Pairing: KyuHae (Super Junior)
Gatunek: AU, fluff, obyczaj
Rating: PG
Opis: "Piękno jest formą dobroci, która uspokaja nasze emocje, wywołuje uśmiech na twarzy. Dostrzec piękno czasem jest tak samo trudno jak czyjeś uczucia."
Uwagi: Muzyka kryję się pod "⋆". Trochę spóźnione Wesołych Świat! ♥
Korekta by Nejimakidori
Najpiękniejsze miejsca znajdują się
najczęściej w trudno dostępnych miejscach – by dostać się do wodospadu, trzeba
przejść gęste lasy, pokonać dżunglę. Trud, jaki musimy wykonać jest
wynagradzany pięknem, które nas wita po dotarciu na miejsce. Piękno jest formą
dobroci uspokajającą nasze emocje i wywołującą uśmiech na twarzy.
Kyuhyun dobrze znał to uczucie, kiedy
piękno, które nas otacza jest przytłaczające, zbyt idealne, by patrzeć na nie
tylko przez chwilę, przez godziny a nawet dni. Nie wystarczały mu ani godziny,
ani dni. Kyuhyun podziwiał piękno, jakim otaczało go miejsce, w którym mieszkał
od lat. Każdego dnia, o każdej godzinie czy w każdej innej minucie wydawało się
go zachwycać w całkiem inny sposób. Od kiedy przeniósł się do Szwajcarii razem
z rodziną, gdy był jeszcze mały, od tego momentu, kiedy jego jeszcze dziecięce
spojrzenie padło na widok, jaki rozciągał się w niewielkim miasteczku, w którym
miał zamieszkać, pokochał ten widok i miejsce z nim związane najmocniej jak
potrafił.
Ludzie wyjeżdżali z Langwies. To nie
jest metropolia, a nawet zwyczajne miasto. W zimę często znikał prąd, a dostęp
do Internetu prawie w ogóle nie istniał. Mimo wszystkich tych wad, zimna, braku
połączenia z resztą świata czy zwyczajnie jakichś rozrywek w centrum
miasteczka, Kyuhyun nigdy nie chciałby zamieszkać nigdzie indziej. Nawet jeśli
według innych miałoby piękniejsze widoki, cudowne zabytki i rozrywki, które
nigdy się nie nudzą. Langwies miało swój własny klimat, piękno, które stworzyła
przyroda, nie człowiek, i Kyuhyun miał zamiar podziwiać je do końca swoich dni.
Langwies mieści się w kantonie Grischun
w Szwajcarii.
Niewielkie miasteczko, czasem uznawane za wieś z mieszkańcami nie
przekraczającymi liczby trzystu osób. Znajduje się ono na skraju doliny
połączonej przez wiadukt z przeciwległym wzgórzem. W Langwies większość
mieszkańców to obcokrajowcy, który docenili piękni miasteczka i osiedlili się w
nim. Mocno zalesione i trudno dostępne zwyczajnie zauroczyło mieszkańców innych
krajów. Wiadukt, przez który niezbyt często przejeżdża pociąg, tworzy trasę między
Chur – stolicą kantonu Grischun – a Arosa, turystycznym miastem kantonu. Domy w
miasteczku rozmieszczone są w skupiskach czasem oddzielonych od siebie o
kilometry.
Praktycznie
żaden dom w Langwies nie jest całkowicie biały. W zimę, kiedy śnieg pokrywa
miasto puchem o wysokości nawet do trzech metrów, taki dom byłby niewidoczny.
Kyuhyun mieszkał w domku o kolorze
burgundowym. W lato i wiosnę jego dom idealnie współgrał z pięknym odcieniem
zielonej trawy, w jesień harmonizował się z czerwonymi liśćmi krzaków, które
jego mama posadziła dookoła domu, a w zimę idealnie odcinał się mocną barwą od
delikatnej bieli śniegu. Dom mieścił się w jednym ze skupisk, które znajdowały
się na urwisku niedaleko wiaduktu.
Na
samym dnie urwiska płynął niewielki strumień, ciężko było go dostrzec między
drzewami. To ten właśnie widok, zielonego oceanu drzew, pięknego białego
wiaduktu i kolorowych domków pokochał jako mały chłopiec. To właśnie nad
urwiskiem, na dość sporym kamieniu, Kyuhyun spędzał większość swojego wolnego
czasu, podziwiając przelatujące ptaki, które wydawały się lecieć nisko, jednak
głębokość doliny zmieniała punkt widzenia. Siadał na kamieniu, który wcześniej
przykrywał kocem i zwyczajnie siedział, starając się zapamiętać każdy szczegół
widoku, jaki się przed nim rozciągał.
Kyuhyun nie miał rodzeństwa. Jego
rodzice z Korei przenieśli się tutaj z nadal niewiadomych dla niego przyczyn,
mimo że miał już dwadzieścia jeden lat, wciąż nie wiedział. Nie naciskał na
nich, bo jeśli nie chcieli mu tego mówić, pewnie mieli swoje powody. Dom, w
którym mieszkał składał się na parter, pierwsze piętro i poddasze. Ponieważ żaden
z domów w Langwies nie był wielkich rozmiarów, na parterze zmieścił się jedynie
niewielki salon z równie niewielką kuchnią, na piętrze znajdowała się sypialnia
jego rodziców i łazienka, a pokój Kyuhyuna zajmował całe poddasze. Dom był
najbardziej wysunięty w stronę urwiska ze wszystkich. Kyuhyun nawet z okna miał
cudowny widok na dolinę.
Jego
mama pracowała w piekarni w miasteczku, a jego ojciec był stolarzem, który
tworzył meble w garażu obok domu. Oboje cieszyli się swoją pracą, a Kyuhyun
czerpał przyjemność z pomagania im.
On
sam jednak nigdzie nie pracował. Czasem dorabiał sobie albo w stolarni ojca czy
w piekarni matki, ale pracował wtedy, kiedy potrzebował pieniędzy, co nie było
częstym zjawiskiem.
Jego
rodzice nigdy nie namawiali go do pracy gdziekolwiek. Wiedzieli, że ich syn
jest trochę zamknięty w sobie i odsunięty od reszty społeczeństwa. Nie
przepadał za towarzystwem innych ludzi, a tym bardziej obcych. Mimo iż Langwies
było małym miasteczkiem i każdy znał każdego, czasem Kyuhyun znajdował na
ulicach miasta nieznajome twarze. Wolał on spędzać czas samotnie, najczęściej
wśród natury niż wśród rówieśników, których w wiosce nie było zbyt wielu. Kiedy
jeszcze chodził do szkoły spotykał się czasem ze znajomymi z klasy, ale ich
spotkania ograniczały się do zjedzenia wspólnego posiłku lub krótkiej rozmowy.
Jego kuzyni, którzy mieszkali w Korei i czasem do nich przyjeżdżali zawsze
śmiali się, że kiedy Kyuhyun dorośnie, nie będzie mógł znaleźć sobie żony, tym
bardziej, że odkąd przyjechał do nowego kraju, nigdy nie opuścił miasteczka, w
którym zamieszkali.
Kyuhyun jednak nigdy się tym nie
przejmował. Uważał, że jeżeli będzie potrzebował towarzystwa, to na pewno kogoś
znajdzie, chociażby swoją matkę czy ojca. Żona, o której tak często wspominali
kuzynowie, też znajdzie się sama, tak jak szczęście i powodzenie. Kyuhyun
wierzył w przeznaczenie, że każda rzecz, jaką otrzymujemy nie jest przez
przypadek, że wszystko jest odgórnie ustalone, a starania są zbyteczne, bo i
tak przeznaczenie wygra.
Dlatego
Kyuhyun uważał, że przyjazd do Szwajcarii nie jest przypadkiem, i fakt, że jego
rodzice wybrali Langwies nie był oparty na wyborze najtańszego miejsca
zamieszkania, a wszystko, co do tej pory go spotkało nie stało się dlatego, że
się starał, tylko że ktoś chciał by tak było. Skoro tak wiele dobrego spotkało
go tutaj, nie powinien opuszczać tego miejsca, bo prawdopodobieństwo, że spotka
go w Langwies jeszcze wiele dobrego było bardzo wysokie, a Kyuhyun nie chciał
igrać z losem. Nigdy.
Pewnego listopadowego popołudnia,
gdy na dworze zaczynało się powoli ściemniać, Kyuhyun jak zwykle udał się na
swoje ulubione miejsce na skraju urwiska. Przyglądał się wiaduktowi i
zastanawiał się, czy dzisiaj zdążył na przejazd pociągu, czy przyszedł za
wcześnie albo za późno. Mimo iż mieszkał tu tak długo, nie był w stanie
zapamiętać co chwilę zmieniającego się rozkładu jazdy pięknego, czerwonego
pociągu, który przyjeżdżał do Langwies. Po ponad godzinie, kiedy wilk, który
polował na sarny na przeciwległym wzgórzu zniknął ze swoją zdobyczą, Kyuhyun
poczuł coś zimnego na policzku. Pomyślał, że może zaczyna padać i kiedy uniósł
głowę do góry, zauważył, że to nie deszcz, a śnieg. Wielkie płatki śniegu
spadające powoli osadzały się na dachach domów. Nie było ich wiele, ale to
oznaczało, że w miasteczku już zaczyna się zima, mimo iż była dopiero połowa
listopada. Kyuhyun westchnął lekko. Uwielbiał zimę, więc fakt, że w tym roku
zaczęła się wcześniej niezmiernie go ucieszył. Wstał jednak z kamienia i złożył
koc, bo mimo iż z chęcią poobserwowałby, jak dolina powoli zaczyna robić się
biała, nie był odpowiednio ubrany na taką pogodę i chwilę później podążał jedną
z brukowanych uliczek w stronę swojego domu.
Kiedy tylko w miasteczku zostanie
zauważony pierwszy śnieg, całe ono ożywa. Wszyscy zaczynają przygotowywać się
do zimy, jaka każdego roku jest sroga i nieustępliwa. Leśniczy zaczynają
magazynować posiłki dla zwierząt, którym w zimę ciężko będzie zdobyć pożywienie
i coraz częściej znikają w lasach, by znaleźć odpowiednie miejsce na
pozostawianie posiłku i oznaczenie go. Wszyscy kupcy, sprzedawcy i ludzie,
którzy prowadzą sklepy, wyjeżdżają do większych miast po to, by zwiększyć
zaopatrzenie na wszelki wypadek, gdyby wiadukt znów na dłuższy czas miał
zasypać śnieg i uniemożliwić podróże.
Nauczyciele
w szkołach przyspieszają z programem bo zdają sobie sprawę, że gdy tylko
miasteczko zasypie śnieg, uczniowie nie będą w stanie dostać się do szkoły.
Wszyscy
mieszkańcy już zaczynają zbierać sól i piasek, by odśnieżać wąskie uliczki.
Rodzina
Kyuhyuna także zaczynała swoje coroczne przygotowania. Jego mama spędzała
trochę więcej czasu w piekarni, upewniając się razem z resztą pracowników, że piece
nie zepsują się przez całą zimę i że wszyscy mieszkańcy będą mieli dostęp do
tego miejsca. Ojciec Kyuhyuna siedział długo w swojej stolarni, by skończyć
wszystkie projekty, zanim ziemia pokryje się najcieńszą warstwą śniegu i, jak
zwykle w zimę, zająć odrobinę miejsca w garażu na drewno do ogrzania domu.
Kyuhyun
właśnie tym teraz się zajmował. W grubej kurtce, rękawiczkach i szaliku rąbał
resztki drewna, które nie zostały porąbane wcześniej. Kiedy skończył, ruszył jeszcze
do leśniczych, którzy tego dnia zwozili do miasteczka wszystkie chore drzewa wyciętez
lasu i rozdawali mieszkańcom, by ci mogli wykorzystać je w dobry sposób.
Gdy
wrócił, uporał się z tymi drzewami i zaczął układać wszystko w piwnicy, która
opustoszała po zeszłorocznej zimie.
Po
kilku godzinach wędrówki w górę i dół schodów do piwnicy, Kyuhyun wreszcie skończył
chować tyle drewna, ile zmieściło się w pomieszczeniu i zaproponował ojcu pomoc
w ukończeniu projektów, by szybciej wysprzątać garaż i tam schować drewno,
zanim przemoknie.
– Nie masz żadnych planów na
tegoroczną zimę? – zapytał jego ojciec, gdy odbierał z rąk Kyuhyuna pomalowaną
nogę jednego z krzeseł. Kyuhyun zamyślił się chwilę, malując oparcie tego
samego krzesła na biało.
– Nic nie przyszło mi do głowy jak
na razie…– odpowiedział, odkładając na odpowiednie miejsce pomalowany kawałek
drewna. Jego ojciec kiwnął głową, rysując jakiś wzór na nodze krzesła.
Przez
resztę czasu pracowali w ciszy, a później matka Kyuhyuna przyniosła im coś do
jedzenia i picia. Została chwilę, by poczekać aż zjedzą i zabrać talerze. W tym
czasie rozmawiali cicho, rozbudzając wcześniej cichy garaż.
Kyuhyun
z garażu wyszedł dość późno, mimo wszystko poinformował swoja matkę, że
wychodzi i wróci najpóźniej za godzinę, zabierając po drodze koc, który leżał
zawsze na szafce obok drzwi.
Na
zewnątrz zrobiło się jeszcze zimniej, a jedynym światłem, jakie pozwalało
Kyuhyunowi widzieć drogę, było światło księżyca i delikatny blask lamp
wiszących nad drzwiami domków. Kiedy dotarł na miejsce, rozłożył koc na
kamieniu i usadowił się na nim wygodnie, przyglądając się otoczonej w ciemności
dolinie. Jedynie biały wiadukt zdawał się być narysowany na czarnej kartce,
odcinał się od ciemności, którą tworzyła dolina. Kiedy po kilkunastu minutach
usłyszał wycie wilka, stwierdził, że już najwyższy czas wracać do domu. Stając
przed drzwiami ostatni raz obrócił się, by spojrzeć na widok za nim i następnie
wkroczył do ciepłego wnętrza domu, słysząc wołanie jego matki, by przyszedł do
kuchni po ciepłą herbatę.
Zima do Langwies przybyła niezwykle
szybko. Już pod koniec listopada cała dolina pokryta była przynajmniej metrową
warstwą śniegu. Co wieczór mieszkańcy miasteczka spychali duże ilości śniegu z
urwiska, by nie doszło do zasypania ich. I tak na następny dzień, świeża
warstwa białego puchu pokrywała miasteczko od początku.
Kyuhyun
razem z ojcem właśnie zajmowali się odśnieżaniem dachu piekarni jego matki.
Mimo iż dachy wszystkich budynków były charakterystycznie pochyłe, by śnieg
swobodnie z nich spadł, i tak zazwyczaj cieńsze warstwy śniegu osiadały na nim.
Jego ojciec właśnie śmiał się z Kyuhyuna, kiedy ten poślizgnął się, na tyłku
zjechał po dachu i z niewielkiej wysokości spadł na ziemię.
– Zabawne – burknął tylko chłopak,
otrzepując się ze śniegu. Mimo jego naburmuszonego tonu, na jego twarzy i tak
zawitał uśmiech, kiedy obchodził piekarnię dookoła, by wspiąć się z powrotem na
dach po drabinie. Z dachu budynku dokładnie widział całe miasteczko. Ludzie
odśnieżali brukowane śnieżki, wszystkie samochody znikały w garażach, bo i tak
na nic się im teraz nie przydadzą, a dzieci razem z psami bawiły się w stworzonych
zaspach śniegu. Na dworze było nieznośnie zimno i wiało, a mróz szczypał w
skórę, gdy tylko ta została odkryta zza warstw ubrania. Śnieg był dość
nieprzyjemnym utrudnieniem, a słońce strasznie raziło po oczach, lecz mieszkańcy
miasteczka zdawali się być szczęśliwi. Kyuhyun nie wiedział żadnej osoby z
ponurą miną. Zima w każdym z mieszkańców budziła wewnętrzne dziecko i radość aż
buzowała od każdego z osobna, sprawiając, że spacer przez zatłoczone ulice
Langwies był przyjemnością.
– Kiedy skończycie, pójdziemy do
miasta na zakupy – poinformowała dwójkę mężczyzn matka Kyuhyuna, wyglądająca
przez jedno z okien piekarni. Oni kiwnęli tylko głową i zabrali się do roboty.
Po
zakupieniu wszystkich niezbędnych rzeczy w jedynym markecie, Kyuhyun wraz z
rodzicami udał się na obiad do jednej z trzech restauracji. Chłopak zwrócił
uwagę, że dwa hotele, które mieściły się w miasteczku już nie miały
wywieszonych karteczek z napisem „wolne pokoje”, co oznaczało, że w tym roku turyści
przybyli niezwykle szybko i zapewne równie szybko wrócą do domu. Na pewno zanim
nadejdą burze śnieżne i zasypie wiadukt.
Kiedy nadszedł grudzień, prawie wszyscy
turyści wyjechali z miasteczka, a ci, którzy zostali, planowali to już w
niedługim czasie. Wrócą dopiero w połowie lutego, kiedy pogoda trochę się
poprawi, a śnieg zacznie topnieć.
Kyuhyun nie myślał o tym zbyt wiele.
To, czy turyści są w Langwies czy ich nie ma nie miało dla niego najmniejszego
znaczenia, tak długo dopóki nie mieli zamiaru w jakiś sposób zmienić
miasteczka. Dzisiejszy dzień był wyjątkowo spokojny. Teraz, siedząc jak zwykle
na okrytym przez koc kamieniu, Kyuhyun zastanawiał się, co będzie robił przez
całą zimę, bo ta zdawała się być w tym roku naprawdę ciężka i to oznaczało, że
wychodzenie na dwór również może być
bardzo trudne. Kiedy miał już zamiar wstać i ruszyć z powrotem do domu, jego
uwagę zwróciły niewyraźne krzyki i trzeszczące krzaki w pobliżu. Zmarszczył
brwi i zwrócił się w stronę, z której dochodziły nietypowe dźwięki, po czym,
kilka sekund później, czarna plama wskoczyła prosto na niego, zrzucając go z
kamienia na miękki śnieg obok.
– Karl?! O nie…– Kyuhyun tylko tyle był
w stanie usłyszeć spod wielkiego cielska szwedzkiego lapphunda, który właśnie
okazywał swoją radość na jego widok, zwyczajnie na nim leżąc i ociężale dysząc.
Kiedy już myślał, że tak długo będzie tu leżał, aż psu się nie znudzi, ciężar z
jego ciała zniknął i przed jego oczami, zamiast czarnej długiej sierści i
zadowolonego pyska, ukazała się zmartwiona twarz przestraszonego chłopaka.– Nic
ci nie jest? – zapytał szybko, łapiąc Kyuhyuna za bezwładnie leżącą rękę i
podciągając go do siadu. W czasie kiedy Kyuhyun próbował zatrzymać kręcący się
przed jego oczami świat, Karl – bo tak wabił się wielki szwedzki lapphund –
skamlał cicho, gdy ubrany w grubą, czerwoną, puchową kurtkę chłopak karcił
swojego nieposłusznego pupila.
– Wszystko w porządku – mruknął
niewyraźnie Kyuhyun, wspierając się na kamieniu, by wstać. Karl spojrzał na
niego wielkimi smutnymi oczami pobitego psa i Kyuhyun naprawdę nie mógł być na
niego zły, zwłaszcza że sekundę później ocierał głowę o jego dłoń, by chłopak
go pogłaskał.
– Przepraszam za niego, gdy tylko
spadł śnieg, znów chyba pomyślał, że jest małym szczeniakiem i że gdy na kogoś
wskoczy, ten ktoś na pewno go utrzyma – powiedział chłopak z lekkim
rozbawieniem na widok własnego psa, przepraszającego w swój bardzo specyficzny
sposób.
– Nic się nie stało – rzekł z
uśmiechem Kyuhyun, bo Karl, jak na tak wielkiego psa, był naprawdę strasznie
uroczy i zdecydowanie zachowywał się jak mały szczeniak, którym już nie był.
Właściciel psa odetchnął z ulgą i zaśmiał się, kiedy Karl zadowolony szczeknął,
chyba wyczuwając, że jego pan się już rozluźnił.
– Jestem Donghae – przedstawił się
chłopak i wyciągnął dłoń, którą Kyuhyun po chwili sam uścisnął, przedstawiając
się. Kyuhyun nie wiedział, ile razem z Donghae siedzieli na kamieniu i
rozmawiali. Karl latał w kółko, niszcząc powstałe hałdy śniegu, a oni śmiali
się z tego, jak bardzo był szczęśliwy. Godzinę później Donghae zapiął smycz na
obroży Karla i ruszyli w stronę miasteczka, a Kyuhyun zabrał koc i wrócił do
domu.
– Długo cię nie było – zauważyła
jego mama, podając mu ciepłą herbatę.
– Spotkałem kogoś po drodze –
odpowiedział na to chłopak. Starsza kobieta uśmiechnęła się, kiwając głową na
znak zrozumienia. Ojciec Kyuhyuna dorzucił drewna do kominka i całą trojką usiedli
przed nim na kanapie, rozmawiając cicho o tym, jak minął im dzień. Nie wiedzieć
dlaczego, Kyuhyun nie wspomniał o nowo poznanym chłopaku i jego psie.
Następnego dnia Kyuhyun obudził się
dziwnie późno. Zazwyczaj wstawał przed ósmą, czasem chwilę przed dziesiątą,
jednak teraz patrzył zdumiony na zegarek, który wskazywał jedenastą dwadzieścia
i zastanawiał się, czy czasem nie jest chory. Odsłonił firany zasłaniające duże
okno i wpuści do pokoju światło. Chwilę stał na samym środku pokoju, oceniając
swój stan zdrowia. Przyłożył dłoń do czoła, ale nie wydawało mu się, by miał
gorączkę, głowa także go nie bolała. Nie czuł się jakoś niewyraźnie. Czuł się…
wypoczęty, tak jak zawsze. Dalej trochę niepewnie udał się do łazienki, po czym
zszedł na dół, gdzie przywitał go jego ojciec.
– Długo spałeś – powiedział i
słychać było w jego głosie nutkę zmartwienia.
– Wiem, to dziwne – mruknął,
siadając obok mężczyzny. Sekundę później na jego czole wyładowała dłoń matki.
– Nie masz gorączki…– mruknęła
zamyślona, przyglądając się uważnie synowi. Kyuhyun wzruszył ramionami. Jego
matka i tak wmusiła w niego witaminy, tak na wszelki wypadek, zanim pozwoliła
mu udać się do miasta, gdzie miał zrobić zakupy.
W markecie mijał wiele znajomych
twarzy, czasem sąsiadów, którzy witali się z nim szerokim uśmiechem lub czasem
zagadali, by zapytać się o rodziców, bo w większości w miasteczku mieszkali
dorośli. Część młodzieży już wyjechała. Czekając w kolejce przy kasie,
rozejrzał się i dostrzegł przywiązanego przed sklepem do lampy dużego czarnego
psa. Zmarszczył brwi, próbując się mu dokładniej przyjrzeć, bo miał wrażenie,
że to Karl, ale gdy pies podniósł się na cztery łapy i zamachał radośnie na
widok swojego właściciela, Kyuhyun wiedział, że to nie ten pies.
– Cześć Kyuhyun, co tam u rodziców? –
głos kasjerki wyrwał go z zamyślenia. Uśmiechnął się odrobinę nieprzytomnie w
stronę kobiety i podczas jej pracy odpowiedział na zadawane przez nią pytania.
Kiedy wyszedł ze sklepu z naręczem
zakupów, zaczął żałować, że nie ma psa, bo niektórzy mieszkańcy są tak
pomysłowi, że przywiązują do szelek swoich psów sanki, na których kładą zakupy,
a zwierzaki radośnie człapią z dodatkowym ciężarem. Kyuhyun westchnął ciężko,
odkładając pięć reklamówek, by poprawić na dłoniach rękawiczki i ruszyć w końcu
w stronę domu.
Idąc
do doliny Kyuhyun mocno przyciskał do siebie koc, bo naprawdę mocno wiało. Owy
koc prawie nie wypadł mu z rąk, kiedy na swoim ulubionym kamieniu zobaczył
leżącego Karla i stojącego całkiem niedaleko Donghae, odwróconego do niego
plecami. Chłopak chyba wyczuł, że ktoś na niego patrzy, bo, z rękami mocno
wciśniętymi w kieszeniach, odwrócił się w stronę Kyuhyuna i uśmiechnął się
szeroko.
– Dobrze, że jesteś. Karl już się
niecierpliwił – powiedział ze śmiechem i jakby na potwierdzenie tych słów,
wielki pies zeskoczył z kamienia, podbiegł do Kyuhyuna, tym razem zatrzymując
się tuż przed nim, oparł na jego kolanach swoje wielkie łapy i zaszczekał
radośnie. Kyuhyun zaśmiał się, głaszcząc psa po łbie i ruszając razem z nim do
przodu. Rozłożył koc na kamieniu, po czym szybko na nim usiadł, a razem z nim
Donghae.
– Codziennie tu przychodzisz? – zapytał
Donghae.
– Tak. Rzadko się zdarza, żeby mnie
tu wieczorem nie było – powiedział chłopak, rozglądając się dokładnie po tak
dobrze znanej mu dolinie. Donghae na chwilę się zamyślił, wpatrując przed
siebie. Karl usiadł przed kamieniem, między ich nogami. Jego ogon szybko
uderzał w ziemię, sprawiając, że świeży śnieg zaczynał fruwać dookoła niego.
– Ja w sumie jestem tutaj drugi raz,
licząc wczoraj – wyznał Donghae. Kyuhyun spojrzał na niego zaskoczony.
– Naprawdę? – zapytał.
– Tak. To pewnie dlatego, że
mieszkam w centrum – rzekł, głaszcząc psa za uchem. Kyuhyun kiwnął głową i znów
zapadła między nimi cisza. Nie trwała ona jednak długo, bo Karl zauważył kruka
lecącego nad doliną. Zaczął szczekać i rwać się w celu złapania go, jednak nie
był na tyle głupi, żeby skakać w przepaść, więc tylko uderzał przednimi łapami
o podłoże, zasypując samego siebie śniegiem. Chłopcy śmiali się ze
sfrustrowanego psa, który po tym, jak ptak odleciał, piszczał głośno i patrzył
na nich smutnymi oczami. Kyuhyun dowiedział się, że Donghae, tak jak on, przeprowadził
się tu z Korei, kiedy był jeszcze dzieckiem, co strasznie go zaskoczyło, bo
przecież Langwies to takie małe miasteczko, a on go nigdy nie spotkał. Kiedy
zaczynało się robić już naprawdę ciemno i strasznie zimno, oboje postanowili, że
pora wracać do domu. Pożegnali się zwyczajnie i kiedy Karl w końcu przestał
stawiać opór swojemu właścicielowi, bo nie chciał się ruszyć z miejsca, Donghae
w końcu zniknął gdzieś za domkami, a Kyuhyun wrócił do domu.
Po kilku tygodniach Kyuhyun
przyzwyczaił się do tego, że za każdym razem, gdy szedł do swojego ulubionego
miejsca, na kamieniu leżał Karl, a niedaleko stał Donghae. Przez pierwszy
tydzień wydawało mu się to dziwne, ale już w połowie grudnia był do tego
przyzwyczajony i zaczął przynosić większy i grubszy koc, bo jego stary był
trochę za mały.
– Pamiętam, jak w pierwszej klasie
ta nauczycielka od biologii, wysoka blondynka z pieprzykiem na środku czoła,
wywróciła się na schodach i krzyczała „Wiedziałam, że to on, wiedziałam!”. Mówiła
o tobie? – zapytał Donghae, kiedy znów siedzieli na kamieniu. Karl leżał na ich
kolanach, sprawiając, że było im cieplej. Kyuhyun skrzywił się trochę, ale mimo
wszystko z jego ust wydobył się śmiech.
– Niby tak, ale ja naprawdę nic nie
zrobiłem. To ona mi chciała wmówić, kiedy miałem siedem lat, że święty mikołaj
nie istnieje. Wkurzyłem się – mruknął na to Kyuhyun, wspominając swoją
wychowawczynię z podstawówki i jej dziwne sposoby nauczania. Donghae zaśmiał
się głośno.
– Ale fakt, ona była straszna. Nigdy
nie zapomnę lekcji „skąd się biorą dzieci” i nieocenzurowany film z porodu –
powiedział starszy chłopak, wzdrygając się na samą myśl, tak samo jak Kyuhyun.
W końcu chodzili do tej samej szkoły, co oznaczało, że mieli tych samych
nauczycieli, tylko, że jeden uczył się czegoś trzy lata wcześniej od drugiego.
– To dziwne, że nigdy na siebie nie
wpadliśmy – stwierdził Kyuhyun, głaszcząc znudzonego Karla, który łbem zaczął
uderzać go w rękę.
– W sumie prawda. Myślałem, że znam
już wszystkich w tym miasteczku, a tu taka niespodzianka – powiedział,
uśmiechając się w stronę Kyuhyuna. Młodszy odwzajemnił gest, czując ciepło
wypełniające go od środka, zwłaszcza na jego policzkach.
– Ile lat ma Karl? – zapytał po
chwili ciszy młodszy chłopak. Donghae uśmiechnął się, klepiąc psa po boku.
– Jedenaście. W wigilię będzie miał
dwanaście – uśmiechnął się szeroko.
– Naprawdę? Zachowuje się jak
szczeniak – powiedział Kyuhyun, biorąc w okryte rękawiczkami dłonie duży pysk
psa, który z zadowoleniem polizał go po zimnym nosie. Donghae uśmiechnął się na
ten widok.
– On zawsze myśli, że jest
szczeniakiem. Kiedyś, gdy miał cztery lata…
Następną
godzinę Kyuhyun spędził na słuchaniu opowieści Donghae o Karlu i jego
wygłupach. Kiedy wracał do domu był cały czerwony, ale nie z zimna, tylko ze
śmiechu, a jego policzki i brzuch bolały.
– A ty co taki czerwony? – spytał
jego ojciec, gdy ściągał kurtkę. Kyuhyun tylko się zaśmiał, dalej pamiętając
ostatnią historię. Pokręcił głową i wspiął się po schodach do swojego pokoju.
Jego ojciec i matka wymienili odrobinę zdumione, ale rozbawione spojrzenia i
wrócili do czynności, które wykonywali wcześniej.
Ani Donghae, ani Kyuhyun nie mogli do końca powiedzieć, że
się znali. Co prawda spędzali ze sobą codziennie wieczory od ponad miesiąca,
dużo rozmawiali i opowiadali jakieś historie, ale prócz wieku i imienia, żaden
z nich nie wiedział nic więcej. Gdzie mieszkają, jak mają na nazwisko, Kyuhyun
nawet nie był pewny, czy Donghae ma rodzeństwo, bo nigdy o nim nie wspominał,
tak jak i Kyuhyun. Nie wiedzieli, kiedy dokładnie się przenieśli do Szwajcarii.
Znali tylko interesujące lub zabawne momenty z ich życia. Te, które wydawały
się im odpowiednie do powiedzenia osobie spotkanej całkiem niedawno i by ta
historia ich zaciekawiła. Mimo wszystko Kyuhyun nie zdawał się być tym jakoś
zrażony. Nie miał zamiaru pytać o te wszystkie niby ważne rzeczy. Skoro on sam
ich nie powiedział, nie będzie tego wymagał od starszego, a Donghae myślał
dokładnie to samo, kiedy tuż przed zapadnięciem zmroku ubierał się najcieplej
jak się dało i zapinał na szyi Karla obrożę, do której także przypiął smycz.
Kyuhyun nie do końca wiedział, za co
lubi Donghae. Starszy chłopak wydawał mu się być bardzo towarzyski, zapewne
miał wielu znajomych. Może to sprawiało, że Kyuhyun czuł się przy nim
zadziwiająco swobodnie. Nie wiedział też czemu Donghae przychodzi się z nim
spotykać. Nigdy się na to nie umawiali, żaden z nich nie powiedział „Okay,
spotkamy się tu jutro o tej samej porze”, ani nawet nie wymienili się numerami
telefonu, by umówić się dokładnie i żeby żaden z nich nie musiał na drugiego
czekać.
Donghae z drugiej strony wiedział,
za co lubi Kyuhyuna. Młodszy chłopak był dla niego interesujący z wielu
powodów. Chociażby z tego, że naprawdę widać było po nim, że nie przepadał za
towarzystwem, a jeśli już takowe posiadał, musiał lubić tę osobę. Był
zainteresowany tym, jak Kyuhyun patrzy na świat, tym, jak postrzega Langwies
jako miejsce, które jest najlepszym miejscem na Ziemi i każdy, kto je opuszcza,
na pewno traci coś ważnego. Lubił sposób, w jaki Kyuhyun mówił. Nie rozmawiał
tak jak nastolatki, używając jakiś dziwnych skrótów czy slangów. Widać było po
jego mowie, że dużo czyta i jest inteligentny. Donghae lubił Kyuhyuna, bo był
inny niż wszystkie dzieciaki w jego wieku, a nawet te w wieku Donghae, co
sprawiało, że był tak bardzo unikatowy. Donghae nie lubił niczego bardziej niż
rzeczy i osób, które są nietypowe, więc wcale go nie dziwiła chęć spędzania z
nim czasu.
Dzisiaj Kyuhyun był pierwszy.
Rozejrzał się, po czym rozłożył koc na kamieniu, by po chwili na nim usiąść.
Przyjrzał się dokładnie wiaduktowi i stwierdził, że w końcu go zasypało, co
oznaczało brak przejeżdżających tędy pociągów przez najbliższy czas. Już miał
zamiar rozmyślać nad jakimiś błahymi rzeczami jak zazwyczaj, kiedy zza krzaków,
tak jak za pierwszym razem, wyskoczył Karl, hamując tuż przed kamieniem i
szczekając głośno. Chwilę po nim wyłonił się Donghae i, tak jak zawsze, zaczęli
rozmawiać.
Kyuhyun
słuchał uważnie którejś z kolei opowieści Donghae i starszy chłopak jedynie
uśmiechnął się na jego skupioną minę i to, jak kiwał głową, dając znak, że
słucha. Zmarszczył brwi, przyglądając się w ciszy profilowi Kyuhyuna, tym samym
przerywając opowieść. Kyuhyun spojrzał na niego zaskoczony.
– Coś nie tak? – zapytał
zdezorientowany. Donghae złapał młodszego chłopaka za brodę, odwracając jego
twarz, tak by mógł dokładniej przyjrzeć się jego policzkowi.
– Co ci się stało? – spytał,
dotykając policzka Kyuhyuna odkrytą dłonią. Kyuhyun znów poczuł, że na jego
policzki wstępują rumieńce i nie miał pojęcia dlaczego. Policzek, któremu
przyglądał się Donghae, był pokryty małymi bliznami i było ich całkiem sporo.
– Jak mieszkaliśmy jeszcze w Korei,
razem z rodzicami miałem wypadek i odłamki szkła z szyby wbiły mi się w
policzek – powiedział Kyuhyun, dotykając swojej twarzy. Donghae spojrzał na
niego zmartwiony. Kyuhyun, widząc tę minę, zaśmiał się i czuł jakiś uścisk w
klatce piersiowej.– Ale to nie było nic poważnego! Po kilku dniach mnie i
rodziców wypuścili ze szpitala – dodał szybko. Donghae widocznie odetchnął z
ulgą.
– To dobrze, że to nie było nic
poważnego. Swoją drogą, wyglądają całkiem uroczo – powiedział ze śmiechem, na
co Kyuhyun pokręcił głową, czując że znów robi mu się gorąco. Pomyślał, że
chyba jednak w końcu łapie go jakaś choroba.
Święta zbliżały się wielkimi
krokami. Mimo iż śniegu codziennie przybywało, coraz więcej mieszkańcy Langwies
zdawali się tym nie przejmować, kiedy taszczyli za sobą piękne, świeżo ścięte
drzewa świąteczne. Nie jedno, a dwa. Taka tradycja w miasteczku była odkąd
Kyuhyun pamiętał. Jedno drzewko było dość małe, ze specjalnej szkółki drzewek
iglastych. Drugie za to było czasem do dwóch razy większe od pierwszego, zawsze
stawiane przed domem. W ten sposób mieszkańcy odrobinę przerzedzali gęste lasy
otaczające miasteczko. Kyuhyun razem z ojcem, z pomocą jednego z sąsiadów,
ciągnęli duże drzewo przed dom. Jego tata tego roku wybrał dorodną sosnę o
wysokości około czterech metrów. Oboje serdecznie podziękowali starszemu
mężczyźnie, gdy tylko ich drzewo bezpiecznie stanęło obok ich domu. Kyuhyun
zbiegł do piwnicy po światełka, którymi będzie ozdobione drzewko.
Po
kilku godzinach zarówno drzewo w domu, jak i to przed nimi były ozdobione i
otaczały swoich zapachem nie tylko wnętrze domu, ale także było je czuć kilka
metrów od ich domku. Dzisiejszy dzień zapowiadał się na pracowity i Kyuhyun
dobrze o tym wiedział. Kiedy ściągnął grube buty i strzepywał z kurtki śnieg
zastanawiał się, czy Donghae dzisiaj też ma tak wiele do zrobienia.
Po wypiciu gorącej herbaty i chwili
odpoczynku, mama zawołała go do kuchni,
by pomógł jej przy pieczeniu pierniczków. Trochę ociężale wstał z kanapy i
dostrzegł w kuchni swoją mamę w jej ulubionym czerwonym fartuchu, ubrudzonym
mąką i dwoma miskami pełnymi ciasta.
– Tak dużo? – zapytał zaskoczony
Kyuhyun, odbierając od swojej rodzicielki jedną miskę.
– Chcę sprzedać kilka w piekarni. I
tak muszą poleżeć żeby zmiękły, więc zawsze można je kupić wcześniej i poczekać,
albo kupić tuż przed wigilią, prawda? – spytała, ale wcale nie oczekiwała
odpowiedzi, bo już sypała zamaszystym ruchem ręki mąkę na blat, by zacząć
rozwałkowywać pierwszą porcję ciasta. Kyuhyun wypuścił tylko ciężko powietrze,
podwijając rękawy swojego swetra i, otworzywszy jedną z szuflad, wyciągnął z
niej zapasowy wałek i zabrał się do roboty.
Po
półtorej godzinie wałkowania i wycinania pierniczków w różnych kształtach,
Kyuhyun bał się, że odciski na dłoniach i czerwone kreski nigdy nie znikną z
jego skóry.
– No, teraz trzeba je tylko upiec.
Zajmiesz się tym? Muszę jeszcze zrobić ciasto na chleb – powiedziała jego mama,
na co Kyuhyun szybko kiwnął głową i włożył do pieca pierwszą blachę ciastek.
Usiadł przy stole w kuchni i pilnował czasu, by nie spalić pierniczków. Przy
trzeciej blasze zaczęło już mu się nudzić. Zerknął nieprzytomnie na zegar
wiszący w kuchni, opierając głowę na blacie stołu. Zastanawiał się, czy mama
Donghae też każe mu piec pierniczki albo inne tego typu rzeczy i o tym, czy
Karl podjada im upieczone ciastka, bo był wręcz pewny, że tak. Od razu pomyślał,
by zapytać o to Donghae jak się dziś spotkają. Myślał o tym, czy Donghae też
dzisiaj taszczył dwa ciężkie drzewa i czy jego mama zawsze na niego krzyczy,
gdy nie pije czegoś ciepłego po powrocie z dworu. Zastanawiał się, czy Donghae
spędza czas z rodziną, czy raczej woli siedzieć sam w pokoju i czy razem z
Karlem są tak samo głośni w domu jak na dworze.
Kyuhyun
nie zauważył, że odpłynął tak głęboko w swoich myślach w stronę drugiego
chłopaka, że zapomniał o tym, co miał w pierwszym miejscu zrobić. Dopiero
nieciekawy zapach spalenizny obudził go z jego rozmyślań, kiedy, prawie
spadając z krzesła, rzucił się do piekarnika, by wyciągnąć spalone na kamień
pierniczki.
– Och, Kyu – jego mama za chwilę
pokazała się obok niego. – Co się stało?– zapytała, nie tyle zła, co rozbawiona
przestraszoną miną swojego syna.– Zakochałeś się czy co, że tak odpłynąłeś na
tym stole? – poklepała go pocieszająco po plecach, kiedy wyrzucała stracone
ciasteczka do śmietnika. Kyuhyun zastygł w miejscu na sekundę, by po chwili
rzucić swojej mamie zaskoczone spojrzenie. Dalej odrobinę sztywno wyszedł z
kuchni i wolnym krokiem wspiął się po schodach, by po chwil zamknąć się w swoim
pokoju.
– Jemu co się stało?– zapytał swojej żony
ojciec Kyuhyuna.
– A ja wiem – odparła rozbawiona
kobieta, wkładając kolejną porcję pierniczków do piekarnika i, nastawiwszy
alarm w zegarku, ruszyła w głąb kuchni zająć się innymi ciastami.
Kyuhyun tego wieczora był odrobinę
zaplatany. To założył sweter na złą stronę lub włożył lewy but na prawą nogę.
Jego rodzice patrzyli na niego odrobinę rozbawieni, kiedy w końcu udało mu się
wszystko uporządkować i z kocem pod pachą wyjść na dwór. Rzucił przelotne
spojrzenie na świecącą na czerwono choinkę przed domem, po czym szybkim krokiem
ruszył w dobrze znane mu miejsce. Donghae i Karla jeszcze nie było, więc Kyuhyun
rozłożył koc i wygodnie się na nim rozsiadł, marszcząc brwi od myśli, które
męczyły go od tego popołudnia. Rzucił krótkie spojrzenie w stronę odśnieżonego
wiaduktu, po czym podciągnął nogi i oparł głowę na kolanach, czekając na
chłopaka i jego psa.
Po
dwudziestu minutach czekania Kyuhyun zaczął niecierpliwie się rozglądać i
zerkać na zegarek.
Po
kolejnych dziesięciu minutach wstał z kamienia i kręcił się dookoła, jakby miał
nadzieję, że Donghae i Karl ukrywają się gdzieś w krzakach albo wysokich
zaspach śniegu, śmiejąc się z niego z ukrycia. Jednak gdy kolejne dziesięć
minut poszukiwań nic na to nie wskazywało, Kyuhyun odrobinę się zdenerwował.
Był zły, że kręci się w takie zimno. Później jednak skarcił się w myślach.
Przecież Donghae nie obiecał mu, że wróci tutaj jutro. Lekko zdezorientowany
Kyuhyun zagryzł wargę i naprawdę powoli zaczął składać koc. Całą drogę powrotną
do domu odwracał się praktycznie co krok, sprawdzając czy Donghae i Karl nie
pojawią się znienacka.
Kiedy
stał już przed drzwiami do swojego domu i nie był już w stanie dostrzec
kamienia, lekko zdenerwowany wszedł do domu. Odebrał od swojej matki kubek z
herbatą i od razu udał się do swojego pokoju. Gdy tylko usiadł na łóżku i przez
okno ze swojego pokoju wyjrzał na miasteczko, przez jego ciało przeszedł zimny
dreszcz. A co jeśli Donghae stało się coś złego?, zapytał sam siebie. Źle mu
się spało tego dnia.
Nazajutrz Kyuhyun
nieprzytomnie pomagał swojej mamie w piekarni, dalej mocno podenerwowany
nieobecnością Donghae poprzedniego dnia. Gdy pod wieczór wrócił do domu, nawet
się nie rozebrał, tylko złapał za koc i ruszył w stronę kamienia. Donghae nie
było, ale pora była zbyt wczesna. Nigdy nie spotykali się tak wcześnie. Mimo
wszystko usiadł na kamieniu, rozglądając się dookoła. Kiedy na dworze zaczynało
się robić coraz ciemniej i zimniej, Kyuhyun poszedł w stronę z której zazwyczaj
przychodził Donghae i Karl, ale trafił na główną ulicę miasteczka. Zatrzymał
się na chwilę, by przyjrzeć się opustoszałym ulicom, po czym zdezorientowany wrócił
tam skąd przyszedł. Posiedział jeszcze chwilę na kamieniu, ale zarówno Donghae,
jak i Karl nie pokazali się i tego wieczoru. Gdy wrócił do domu, jego mama
zauważyła, że jest czymś zdenerwowany, ale widząc także, że nie chce o tym
rozmawiać, nie powiedziała nic i tylko kazała mu iść spać. Tak jak ostatnio,
Kyuhyun nie spał dobrze i rano następnego dnia obudził się z bólem głowy.
Do wigilii Bożego Narodzenia zostało
jedynie trzy dni i Kyuhyun strasznie się martwił. Nie widział Donghae już od
tygodnia. Trzy dni temu postanowił przejść się po miasteczku i popytać
przechodniów, czy może widzieli gdzieś chłopaka, ale żadna ze spotkanych przez
niego osób nie miała pojęcia o kim Kyuhyun mówi, ponieważ chłopak mówił jedynie
jego imię i to jak wyglądał, a że większość mieszkańców to starsi ludzie ze
słabą pamięcią, nie bardzo mu pomogli w jego poszukiwaniach. Załamany spędzał
kolejne dni czekając na kamieniu i zastanawiając się, czy Donghae gdzieś
wyjechał i nic mu nie powiedział, czy naprawdę coś mu się stało.
Ten
dzień nie różnił się niczym od poprzednich czterech. Kyuhyun wstał niewyspany z
bólem głowy, upewnił swoich rodziców, że naprawdę nic mu nie jest, po czym
wyszedł na dwór szukając osoby, o której jednocześnie wiedział bardzo wiele,
jak i praktycznie nic. Kiedy zaczęły już boleć go nogi od chodzenia po
miasteczku i okolicach, ruszył w stronę doliny i usiadł na kamieniu, strzepując
z koca śnieg. Zapomniał zabrać go wczorajszego dnia. Usiadł na nim i westchnął
ciężko, opierając łokcie na kolanach, a czoło na swoich dłoniach. Czuł się
trochę dziwnie, tym jak bardzo przejmował się faktem, że Donghae się nie
pokazywał. Martwił się i to do takiego stopnia, że czasem odechciewało mu się
jeść. Przetarł dłońmi zmęczone oczy czując, że zaczynają go piec od
niechcianych łez bezsilności. Czuł się strasznie. W końcu znalazł kogoś, z kim
mógł spędzać całe dnie tylko rozmawiając i stracił tego kogoś w dziwny sposób.
Czuł żal i strach. Przejechał odzianymi w rękawiczki dłońmi po twarzy, zastanawiając
się, czy jest sens siedzenia tutaj jeszcze trochę. Robiło mu się zimno, cały
dzień spędził na dworze. Westchnął, ześlizgując się z kamienia i, złożywszy koc,
poprawił spadającą mu z głowy czapkę. Ruszył powoli w stronę domu i zatrzymał
się po kilku krokach, słysząc głośne szczekanie i tupot łap. Zawrócił w stronę
kamienia ze zmarszczonymi brwiami, by po chwili przed sobą zauważyć uradowanego
Karla, biegającego dookoła niego i szaleńczo machającego ogonem. Kyuhyun
myślał, że nigdy w życiu nie ucieszy się na widok psa tak jak w tym momencie Z
uśmiechem kucnął, by móc przytulić do siebie nadpobudliwego zwierzaka.
– Gdzie twój pan, co? – zapytał, zdając
sobie sprawę, że Donghae nigdzie nie ma.
– Idę, idę! – usłyszał gdzieś z
oddali. Kyuhyun poczuł, jak coś ciężkiego spada z jego klatki piersiowej,
pozwalając mu w końcu wziąć głęboki oddech. Po chwili zza krzaków nieudolnie
przyczłapał Donghae. Kyuhyun zmierzył go wzrokiem, dostrzegając na jego nodze
gips. Uchylił w szoku usta patrząc to na nogę Donghae, to na jego twarz.
– Ale cię zaskoczyłem! – zaśmiał się
starszy, idąc ostrożnie z pomocą kul w stronę chłopaka i swojego psa. Kyuhyun
nie powiedział na to nic. Patrzył jak Donghae stara się nie wywrócić na śliskim
śniegu i zastanawiał się, czy jego noga nadal boli. Na pewno musiała boleć,
skoro złamał ją tak niedawno. Kyuhyun poczuł, jak coś znów ściska go za serce i
już sam nie wiedział z jakiego to powodu, czy ze szczęścia, czy ze strachu, ale
kiedy tylko Donghae stanął wystarczająco blisko, praktycznie na niego wskoczył,
zawieszając mu się na szyi. Zamknął mocno oczy, starając się powstrzymać łzy
złości, szczęścia czy czegokolwiek, byle by te łzy nie spłynęły. Zacisnął swoje
ramiona na szyi starszego, kiedy Donghae ze śmiechem objął go w pasie.
– Widziałeś Karl? Stęsknił się! –
zaśmiał się Donghae, a Kyuhyun razem z nim, bo tak, Kyuhyun się stęsknił. I to
bardzo, więc nie puścił starszego chłopaka zbyt szybko, ale Donghae nie wydawał
się mieć nic przeciwko temu. Powoli i uspokajająco głaskał Kyuhyuna po plecach,
jakby wiedział, że młodszy się martwił i chciał go tym uspokoić.
Na
dworze było już strasznie ciemno i jeszcze zimniej niż wcześniej, kiedy Kyuhyun
w końcu poluźnił swój uścisk. Nie puścił jednak Donghae do końca, bo jego
ramiona dalej trzymały się mocno starszego, gdy, trochę zdenerwowany, pochylił
się i pocałował Donghae w kącik ust, szybko przytulając go znów tak samo mocno
jak wcześniej, by ukryć swoje zażenowanie. Donghae trochę zaskoczony patrzył
przed siebie szeroko otwartymi oczami, próbując potwierdzić w swojej głowie to,
co przed chwilą się stało.
– Martwiłem się, wiesz? – mruknął
cicho Kyuhyun. Donghae zamrugał oszołomiony oczami, odwracając głowę, tak jakby
chciał spojrzeć na młodszego, ale przecież nie mógł.
– Naprawdę? – zapytał, na co Kyuhyun
pokiwał powoli głową. Donghae zagryzł wargę, czując jak na jego usta wkrada się
zadowolony uśmiech. Karl siedział obok kamienia, przypatrując się im i machając
szybko ogonem. Donghae w końcu odsunął od siebie młodszego, by dostrzec na jego
policzkach rumieńce i zaśmiał się, łapiąc w dłonie twarz młodszego i złożył na
jego ustach szybki, ale słodki pocałunek. Kiedy Kyuhyun już myślał, że zabraknie
mu powietrza, oboje podskoczyli wystraszeni, gdy czerwony pociąg przejechał
przez wiadukt, gwiżdżąc głośno i sprawiając, że oboje zdrętwieli w przestrachu.
Donghae zbudził się ze swojego szoku pierwszy, po czym zaśmiał się głośno. Na
dźwięk śmiechu Donghae, Kyuhyun także zaczął się śmiać, a Karl szczekać wesoło
i skakać to do jednego, to do drugiego. Po tym jak oboje się uspokoili, Donghae
wytłumaczył Kyuhyunowi, że tego dnia, kiedy nie przyszedł, złamał nogę idąc do
marketu. Kyuhyun z wielkim zażenowaniem przyznał mu się, że szukał go w
miasteczku, ale nie mógł go znaleźć, na co Donghae zaczął szczypać go w
policzki i powiedział, że jest słodki, na co Kyuhyun oczywiście się obraził.
– Lubię cię Kyu, wiesz, nie? –
zapytał Donghae, kiedy młodszy powiedział, że pomoże mu wrócić do domu. Kyuhyun
spojrzał się na niego z zaciekawianiem.– Mam nadzieję, że wiesz, o co mi chodzi
– dodał szybko, zerkając na młodszego, który od razu zalał się rumieńcem, a
Donghae tylko zaśmiał się na jego reakcję.
– Ja też cię lubię – mruknął na tyle
głośno, by Donghae mógł go usłyszeć, na co starszy uśmiechnął się wesoło,
zarzucając swoje ramię na kark młodszego i przyciągnął go do siebie. Kyuhyun
zaśmiał się, widząc tak dobrze znany, jedyny zielony dom w miasteczku, który
okazał się być domem Donghae.
– Mogłem się domyśleć, że tutaj
mieszkasz – powiedział z rozbawieniem, na co Donghae tylko się uśmiechnął. Karl
gdzieś zniknął już w ogrodzie, a Kyuhyun obiecał, że jutro przyjdzie po niego,
by nie musiał sam iść na ich kamień, a Donghae oczywiście uznał, że Kyuhyun
jest przesłodki i zanim Kyuhyun zdążył cokolwiek zrobić, Donghae pocałował go
lekko w policzek i zniknął w swoim domu.
Gdy
Kyuhyun wrócił do domu, jego matka uśmiechnęła się zadowolona.
– Znalazła się? – zapytała. Kyuhyun
zatrzymał się na przedpokoju, patrząc zaskoczony na rodzicielkę.
– Ale co?
– Twoja zguba. Skoro chodziłeś po
całym miasteczku to chyba czegoś szukałeś, prawda? Znalazła się? – powtórzyła,
a Kyuhyun jedynie zaśmiał się .
– Tak – odparł, po czym ruszył do
swojego pokoju. Tym razem jego sen był spokojny i przyjemny, a kolejne dni, jak
i dalsza przyszłość, wydawały się być zdecydowanie bardziej interesujące. niż
Kyuhyun kiedykolwiek przypuszczał. I, zgodnie z jego słowami, wszystko co dobre
spotkało go w Langwies.
Wesołych Świat ludziska!
TUTAJ trochę o tym ff.
Widzimy się już naprawdę niedługo ^^
G.G
... Kim ja jestem, że przeoczyłam tego ficka? Dzięki bogu, że się upomniałaś, bo nie miałabym pojęcia, że powstało takie cudeńko. ;_;
OdpowiedzUsuńWłaściwie nigdy nie czytałam nic z KyuHae, więc to był mój pierwszy raz i jeszcze bardziej zachęciłaś mnie do tego pairingu, no bo dukj,dgsjfsd, oni są razem tacy uroczy!!! W ogóle na tej okładce takie cudeńko, bo ten wiadukt i oni ;______;
Ah, zawsze uwielbiam zwierzątka, jak pojawiają się w ff i tym razem też tak było. ;_; Karl to takie pocieszne psisko, że aż bym tuliła bez ustanku. X"D
Czytało mi się bardzo lekko, szybko i z uśmiechem na ustach przez cały czas, czyżby to była magia świąt? Uwielbiam opowiadania w tym czasie, bo są głównie takimi fluffami, które osiadają na sercu w postaci takiego ciepłego, ogrzewającego miodu. TTT <3
I naprawdę podoba mi się, że umieściłaś akcję tego shota w Szwajcarii, to miasto ma w sobie jakąś magię! (napisałam "mafię"....)
Dobra robota, słońce. ♥
xoxo, Hikari.
Lubię ten paring a nigdy specjalnie nie miałam okazji trafić na tak dobre opowiadanie. Oczarowalas mnie <3
OdpowiedzUsuńa ja napiszę krótko
OdpowiedzUsuńAWWWWWWW ♥
cudowne!
Kurde, powiem szczerze, że nie ogarniam członków z SuJu, ale coś mnie podkusiło, aby to przeczytać. I wiesz co? Stwierdzam, że to jest Z-A-J-E-B-I-S-T-E! Co prawda komentuję dawno po publikacji, ale co tam XD No po prostu kocham tego shota, to jest to na co mnie stać w tej chwili, bo sama nie nie wiem jak to skomentować porządnie. Mnie się podobało i czekam na kolejne twoje twory, bo masz genialne pomysły i zajebiście wszystko opisujesz. Weny~
OdpowiedzUsuńMiś Yogi
Jedno z moich ulubionych ;_; ♡ aż chciałoby się wiedzieć jak dalej potoczyło się ich życie
OdpowiedzUsuń