugim rzędzie. Jongdae nie mógł odpędzić myśli, że Jongin też wygląda pięknie i przystojnie jednocześnie.
Przysięga YooRim była wzruszająca, a to, że Jongin pisał ją razem z dziewczyną sprawiało, że miała więcej emocji niż mógł się spodziewać. Przysięga Kyungsoo zapowiadała się równie wzruszająco co YooRim, do momentu, kiedy…
– „Nic nie jest łatwiejsze od powiedzenia „tak, chcę” przed miłością mojego życia”– powiedział z łzami w oczach Kyungsoo, a spojrzenie Jongdae natychmiast padło na Jongina, który jakby wiedział, że mężczyzna spojrzy na niego i uśmiechnął się w sposób, który sprawił, że Jongdae przełknął głośno ślinę, czując delikatny uścisk w żołądku.


Jongdae rozluźnił się całkowicie, kiedy w końcu nie stał nigdzie na scenie z mikrofonem w ręku. Wbrew pozorom każdy występ strasznie go stresował, a fakt, że ma to robić sam sprawiał, że paraliżował go strach. Dlatego należał do chóru, gdzie nie stał na scenie samotnie i miał mentalne wsparcie od wszystkich członków. Teraz, przyglądając się jak Kyungsoo tańczy razem z YooRim, z kieliszkiem szampana w dłoni, czuł się naprawdę szczęśliwy.
– Hyung, mówiłem, że nie spadniesz ze sceny – zaczął Jongin, uśmiechając się.
– Och! No tak…– zaśmiał się Jongdae, czując, że zaczynają mu się trząść ręce.– Piękne przysięgi – powiedział, ruszając w głąb ogrodu, gdzie odbywał się ślub. Jongin ruszył razem z nim.
– Dziękuję, natchnąłeś mnie – ponownie uśmiechnął się.
– Zauważyłem – odparł także ze śmiechem Jongdae.. Nie mogli zajść za daleko, bo teren był ogrodzony, więc Jongdae stanął w cieniu starego dębu. Dzisiejszy dzień był niezwykle upalny.
– Ostatnio dziwnie się zachowujesz, Jongdae – rzekł Jongin. Wyglądał tak nieznośnie dobrze w garniturze, że Jongdae miał ochotę sobie pójść, jednocześnie nie chcąc tego robić.
– Na serio? – zapytał głupio. Jongin przytaknął.– Przyszedłeś z kimś na ślub? – rzucił szybko Jongdae.
– Nie – odpowiedział z uśmiechem Jongin.– Chciałem zaprosić kogoś, ale ten ktoś mnie unikał – westchnął  ciężko. Jongdae pokiwał głową.
– To przykre – stwierdził, upijając łyk szampana.
– Zgadzam się – powiedział Jongin.– Nie wierzę, że mogłeś mi sprawić taką przykrość – rzekł spokojnie, a do Jongdae dopiero po chwili dotarły słowa Jongina. Zastygł w bezruchu.– Hyung, zauważyłem, że mnie unikasz. Nie jestem głupi – dodał ze śmiechem w głosie. Jongdae uparcie patrzył się w swój kieliszek, mając nadzieję, że jest w tym więcej alkoholu niż jest napisane na butelce i zwyczajnie się upił.– Za każdym razem, kiedy chciałem cię zaprosić, nie mogłem cię złapać, więc pomyślałem, że przestanę. W końcu i tak byśmy się spotkali – skwitował, a Jongdae dostrzegł w swoim polu widzenia czubki butów Jongina, co oznaczało, że chłopak przesunął się dość mocno w jego stronę.– Wiem, że może sobie myślisz, że gdy piszę, to nie zwracam na nic uwagi. To jakby po części prawda, ale wiem, co się dzieje, wiem, kiedy ktoś na mnie patrzy, czy ktoś zerka mi przez ramię i czy mucha chodzi mi po zeszycie – powiedział ze śmiechem, a w głowie Jongdae pokazało się wspomnienie, gdy na notatniku Jongina usiadł piękny motyl.– Dostrzegam więcej niż chciałbyś, żebym widział, hyung. Widziałem, jak mnie obserwujesz i nie odzywałem się, bo lubię, jak się uśmiechasz w ten sposób – dodał. Jongdae zaczął się zastanawiać, jaką ma minę, gdy patrzy na Jongina.– Mógłbyś na mnie spojrzeć, czuję  się dziwnie – przyznał rozbawiony. Jongdae powoli podniósł głowę.– Naprawdę cię lubię, hyung, bardziej niż powinienem –Jongdae zaśmiał się cicho, kręcąc głową, jakby niedowierzał.– I dobrze wiesz, że nie kłamię – rzekł Jongin, a kiedy Jongdae w końcu opanował swoje emocje, spojrzał prosto w oczy Jongina, by w czas przekonać się, że Jongin mówi prawdę, zanim oczy Jongina zniknęły, a on na swoich ustach poczuł usta chłopaka.
            Jongdae nie mógł powiedzieć, że nigdy nie wyobrażał sobie, jakby to było pocałować Jongina. Jednak spokój, jaki go ogarnął z chwilą zetknięcia się ich ust nie mógł się równać z żadnymi motylkami w brzuchu czy fajerwerkami, tak jak czytał w książkach. Zapach Jongina był bardziej odurzający i przyjemny niż każda inna woń, a chłodna dłoń na jego twarzy wpasowała się idealnie w jego zarumienione policzki. Upuścił kieliszek, lecz żaden z nich się tym nie przejął. Jongdae uważał, że zanurzenie dłoni w miękkich włosach Jongina jest o niebo lepsze od trzymania w dłoni zimnego szkła.

Od ślubu Kyungsoo i YooRim minęło już kilka tygodni i Jongdae miał wrażenie, że zabrał trochę szczęścia młodej parze podczas ich ślubu. Za wszystko winił Jongina, ale jak się okazało, ten mały, ale wielki incydent nie namieszał za wiele w życiu młodego małżeństwa. YooRim wydawała się być jeszcze bardziej szczęśliwa, jeśli to było w ogóle możliwe, a  Jongdae za to był odrobinę zdezorientowany.  Miał wrażenie, że wszystko odwróciło się o 180 stopni i poprzestawiało jego poukładany świat. Kiedy miał już zacząć panikować, przychodził Jongin i wszystko układał, ale nie tak, jak przedtem. Mimo to Jongdae nie narzekał.  Jego nowy, uporządkowany za pomocą Jongina świat wydawał się być dużo lepszy od tego poprzedniego.

            – Więc... Spotykasz się teraz z Jonginem? – zapytał ZiTao, kiedy, jak zwykle w niedzielę, siedzieli w kawiarni. Jongdae poczuł, jak na jego policzki wstępują rumieńce.
            – Em....No tak jakby...
            – Tak albo nie – powiedział twardo młodszy, ignorując Lu Hana wiszącego na ramieniu Sehuna tuż obok niego oraz Kyungsoo i YooRim, przekomarzających się w kuchni.
            – No tak ...– mruknął cicho Jongdae, a ZiTao uśmiechnął się. – Myślę – dodał, po czym zaśmiał się ze sfrustrowanej miny przyjaciela.
            – Błagam, Jongdae, określ się. Musisz zmienić status na facebooku, żebym mógł go polubić – zawołał Lu Han. Jongdae przewrócił oczami.
            – Nie będę zmieniał statusu, bo zniszczysz mi internetowe życie – rzekł.
            – Którego nie masz – wtrącił, siadając przy stoliku Kyungsoo. Jongdae rzucił mu mrożące spojrzenie i złapał za kubek z kawą, by upić jej trochę. – Idź do domu... Albo najlepiej do Jongina i sobie pogadajcie – powiedział. Jongdae westchnął.
            – Ale wszystko jest okay, po prostu to trochę nowe dla mnie, tak? – odparł, opierając łokcie o stół.
            – No właśnie. Może Jongina będzie krępowało okazywanie uczuć publicznie? – zapytał przerażony Lu Han, a Sehun przewrócił oczami, mając chyba nadzieję odejść, ale jego chłopak mocno trzymał go za dłoń.
            – Ja wiem, że Jongin za tym nie przepada. Jest nieśmiały, Lu Han – powiedział dobitnie Jongdae, a starszy jęknął.
            – To smutne – mruknął, przyklejając się do boku Sehuna.
            – Ale… Ogólnie gadaliście o tym? Chodzi mi, że tak dokładnie, że tak, jestem twoim chłopakiem, ty moim i jest fajnie? – spytał ZiTao, a Jongdae pokręcił głową.
            – Nie nazwaliśmy jakoś tego specjalnie, po prostu się spotykamy – wyjaśnił Jongdae, mieszając łyżeczką w swojej filiżance.
            – Mają jeszcze czas – wtrąciła uradowana YooRim, praktycznie wychodząc w podskokach z kuchni.– Nie staje się parą już po jednym pocałunku… To by było bez sensu. Najpierw trzeba wszystko sprawdzić, a to stało się tak niedawno – powiedziała, przytulając się do Kyungsoo. Jongdae przytaknął na jej słowa.
            – Ja i tak uważam, że mimo wszystko powinniście pogadać. Nie chcę znów mieszkać u ciebie po tym, jak Jongin złamie ci serce, tak jak było z–
            – NIE MÓW! – ryknął zawstydzony Jongdae, chowając twarz za dłońmi.– Zresztą, byłem wtedy w liceum i byłem głupi i młody… No weź ZiTao, zlituj się i tego mi nie wypominaj – jęknął, a młody Chińczyk zaśmiał się.
            – Dlatego proszę – powiedział. Jongdae westchnął.
            – Jasne, pogadam z nim – zgodził się, znów unosząc filiżankę z kawą.

            Jongdae przyłożył dłoń do czoła, chroniąc oczy przed silnym słońcem. Mimo wszystko i tak zmrużył je, próbując się dopatrzyć, czy światło zmieniło się już na zielone. Rozejrzał się lekko, po czym w oko wpadła mu znajoma sylwetka. Opuścił dłoń i odszedł od przejścia dla pieszych, by skierować się w stronę parku. Stanął kilka metrów za jedną z ławek i przypatrywał się chwilę pochylonej nad zeszytem sylwetce Jongina. Uśmiechnął się, przypominając sobie niemalże identyczną sytuację. Tyle, że tym razem Jongin nie odszedł bez słowa. Odwrócił się, czując, że ktoś na niego patrzy i uśmiechnął się do mężczyzny. Jongdae usiadł obok niego.
            – Myślałem, że będziesz w domu – zaczął, a Jongin pokręcił głową, dopisując ostatnie słowa zdania, zanim zamknął zeszyt.
            – Jest za ciepło, żeby siedzieć w domu – powiedział, zsuwając na oczy okulary przeciwsłoneczne.
            – Chyba masz rację – rzekł Jongdae, wystawiając twarz w stronę słońca. Jongin nie przestał na niego patrzeć i Jongdae wiedział o tym, mimo iż miał zamknięte oczy.
            – Chciałbyś o coś zapytać? – podsunął Jongin po krótkiej ciszy. Jongdae zaśmiał się.
            – Czekałem, aż spytasz – odparł, a Jongin uśmiechnął się lekko.– ZiTao się martwi – powiedział, siadając i z ulgą przyjmując, że słońce na chwilę zniknęło za chmurami. Nie musiał już mrużyć oczu. Jongin ściągnął okulary, wrzucając je do plecaka i zauważając, że w stronę miasta zbierają się coraz gęstsze chmury.
            – O kogo?
            – O mnie.
            – Dlaczego?
         – Przez ciebie – wyjaśnił Jongdae. Powstrzymał się przed triumfalnym uśmiechem, kiedy zobaczył zaskoczoną minę Jongina. Wyglądał jak zdezorientowany szczeniak, przez co Jongdae miał ochotę go przytulić i uszczypnąć w policzki, ale po chwili Jongin zaśmiał się delikatnie, uśmiechając się uroczo.
            – Rozumiem – powiedział, poprawiając się na ławce, by odwrócić się bardziej w stronę Jongdae.– Tylko hyung, musisz sprecyzować. Jeśli ZiTao chodzi o to, że mam zamiar cię zabić, to nie ma się o co martwić – Jongdae przewrócił rozbawiony oczami, po czym westchnął ciężko, czując się odrobinę zażenowany.
            – No bo ZiTao zawsze pomaga mi, kiedy mam jakieś problemy emocjonalne. Wiesz, on jest zawsze taki zdystansowany i myśli, a nie kieruje się emocjami i…
            – Do rzeczy, hyung – przerwał spokojnie Jongin.
            – ZiTao martwi się, że mnie skrzywdzisz, że no w sensie... Eee… Emocjonalnym – powiedział coraz ciszej i podrapał się w kark.
            – Rozumiem – rzekł po chwili Jongin, wyglądając zaskakująco poważnie.
            – Na serio? – zdziwił się Jongdae. On sam nie połapałby się w tym, co przed chwilą powiedział. Jongin uśmiechnął się łagodnie i złapał Jongdae za rękę, splatając jego palce ze swoimi. Jongdae poczuł, jak ogarnia go spokój, a dłoń robi się cieplejsza
            – Hyung, obiecuję ci, że jeśli cię skrzywdzę w jakikolwiek sposób, ZiTao może na mnie poćwiczyć swoje sztuki walki – kontynuował, nadal z łagodnym uśmiechem, a jego równie łagodne oczy przypatrywały się Jongdae. Starszy patrzył na niego, przez chwilę zaskoczony, po czym zaśmiał się nerwowo i przytulił młodszego chłopaka.
            – Powiem mu – szepnął, bo miał wrażenie, że zacznie płakać. Jongin pogłaskał go po plecach.
            – Jongdae, jeśli cię spytam, czy będziesz moim chłopakiem, będzie to dziwne? – zapytał cicho Jongin.
            – Nie – powiedział rozbawiony Jongdae, napawając się specyficznym zapachem Jongina.
            – Będziesz moim chłopakiem, Jongdae? – spytał wesoło Jongin.
            – Tak – zaśmiał się już starszy, przytulając młodszego chłopaka mocniej, w zamian otrzymując słodki pocałunek w policzek.

            Jongdae lubił, kiedy Jongin, zamiast do swojego dzielonego z współlokatorem mieszkania, od razu po uczelni przychodził do niego. Cieszył go fakt, że Sunny go polubiła i nie miauczała tak strasznie na jego widok, tak jak w przypadku Lu Hana. Lubił to, że gdy on robił jedzenie, Jongin zajmował stół w kuchni swoimi książkami i czasem pytał go o coś, albo nieświadomie mówił sam do siebie, czy też czytał na głos. Już wcześniej lubił patrzeć na Jongina kiedy pisze, ale fakt, że robi to w jego mieszkaniu, używając jego kolan jako podkładki, stawał się jeszcze bardziej interesujący. Wtedy Jongin zazwyczaj zostawał do nocy, bo zaczynali oglądać film i gdy się kończył, było naprawdę późno, więc Jongdae dzwonił po taksówkę, mimo że Jongin tego nie lubił i wolał iść do mieszkania. Jongdae zawsze się wtedy denerwował, a Jongin się śmiał, bo Jongdae wyglądał uroczo, przez co młodszy był często bity poduszką. Lubił też to, że kiedy Jongin do niego przychodził, byli sami i nikt im nie przeszkadzał, dlatego mogli robić co tylko chcieli. Chyba, że Sunny im przeszkadzała, ale Jongdae miał na nią swój sposób.

            – Lubię Jongina – oznajmił któregoś dnia ZiTao, kiedy mierzył ramiona Jongdae.
            – Wow, to jest coś – powiedział Jongdae, uśmiechając się, a ZiTao posłał mu mrożące spojrzenie.
            – Nie jest przy nim tak niezręcznie jak czasem przy Sehunie, ani nie jest gadatliwy jak YooRim… Nie, żebym ich nie lubił. Wiesz, o co chodzi – uśmiechnął się, a Jongdae tylko rozbawiony przewrócił oczami.
            – Cieszy mnie to – rzekł starszy, schodząc z taboretu.
            – Tak, ale czemu nie chce przychodzić do nas do kawiarni w niedziele? – zapytał ZiTao. Jongin i Jongdae spotykali się już ponad pół roku i nic nie wskazywało na to, by miało się to w jakiś sposób zmienić. Mimo zmian, jakie wprowadził Jongin, niektóre rzeczy nigdy się nie zmieniają, tak jak koncerty w teatrze czy spotkania w kawiarni.
            – Jongin uważa, że nie musi chodzić wszędzie ze mną i powinienem mieć swoich przyjaciół, by móc go czasem obgadywać – powiedział z uśmiechem, a ZiTao zaśmiał się.
            – Tak, zdecydowanie lubię Jongina.

            Jongdae chyba pierwszy raz widział Jongina tak zdenerwowanego. Siedział w jego mieszkaniu na kanapie i czekał na wyniku egzaminów, co chwilę odświeżając stronę internetową uczelni. Jongdae postawił obok laptopa herbatę dla Jongina i dla siebie, po czym spojrzał na swojego chłopaka zaniepokojony, odgarniając jego przydługie włosy za ucho. Jongin odwrócił się, by posłać mu zmęczony uśmiech, a Jongdae szybko ukląkł na kanapie, by móc przytulić Jongina. Czasem denerwowało go, że jest on od niego wyższy, ale tak było tylko czasami. Jongin wciągnął Jongdae na swoje kolana i objął go w pasie, ukrywając swoją twarz w zagłębieniu szyi starszego chłopaka, by po chwili przymknąć oczy i odetchnąć głośno, łaskocząc swoim oddechem nagą szyję Jongdae. Starszy przeczesywał palcami włosy chłopaka, także mając przymknięte oczy. Spędzili w takiej ciszy kilka dobrych minut, zanim Jongdae odsunął się odrobinę, by pochylić się nad laptopem. Jongin nie przestał obejmować go asekuracyjnie w pasie, po czym kiedy zobaczyli, że wyniki zostały wyświetlone, a Jongin znalazł się na pierwszym miejscu, mało z tej kanapy nie spadli. Jongin śmiał się z głową nadal ukrytą między obojczykiem a szyją Jongdae, a starszy praktycznie skakał na jego kolanach, by po chwili złapać w dłonie twarz młodszego chłopaka i złożyć na jego ustach długi i delikatny pocałunek.

            – Przyjdziesz dzisiaj? – zapytał Jongdae, trzymając telefon przy uchu. Obok niego stał Kyungsoo i próbował uratować kolację, którą miał zamiar zrobić Jongdae, ale coś mu nie wyszło.
            – Jeśli tylko chcesz – usłyszał po drugiej stronie. Prócz tego dało się słyszeć jeszcze kilka roześmianych głosów jego kolegów.
            – Jasne, że chcę, ale jeśli jesteś zajęty, to nie ma sensu – powiedział rozbawiony Jongdae, obserwując poczynania przyjaciela w jego kuchni.
            – Zadzwonię – odparł spokojnie Jongin.
            – Dobrze, będę czekać – rzekł ciszej Jongdae i rozłączył się.
            – Myślisz, że na serio by nie pamiętał? – zapytał Kyungsoo, wychodząc na chwilę z kuchni. Jongdae wzruszył ramionami, siadając na oparciu kanapy. – Dziś mija rok, tak? Jongin na pewno pamięta, że jest wasza rocznica – stwierdził, próbując uratowanego sosu pomidorowego.
            – Nie wiem, w tle było słychać sporo innych głosów, może świętują ukończenie szkoły – mruknął.
            – Drugi tydzień? – spytał rozbawiony Kyungsoo, zaglądając do jednego z garnków. – Nie sadzę. Może po prostu wyszedł gdzieś ze znajomymi – podsunął. Jongdae pokiwał głową. Jongin nie zapomniał, że tego dnia mija ich pierwsza rocznica. Wiedział, że Jongdae będzie się denerwował tym, że zapomni, więc przyszedł do jego mieszkania odpowiednio wcześnie, wręczając swojemu kochankowi prezent, jakim był srebrny pierścionek. Dla siebie miał identyczny. Jongdae zaśmiał się rozczulony, zakładając pierścionek i samemu wręczając Jonginowi bransoletkę z rzemyków, którą tamten pewnego razu pokazywał mu w internecie. Zjedli kolację, w końcu całkowicie przygotowaną przez Kyungsoo, ale żaden z nich tego nie skomentował. Zwyczajnie cieszyli się swoją obecnością.

            Jongdae i Jongin mieli za sobą wiele, ale ich pierwsza kłótnia, taka poważna, przyszła naprawdę późno. Byli ze sobą już prawie półtora roku, kiedy Jongin myślał, że wyjdzie z siebie. Jongdae dostał propozycję nagrania albumu wraz z kilkoma innymi chórzystami, w tym z Kyungsoo. Oczywiście, że Jongin strasznie się z tego cieszył, w końcu Jongdae realizował jedno ze swoich marzeń, lecz po jakimś czasie, kiedy prace nad albumem nadal trwały, Jongdae zaczął się dziwnie zachowywać. Nie dziwnie, a raczej głupio. Wydawał się nie być przejęty niczym, co nie było związane z wydanym albumem. Zapominał nakarmić Sunny, pójść na zakupy, czy czasem nawet na próbę do teatru. Jongin najpierw stwierdził, że po prostu Jongdae się stresuje, ale gdy zaczął ignorować Jongina i zbywać go na rzecz wyjścia z wydawcą na kolację, zamiast spędzić ze sobą wieczór, Jongin się zdenerwował. Tego dnia miło być inaczej. Jongdae obiecał i umówił się z Jonginem, że gdy ten przyjdzie do niego na obiad, razem wybiorą się na spacer i wieczór spędzą w swoim towarzystwie. Kiedy Jongin wszedł do pustego mieszkania Jongdae, myślał, że może na chwilę wyszedł. Z każdą minutą i godziną oraz telefonami do jego przyjaciół stwierdził, że Jongdae zwyczajnie zapomniał. Jongin miał ochotę płakać. Nie chciał, by Jongdae się tak zachowywał, bo nigdy tak nie robił i już nie wiedział, co ma zrobić, by przemówić swojemu ukochanemu do rozumu. Kiedy już myślał, żeby pójść spać w mieszkaniu Jongdae, bo było już grubo po drugiej w nocy, zamek w drzwiach szczęknął i do mieszkania wtoczył się Jongdae. Wtoczył, bo inaczej nie można było tego nazwać.
            Był tak pijany, że potykał się o własne stopy, a na widok Jongina zaklaskał uradowany w ręce, mówiąc, że teraz mogą pójść na spacer. Jongin, mimo że był wściekły, smutny i zawiedziony, zaprowadził swojego kochanka do sypialni i tak udało mu się go doprowadzić do porządku, by ten po chwili zasnął. Jongin zabrał koc i razem z Sunny spał na kanapie.
            Rano, gdy Jongdae odrobinę wytrzeźwiał i wszedł do kuchni, spotkał smutnego Jongina, podającego mu tabletkę i wodę.
            – Jongin, naprawdę…
            – Nawet mnie nie przepraszaj – warknął cicho Jongin, stając do niego tyłem, by schować opakowanie po tabletkach do szafki. Jongdae złapał się za głowę, odstawiając szklankę na stół.
            – Proszę, to się więcej nie powtórzy, ob–
            – Nie obiecuj! – krzyknął Jongin, odwracając się.– Nie przepraszaj i nie obiecuj, skoro masz to wszystko gdzieś! – dodał zdenerwowany.– Hyung, co się z tobą do cholery dzieje?! Nie dbasz już o nic i o nikogo, jeśli nie jest związane z wydaniem tego cholernego albumu! Zachowujesz się jak jakaś gwiazda, a nawet nią nie jesteś!
– Ale będę! – odkrzyknął zdenerwowany Jongdae. Gdzieś podświadomie wiedział, że Jongin ma rację i powinien się zamknąć, mimo wszystko przeprosić i się poprawić, ale pycha i zachłanność, która ostatnio odgrywała wielką rolę w jego życiu, wzięła nad nim górę.– Będę i jeszcze to wszystko odszczekasz! Nie masz prawa mówić mi, co mam robić, a czego nie! –  krzyknął, biorąc do ręki szklankę i popijając tabletkę. Jongin milczał, więc Jongdae spojrzał do góry, by zobaczyć że oczy Jongina, które zawsze podziwiał, były pełne łez.
            – Jasne, że nie mam prawa. Bo kim ja jestem? Zwykłym dzieciakiem, który się ciebie uczepił, tak? Już w ogóle nie obchodzi cię to, jak ja się czuję i że mnie to krzywdzi. Może w takim razie to najlepszy moment, bym sobie poszedł i nie wracał – powiedział, odwracając się szybko, zanim Jongdae zobaczył spływającą po policzku łzę. Jongdae przetarł twarz rękami.
            – Jongin, zaczekaj – jęknął, ale Jongin nie słuchał go. Zabrał leżące na półce klucze i, szybko ubierając buty, wyszedł z mieszkania.
            – Jongin, cholera – westchnął Jongdae, opierając się o ścianę, by zjechać oparty plecami aż na samą ziemię.

            Jongin nie przychodził ani na próby do teatru, ani do kawiarni. Nie siedział w parku i nigdy nie było go w mieszkaniu, gdzie mieszkał z kolegą, bo Jongdae miał klucze. Po dwóch dniach zaczął się martwić. Nie miał pojęcia, gdzie chłopak się ukrywa i za każdym razem, gdy dzwonił jego telefon, miał nadzieję, że to Jongin, ale tak nie było.
            – Powiedziałbym, że teraz potrenuję na nim wushu, gdyby to wszystko nie była twoja wina – warknął ZiTao, patrząc zdenerwowany na Jongdae, leżącego na stole w kawiarni. Kyungsoo spojrzał na niego zaniepokojony.
            – Woda sodowa uderzyła ci do głowy – mruknęła YooRim, która także była zaniepokojona. Ze sporym już brzuchem usiadła przy stole. Kyungsoo ruszył do kuchni, kiedy Jongdae jęknął głośno.
            – No wiem. Dałbym wszystko, żeby chociaż mi napisał, że wszystko jest dobrze z nim – uderzył czołem w stół, sprawiając, że okulary zsunęły mu się na blat. YooRim uśmiechnęła się słabo, razem z ZiTao.
            – Nie wiedziałem, że tak bardzo go kochasz – powiedział.
            – W tym momencie mam ochotę go zabić – odmruknął.
            – Idź do domu, może Jongin wróci. Lepiej żebyś tam był – doradził Kyungsoo, wychodząc z kuchni.
            – Może masz racje… No i – zwrócił się w stronę ZiTao. – Nie bij go – rzekł wychodząc, a ZiTao zaśmiał się.

            Jongdae wszedł mokry do mieszkania. W połowie drogi rozpętała się całkiem ostra burza i na początku miał to całkowicie zignorować, ale kiedy zaczęło padać coraz mocniej, schował się na chwilę w sklepie. Gdy wyszedł, deszcz nadal padał, ale już nie tak mocno. Kichnął, zamykając za sobą drzwi i kiedy stanął w salonie, spojrzał zaskoczony na Jongina, siedzącego na kanapie z Sunny na kolanach.
            – Jongin…
            – Tak myślałem, teraz będziesz chory – powiedział młodszy, wstając z kanapy. Jongdae podbiegł do niego i mocno go przytulił. Jongin, mimo złości, uśmiechnął się, nie odpychając od siebie Jongdae, nawet jeśli ten był cały mokry.
            – Cholernie się martwiłem, głupi bachorze – jęknął Jongdae.
            – Wiem – westchnął Jongin.
            – Skąd?!
            – Kyungsoo do mnie zadzwonił – powiedział, podając chłopakowi ręcznik, by ten mógł wytrzeć włosy.– Powiedział, że jęczysz, leżąc na stole w kawiarni i że się martwisz i straszysz klientów, oraz że mam wrócić, bo mnie zabije – uśmiechnął się na wspomnienie zirytowanego głosu swojego hyunga.
            – Och… Zabiję go – warknął Jongdae, po czym spojrzał na Jongina.– Przepraszam.
            – Wiem – rzekł prawie w tym samym momencie Jongin. Jongdae przygryzł dolną wargę.– Hyung, obiecaj mi, że już nigdy w życiu tak nie zrobisz. Inaczej ja naprawdę nie wrócę i będę ryczeć przez trzy lata – poinformował poważnie Jongin, a Jongdae walczył ze sobą, by się nie zaśmiać, bo chociaż wiedział, że Jongina łatwo doprowadzić do łez, to nie chciał, by ten płakał przez tak długi czas, do tego z jego powodu.
            – Obiecuję i następnym razem naślij na mnie ZiTao, on sobie da radę – powiedział. Jongin i zaśmiał się, łapiąc go za rekę, by przyciągnąć go do pocałunku.
– Kocham cię – szepnął tuż przy ustach Jongina. Młodszy chłopak uśmiechnął się, całując go w kącik ust.
– Też cię kocham – odparł, znów łącząc ich usta w pocałunku.

            – Czekaj, ale co? – Jongdae i Jongin patrzyli szeroko otwartymi oczami na Kyungsoo i YooRim.
            – No nie chcecie? – zapytała prawie ze łzami w oczach kobieta. Mimo że Jongdae dobrze wiedział, że gra, bo YooRim była świetną aktorką, nagle miał ochotę zrobić wszystko, by nie płakała… Inaczej Kyungsoo wyrwałby mu serce za pomocą własnej dłoni.
            – Nie, że nie, tylko… Ale dlaczego my?
            – No myślisz, że byłbym w stanie pozostawić moje ukochane, jedyne – przerwał na chwilę.– Na razie – dodał, po czym YooRim kiwnęła głową.– Dziecko pod opiekę Lu Hanowi i Sehunowi? Nie, żeby Sehun był nieodpowiedzialny, ale on jest młody i… Lu Han jest głupi – powiedział ciszej, a Jongin zaśmiał się.
            –  Jongin jest w wieku Sehuna.
            – Ale ty jesteś starszy. ZiTao nie będzie jej pilnował, bo ma dużo pracy, a Hyeon musi prowadzić kawiarnię. Błagam cię – jęknęła YooRim, trzymając półroczną SooRim na rękach. Jongdae spojrzał na Jongina.
            – Ale …– zaczął Jongdae.
            – Zgoda – powiedział w tym samym czasie Jongin, wyciągając ręce w stronę YooRim, która była bardziej niż szczęśliwa, przekazując mu swoją córkę.– Zajmiemy się nią, prawda hyung? – zapytał, unosząc brew, a Jongdae westchnął i przytaknął. Jongin uśmiechnął się szerzej, poprawiając dziewczynkę na swoich kolanach.
            – O Boże, kocham was – powiedziała YooRim, a Jongdae zaśmiał się.– Jutro wam ją podrzucimy, wszystko wam powiem i zostawię listę. Znacie nasz numer, i…– YooRim mówiła na bezdechu, więc zaczęła robić się czerwona.
            – Wdech! – krzyknął Kyungsoo, a kobieta posłusznie wzięła wielki haust powietrza.
            – Przecież wiemy, jak opiekować się SooRim. Nie martw się, noona – rzekł Jongin. YooRim pokiwała głową, po czym wyciągnęła ręce, by zabrać dziewczynkę.
            – W takim razie my zabieramy ją jeszcze na chwilę. Jutro z rana do ciebie tu przyjedziemy, okay? – zapytał Kyungsoo. Jongdae pokiwał głową i razem z Jonginem wstali, by odprowadzić ich do drzwi. Kyungsoo i YooRim od narodzin SooRim nie mieli chwili dla siebie i kiedy rodzicie kobiety w końcu dali im prezent ślubny, na który nie zdążyli uzbierać pieniędzy na ich ślub, ta dwójka zaczęła cieszyć się i panikować jednocześnie. Rodzicie YooRim podarowali im dwutygodniowe wakacje, które składały się na wycieczki po kilku krajach Europy. Od następnego dnia Jongdae i Jongin mieli za zadanie zaopiekować się półroczną SooRim, pamiętając, że jeśli stanie się jej krzywda, zginą. Kiedy dwójka rodziców wraz z dzieckiem zniknęła za drzwiami mieszkania, Jongdae spojrzał ze zmarszczonymi brwiami na Jongina.
            – No co? – zapytał młodszy.
            – Ciebie praktycznie nie ma, dalej chodzisz na jakieś spotkanie do wydawnictw, ja też mam pracę… Jak mamy się nią zająć? – spytał przestraszony. Jongin zaśmiał się, przytulając się do pleców swojego ukochanego.
            – Nie muszę chodzić do wydawnictw cały czas. W te dwa tygodnie nic nie stracę – powiedział. Jongdae wyplótł się z jego uścisku.
            – A jak w nocy będzie płakać, to ja mam ją uspokajać, a ty będziesz smacznie spał u siebie? – zapytał Jongdae, a Jongin westchnął.
            – Coś się wymyśli – stwierdził Jongin, a Jongdae przewrócił oczami.
            – Przez twoją słabość do dzieci teraz mamy przerąbane – mruknął Jongdae, idąc za Jonginem do kuchni. Młodszy tylko prychnął.
            – Raz mi się tak zdarzy, teraz będziesz mi wypominać? – wysunął uroczo dolną wargę, a Jongdae uśmiechnął się głupio. Zamyślił się przez dłuższą chwilę, po czym skupił swój wzrok na Jonginie.
            – Czemu na mnie tak patrzysz? – zapytał młodszy, nawet się nie odwracając.
            – Może się tu wprowadzisz? – zaproponował najzwyczajniej Jongdae. Jongin przestał robić to, cokolwiek robił i zamarł w bezruchu.
            – Mówisz na serio? – odwrócił się do starszego. Jongdae uśmiechnął się i pokiwał głową.
            – Teraz z SooRim będzie nam łatwiej, a później… Później też. Nie będziesz musiał wracać do domu po książki, bo będą tutaj i nie będziesz musiał płacić tak dużo za mieszkanie – zaczął Jongdae.
            – Nie możesz sam płacić, jeśli ja też tu będę mieszkał, bo…
            – No i nie będę musiał jeździć na drugi koniec miasta, by się z tobą spotkać – Jongdae radośnie zignorował Jongina, mówiąc dalej. Młodszy patrzył na niego przez chwilę bez słowa, po czym zaśmiał się.
            – Dobra, wprowadzę się, ale…
            – Tak! – krzyknął Jongdae, wręcz wskakując na Jongina i, dając mu soczystego całusa w usta, przytulił go. Jongin zaśmiał się.
            – Dzielimy się rachunkami.
            – Chciałbyś.
            – Jongdae!
            – Później o tym pogadamy – zaśmiał się Jongdae, puszczając Jongina.– Teraz musimy zabrać twoje rzeczy ze starego mieszkania i zrobić zakupy – powiedział Jongdae, marszcząc brwi.
            – Wczoraj robiliśmy zakupy – mruknął Jongin.
            – Tak, ale od jutra będzie nas troje, a SooRim jest wybredna, bo to dziecko cukiernika, pamiętaj – złapał dłoń Jongina i zaciągnął go w stronę drzwi.
            – YooRim i tak wyrzuci wszystkie ciastka, które dla niej kupimy – powiedział Jongin, ubierając buty.,
            – A kto powiedział cokolwiek o jakichś ciastkach dla SooRim? – zapytał Jongdae, a Jongin zaśmiał się, obejmując go w pasie, kiedy razem wychodzili z mieszkania.

            Wbrew obawom Jongdae, obaj z Jonginem bardzo dobrze radzili sobie z SooRim. Dziewczynka była grzeczna i nawet nie budziła ich w nocy aż tak często. Po tym, kiedy Kyungsoo i YooRim szczęśliwi i opaleniu wrócili z Europy, Jongin wyglądał tak, jakby miał się rozpłakać, gdy oddawał dziewczynkę, przez co YooRim się rozczuliła i zaczęła zapewniać, że Jongin może się nią opiekować kiedy tylko zechce. Poza tym, mieszkanie razem z Jonginem było dużo wygodniejsze i przyjemniejsze, niż Jongdae mógł się tego spodziewać.

            Jongdae od kilku minut siedział przed biurkiem i wpatrywał się w gruby, oprawiony w skórę zeszyt. W sumie to dziennik. Obok niego leżał długopis w drewnianej obudowie, na której już ktoś powypisywał kilka ciekawych rzeczy. Jongdae wziął długopis do ręki i uśmiechnął się lekko, czytając wskazówki od swojego chłopaka i kolejne, pełne niepewności spojrzenie przeniósł na dziennik.
            Jongin zawsze mu powtarzał, że za dużo mówi; że mówi czasem rzeczy całkiem bez sensu. Dlatego dał mu dziennik, w którym Jongdae miał pisać wszystko, co przyjdzie mu na myśl. Tyle, że teraz on nie wiedział, co mógłby tam napisać. Otworzył jednak dziennik na pierwszej stronie i wpisał swoje imię i nazwisko w przygotowaną rubryczkę. Odwrócił na następna stronę i zawisł nad dziennikiem. Podrapał się w kark, po czym podniósł głowę, by zobaczyć Jongina stojącego w salonie, stukającego się naostrzonym ołówkiem w usta. Po chwili Jongin ruszył w stronę stołu, zrzucając z szafki plastikowy wazon.
            – Wybacz! – krzyknął jedynie, ale wcale nie było mu przykro. Jongdae tylko zaśmiał się, bo to, że Jongin zrzucił wazon, nie było czymś nowym i nawet się tym nie przejął.
Jongdae znów przeniósł swój wzrok na dziennik, gładząc bezwiednie delikatne kartki. Podniósł głowę, by zobaczyć pochyloną nad stołem sylwetkę Jongina i jego powiększony cień na przeciwległej ścianie. Jongdae odłożył w końcu długopis, zamykając dziennik i ruszył w stronę salonu, by spojrzeć na swojego ukochanego, z którym był już ponad trzy lata, kucającego przed stołem, gdzie stał niewielki karton z sześcioma książkami. Jongin spojrzał na niego ze łzami w oczach i szerokim uśmiechem. Jongdae ruszył szybko w  jego stronę, by mocno go uściskać.
            – Gratuluję – szepnął na ucho Jonginowi, na co ten zaśmiał się cicho. Jongdae poczuł, jak na jego ramieniu ląduje łza, więc odsunął się i wytarł dłońmi policzki Jongina, składając na jednym z nich pocałunek, po czym wziął do ręki jedną z sześciu identycznych książek. Przejechał palcem po wytłuszczonych czarnych literach, układających się w Kim Jongin, by następnie swoje palce przesunąć bo wygrubionych literach, tworzących tytuł książki.

„The butterfly on the page”

            Pierwsza napisana przez Jongina książka, którą ten pisał przez ponad trzy lata, opisywała historię jego związku z Jongdae z punktu widzenia Jongina i za każdym razem, gdy Jongdae ją czytał, miał okazję płakać tak mocno ze szczęścia, że jedynie Jongin był w stanie go wtedy uspokoić. Bo nikt inny nie robi tego lepiej, jak ukochana osoba.


No więc... oto TEN ChenKai ^^
Więcej TUTAJ 
Do zobaczenia!
G.G

9 komentarzy:

  1. Jestem kupką feelsów i nie wiem, jak mam to zahamować, pomocy, hej, help me, please. :<<<
    Jakoś nigdy nie zauważałam ChenKaia, więc tylko z zupełnej ciekawości (Głównie dzięki tytułowi), wzięłam się za tego shota i szczerze powiedziawszy cholernie mnie zaskoczyłaś. ;-; Nie miałam pojęcia, że będzie taki.. delikatny i shsghsgsd, bo to jedyne, co opisuje moje uczucia. Pomieszane z napaćkanym, czyli praktycznie całe moje życie. XDD
    Uwielbiam tutaj Jongina, bo jest zupełnie jak większość ludzi, kiedy coś piszą - liczy się tylko wena, kartka papieru i nie przeszkadzają nawet osoby dookoła, które dziwnie się gapią, kiedy nagle wstaniesz i krzykniesz "O TAK, TO JEST MÓJ NAJLEPSZY POMYSŁ". ♥ Poza tym, jest tutaj tak cholernie uroczy i spostrzegawczy. ;-;
    Co do Jongdae - strasznie głupi, ale zakochany w tym, co robi, to zdecydowanie najlepszy opis tego chłopaka, serio. Już często mówiłam, że kocham Twoje kreacje bohaterów, ale tutaj mnie zdobyłaś i najchętniej poprosiłabym o autograf. X'DDD
    Kocham, po prostu uwielbiam tę nieśmiałą relację ChenKaia, nigdzie się nie spieszą, przeżywają wszystko powoli i to ma w sobie taką magię, że nie uwierzę, jak ktoś mi powie, iż nie podoba mu się ten shot. Ja go połknęłam naraz, nawet nie byłam w stanie się oderwać i uśmiechałam się jak głupia.
    Myślałam, że będę czuła wewnętrzny opór, iż Kyungsoo ma dziewczynę (później żonę i dzieciaczka), a nie jest z Jonginem, ale całkowicie pochłonęły mnie ich relacje. Kyungsoo bardzo pasował tutaj do YooRim, a Jongin do Jongdae, więc biję Ci brawo głośno. Mam nadzieję, że usłyszysz, chociaż dzieli nas jakieś 500-600 km. ;-;
    Najlepszy moment, moim zdaniem, był wtedy na ślubie, kiedy Jongin powiedział Chenowi, że on zawsze widzi te małe gesty z jego strony i był smutny, bo chciał go zaprosić na ślub, a Jongdae go unikał. ;-; Zawyłam wtedy strasznie, prawie tuląc laptopa, bo to za wiele słodkości jak dla mnie fdhjsgdfd. ♥
    Życzę Ci powodzenia z kolejnymi shotami i wiedz, że ja sobie zawsze gdzieś tutaj będę, cicho czytając i komentując, jak mój wewnętrzny leń sam zacznie mnie kopać.
    Kocham Cię,
    Hik.

    OdpowiedzUsuń
  2. świetne! jak z resztą wszystko na tym blogu (jak i My Kitten) :). fajnie by było jak by coś częściej się tu pojawiało no ale rozumiem że wena czasami jest zawodna a czas nie ubłaany. ale i tak cieszę się że piszesz bo wszystko przeczytałam jednym tchem. weny życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Aga - mistrzostwo. Wybacz, na więcej mnie nie stać... Absolutne mistrzostwo i +100 pkt do zajefajności...

    OdpowiedzUsuń
  4. Wreszcie się biorę za komentarz ;-; Omo, odzwyczaiłam się jakoś całkowicie, ostatnio moje komentarze składają się z kilku nie trzymających się kupy zdań i aż mi żal biednych autorek, które potem to czytają, ale po prostu nie umiem już chyba wyrażać precyzyjnie swoich odczuć co do tekstu i ajshdgshdg wkurza mnie to, nie wiem co mi się stało ;-;
    Ale dobra, ponieważ to będzie komentarz dla Ciebie, postaram się dać z siebie wszystko. Tym bardziej, że mam o czym pisać, bo oneshot jest długi, fantastyczny i widać, że cholernie dobrze Ci się go pisało, wiesz? Takie rzeczy po prostu czuć, kiedy się to czyta. Nareszcie napisałaś ChenKaia (Czekaja ;;), który jest Twoim paringiem i chociaż sama ich nie szipuję, to czytało mi się to tak przyjemnie, jakbym czytała ff o swoim własnym OTP. W dodatku kocham Cię za długość, bo ja uwielbiam takie tasiemce, czytasz, czytasz i się nie kończy, najlepiej *^*
    Fabuła jest niby taka zwykła, ale właśnie takie obyczaje lubię najbardziej, mam już dość pokomplikowanych supernaturali, takie spokojne opowiadanie jest idealną odskocznią. W dodatku fluff <3 Żadnego złego zakończenia, w środku trochę dramatu ale co tam, ważne, że jest happy end, ja mogę umierać szczęśliwa ;; Pomysł z chórem genialny, na początku sądziłam, że Jongdae będzie jakąś gwiazdą muzyki pop, czy coś w tym stylu (tak wnioskowałam po okładce i tytule, kiedy był zapowiedzi), ale znów mnie zaskoczyłaś. Omo, wyobrażam go sobie stojącego razem z resztą chóru na scenie amfiteatru (poszłabym na taki koncert!!!). W dodatku Jongdae okularnik, to w końcu najlepszy Jongdae ever~! :D
    Co do Jongina, to początkowo miałam mieszane uczucia. Wydawał mi się takim ponurym nudziarzem, który tylko siedzi w tych swoich zeszytach i nie zwraca uwagi na to, co się dookoła niego dzieje. Ale potem pomyślałam, że za tym też musi się coś kryć, bo nie stworzyłabyś tak płytkiej postaci i się nie myliłam. Nie był tu moim ulubieńcem, ale okazał się naprawdę uroczym chłopakiem. A co do ulubieńca... Cóż, chyba stanęło na Luhanie xD Uwielbiam jego charakter! Taki mały, pełen energii wariat, idealne przeciwieństwo Sehuna, z którym notabene tworzył idealną parę (age gaaaap!! *krzyczy*). Reszta przyjaciół Jongdae też była bardzo sympatyczna, nawet YooRim polubiłam, chociaż zwykle ciężko mi się przekonać do żeńskich charakterów w opowiadaniach. Tu mi nie przeszkadzała, z Kyungsoo byli uroczy (chociaż Kyungsoo z laską... dobra, ale dla mnie to wciąż pedałek :c).
    Dobrze, że w historii Jongina i Jongdae były też te niewielkie zgrzyty bo wiadomo, że co za dużo fluffu, to nie zdrowo. Dzięki temu udowodnili sobie, że pomimo swoich wad chcą być razem i nie skończą tego związku byle jaką kłótnią. To jakby ich umocniło, prawda...?
    Pod koniec został mi w głowie obraz Kaia siedzącego nad kolejną swoją książką w jakimś ogrodzie pełnym kolorowych motyli i sądzę, że tak właśnie będzie mi się kojarzył ten ff, kiedy będę do niego wracać. Chciałam Ci powiedzieć, że to jest jedno z Twoich najlepszych dzieł i powinnaś być z niego dumna, tak jak ja jestem z Ciebie ;; To był pierwszy Czekaj, jakiego przeczytałam i coś czuję, że na tym jednym nie poprzestanę, ale jest to najlepszy początek, o jakim mogłam marzyć.
    Teraz życzę Ci już tradycyjnie mnóstwa weny na kolejne cudowne opowiadania, na które również czekam niecierpliwie (coś gdzieś podpatrzyłam na tt o jakimś Hunhanie... : DDDDD aaale nieważne jaki paring wybierzesz, i tak przeczytam z chęcią ♥). Trzymaj się, Aguś i jeszcze raz gratuluję wspaniałego Czekaja <3
    Aliss~
    P.S. Komentarz jest niesprawdzany więc pewnie masa w nim błędów i powtórzeń, ale plis przymknij an to oko ;;

    OdpowiedzUsuń
  5. Nareszcie! Matko no nareszcie, ktoś gdzieś napisał KaiChena! <3 Wierna im od zawsze i po tym
    (http://data3.whicdn.com/images/97641024/large.gif), tylko czekałam, aż któraś z autorek to napisze, no bo oni tacy słoodcy są, ogólnie ubolewam, bo Chena tak mało wszędzie :c a jak opowiadanie jest długie i ktoś ma odejść/odpaść/cokolwiek innego to Chen jest praktycznie pierwszy, nie dadzą mi się nim nigdy nacieszyć ;-; Dlatego dziękuję! za to :D Jeszcze jak mi kiedyś napiszesz BaekChen'a to już w ogóle będę w niebie <3 Dobra koniec monologu na temat moich OTP xD
    Fanfick był cudowny, idealny, perfekcyjny i wszystkie inne synonimy tych słów mogę mu przypisać. To było takie kochane no! Takie nieśmiałe początki są przeurocze. W ogóle Kai tutaj zawładną moją duszą i sercem T^T No ja po prostu nie wiem, ale on był wyjątkowy. Żyjący w swoim pisarskim świecie, niby nie zwracając uwago na nikogo i nic co go otacza, ale no właśnie, to jest NIBY, bo najukochańszy moment całego opo był właśnie wtedy jak Kai powiedział Cheno'wi, że oświecał mu o wiele więcej uwagi niż mu się wydawało. Wyłam z rozkoszy jak o tym czytałam. Albo jak na ślubie w tych przysięgach Kai zacytował słowa Chena, to też mnie rozczuliło :'') I jak powiedział, że osoba, z którą chciał pójść na bal go unikała ;-;
    A ten moment jak się pokłócili!? Myślałam, że pożrę Chena, przez to jego zachowanie, za to jak potraktował mojego Jonginnie'go :c Wiesz jak mi było przykro :c Dobrze, że wtedy się wszystko ułożyło i w sumie jest cudownie <3 Luhan mnie tutaj rozwalał, no był po prostu taki głupkowaty xD Kyungsoo w roli męża i ojca miodzio! Normalnie nawet nie wiem jak bardzo bym chciała, nie dałabym rady przyczepić się do czegokolwiek w tym opo. Dziękuuuję bardzo, bardzo za to, że to napisałaś, bo było genialne!
    Hwaiting!
    P.S Możesz kiedyś zarzucić jeszcze KaiChen'em Kimiko kocha wszelakie na ogół nie popularne pairingi! <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Wszystko ładnie, przyjemnie się czyta, fabuła nawet jakaś tam jest (i to nie jest 12K słów o niczym ubranym w mnóstwo epitetów)... ale niektóre opisy brzmią jak ze 'szkolnego' opowiadania - gdzie pisze się okrągłe zdania, ładne słowa, podręcznikowe, gładkie określenia. To nie jest żadna wada, nie chcę sugerować nic takiego - jednak w jakiś sposób sprawia, że na początku czytałam opowiadanie właśnie jak wypracowanie na polski. Później przyzwyczaiłam się do tego stylu... krótkie zdania, ogólny posmak kartki w linię, data na marginesie; okej. Bardzo dobrze się to czytało, więc czemu miałabym narzekać?
    (Oh, drobna uwaga - 'bynajmniej' nie jest synonimem 'przynajmniej')
    Powiem szczerze: mam zastrzeżenia co do konstrukcji, aczkolwiek (nie znoszę tego słowa) to raczej subiektywne odczucia. Niektóre sceny były po prostu omówione w dwóch zdaniach, podczas gdy inne niemal się ciągnęły. Oczywiście, to autor decyduje, które moment są ważne, a o których wystarczy tylko wspomnieć, ale chwilami czułam się, jakbym ominęła jakiś fragment. Jakiś akapit, który powinien spinać wszystko, a który nieświadomie przewinęłam. Jaki ślub? Czytałam opowiadanie jeszcze raz do tamego akapitu, bo święcie wierzyłam, że coś mi umknęło; myślałam, że nie może jeszcze chodzić o następstwo opisanych wcześniej zaręczyn. A jednak chodziło. Nigdy nie sądziłam, że ślub to taka szybka sprawa. Chyba, że minęło jednak trochę czasu - ale tego nie wiem... czas tutaj to abstrakcja.
    Lubię za to charakteryzację postaci - nie wiem o nikim zbyt wiele, ale bohaterowie są złożeni całkiem prosto i gładko. Dobrze, jeżeli chodzi o oneshot; nikt nie pozostawia uczucia niedosytu, a choć niektórzy mogliby być oparci na więcej niż dwóch cechach, to wszystko jest w porządku. Pasuje do całości i ładnie się z nią komponuje. Wszystko jest tutaj linią prostą, bez wybrzuszeń i załamań (wyłączając ciut omówioną kłótnię). Czasami naprawdę dobrze przeczytać jakiś porządny - w końcu - sensowny fluff.
    (Ten bohater, który był pisarzem - podświadomie czekałam na informację o idiopatycznym zwłóknieniu płuc)
    Ogólnie, nie czuć, że tekst ma tyle słów, ile w rzeczywistości sobie liczy (czyli niemało); jest lekki. Można w niego wsiąknąć i żałować, że już się skończył. Był po prostu dobry.~
    Znalazłam błędy i powtórzenia, ale nie mają raczej już teraz większego znaczenia. Tylko piszę, że są, bo czuję, że powinnam.
    Pozdrawiam~~

    OdpowiedzUsuń
  7. bosze to było takie urocze puszyste że brak mi słów jongin taka pysia i wgl awwwww własny światy ma i bosze niby młodszy a mam wrażenie że umysłowo starszy niż jongdae ♥ brakowało mi smutu na koniec hahaha ale i tak kocham XD ♥
    pozdrawiam ♥ pisz więcej ff z kaiem fluffików C:

    OdpowiedzUsuń
  8. Wooow trochę długie ;)
    Ale takie kochane to wszystko było i jestem na siebie zła że w mojej głowie jest pustka która nie pozwala mi napisać odpowiedniego komentarza :\

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń