wtorek, 4 marca 2014

"Cursed Prince"

Tytuł: " Cursed Prince"
Gatunek: AU, obyczaj, dramat, angst
Rating: PG
Pairing: LaySoo (EXO)
Autor: Gomili.Giza
Uwagi: Wszystkiego najlepszego dla wszystkich Pań! Trochę dziwny prezent ale jednak ^^ Pod znakiem "" kryje się muzyka.
Korekta by Nejimakidori

(Za okładkę dziękuje Levi ♥)



          Na pięknym, zielonym wzgórzu stał jeszcze piękniejszy, biały pałac. Wśród marmurowych schodów, kryształowych żyrandoli, drogocennych dzieł sztuki i perskich dywanów, w tym jakże eleganckim i dostojnie urządzonym wnętrzu pałacu, znajdował się jeden pokój odstający od reszty. Dywan był biały, miękki i na pewno nie tak drogi jak te, które leżały na parkietach w salonach. Na ścianach wisiały ręcznie malowane obrazki, lecz nie tak wprawną ręką jak obrazy na ścianach korytarzy. Okno przysłaniały delikatne, białe firanki, całkiem różniące się od tych ciężkich, ozdobionych różnymi kolorowymi wzorami firan w innych sypialniach. Łóżko stojące prawie na samym środku pokoju było w tych samych barwach co reszta pokoju, jednak nie obszyte drogimi kamieniami i cekinami. Baldachim powiewał delikatnie na wietrze, który dostał się do pomieszczenia przez uchylone okno. Pośród tysiąca ręcznie szytych zabawek rozłożonych po hebanowych półkach, na łóżku leżał mały chłopiec. Jego jasnobrązowe włoski układały się w delikatne fale, a grzywkę co chwilę niecierpliwie odgarniał ręką na bok, kiedy przeszkadzała mu w bawieniu się ulubioną zabawką. W policzkach ukazywały się urocze dołeczki, podczas gdy młodzieniec wykrzywiał usta w delikatnym uśmiechu. W dłoni trzymał sowę ubraną w strój kucharza. Na jednym skrzydle leżała marchewka, na drugim jabłko. Uwielbiał jabłka i marchewki tak samo mocno, jak sowy.
      
        Yixing był najmłodszym i jedynym synem króla rządzącego pobliskimi terenami na ziemi Chin. Yixing nie miał mamy. Jego ojciec cały czas powtarzał, że była zbyt słaba, by opiekować się małym księciem, ale Yixing słyszał kiedyś rozmowę pokojówek, które w rocznicę śmierci matki chłopca wspomniały o jakimś morderstwie. Mimo, że Yixing miał zaledwie dziesięć lat, wyłapał pomiędzy wypowiedziami jedno stwierdzenie. Ktoś zabił jego mamę. Yixing jednak nigdy nie zapytał ojca czemu nie powiedział mu prawdy. Był mądrym chłopcem i uważał, że pewnie bolało go to, że jako król, najdzielniejszy rycerz spośród wszystkich, nie był w stanie obronić swojej ukochanej. Yixing nadal udawał, że wierzył w opowieści ojca, kiwając głowa i uśmiechając się delikatnie, jakby przekazując tym, że rozumie i jego tata nie musi się o niego martwić.
            Mimo, iż Yixing nie opuszczał często bram pałacu, ludzie z pobliskich wiosek uważali go za uroczego i miłego chłopca. Taki w prawdzie był Yixing. Kiedy pozwalano mu opuszczać pałac, zawsze grzecznie podążał za swoją opiekunką, cicho pozdrawiając ludzi, którzy skłonili mu się podczas mijania. Uśmiechał się ukazując urocze dołeczki, a pięknymi, lśniącymi, brązowymi oczami czarował starsze sprzedawczynie na targu, które bez wahania były mu w stanie dać wszystko, co by tylko zechciał. Yixing nie był pazerny, więc zawsze kazał opiekunce zapłacić za to, co postanowił wziąć lub co mu podarowano. Kiedy opiekunka nie mogła zabrać go w pewne miejsce, obiecywał grzecznie zaczekać na zewnątrz i zawsze to robił. Bawił się z dziećmi, które zaciekawione patrzyły na jego piękne i zadbane stroje. Z zainteresowaniem słuchał ich historii o wspinaniu na drzewa i sam dzielił się swoimi. Żołnierze towarzyszący tym wyprawom zawsze byli uważani za największych szczęściarzy spośród innych kolegów. To był czas ich odpoczynku. Nie musieli rozglądać się ze strachem w oczach, starając się wypatrzyć potencjalnego mordercę, czy kogokolwiek innego tego pokroju. Kto chciałby zabić tak uroczego chłopca jak Zhang Yixing? Oczywiście żołnierze nie lenili się; wiedzieli, że nie wolno ufać każdemu. Yixing był uważany za dziecko idealne. Ładny, zadbany, z dobrymi manierami i sporą wiedzą. Yixing był ideałem. Choć ideałów nie ma, kto zabroni tak uważać?

            Kiedy Yixing miał dwanaście lat, jego ukochana opiekunka zachorowała. Młody książę niezwykle się martwił o służkę, co nie uszło uwadze jego ojca. Kobieta była stara i zdawał sobie sprawę, że prędzej czy później umrze, lecz nie wiedział, jak uchronić przed tym okrutnym faktem jedynego syna. Postanowił więc znaleźć dla Yixinga zastępstwo w postaci dziecka w zbliżonym wieku, z którym Yixing mógłby się bawić. Młody chłopak nie chciał jednak bawić się z nikim. Pragnął opiekować się starszą kobietą, która z dnia na dzień wyglądała coraz gorzej. Pewnego dnia wyszedł z jej pokoju smutny, gdyż przez cały dzień spała, a on miał nadzieję, że opowie mu jedną z tych wspaniałych historii.
            - Yixing.
Chłopiec zatrzymał się i szybko odwrócił, kłaniając się w pas przed ojcem.
            - Tak, tato? - zapytał cicho.
            - Nie chcesz pobawić się na dworze? - zaproponował starszy mężczyzna z wymuszonym uśmiechem. Yixing zerknął w stronę drzwi, zza których niedawno wyszedł.
            - Wolałbym nie…- szepnął, po czym spuścił głowę. Po chwili jednak uniósł ją wysoko. - Ona umrze, prawda?
Król nie był pewny, czy odpowiedzieć synowi szczerze. Po chwili namysłu przytaknął. Yixing westchnął ciężko, kiwając ze zrozumieniem swoją głową, a następnie posłał ojcu delikatny uśmiech.
            - Pójdę już, dobrze tato? - spytał. Mężczyzna nie powiedział nic, więc chłopiec uznał to za zgodę na odejście. Po chwili szybko przemierzał korytarze pałacu, by dostać się do swojego pokoju. Przytulił do piersi ulubiona sowę i zacisnął mocno powieki, powstrzymując łzy.
            Zhang Yixing jest idealny.
            Zhang Yixing jest idealnym człowiekiem.
            Idealnym…
Ale Yixing nie był idealny, kiedy trzymając w ręce ostry nóż, przeciągał nim wzdłuż swoich chudych ud. Tylko raz. Krew spłynęła na śnieżnobiałą pościel, rujnując jej idealną czystość. Yixing uśmiechnął się przez łzy, zanim zakrył ranę białym materiałem, by zatamować krwawienie. To była druga blizna na nodze Yixinga. Skaza, by pokazać, że Yixing nie jest idealny; że pragnie uwagi, której zawsze był pozbawiany.

            Mając trzynaście lat, Yixing uwielbiał bawić się w ogrodzie, gdzie po śmierci swojej ukochanej opiekunki odnalazł nowego przyjaciela. Był to pies ogrodnika, który był ogromny, ale bardzo przyjazny. Yixing całymi dniami potrafił rzucać mu patyki, biegać za nim w celu szarpnięcia go za ogon, czy pomagać ogrodnikowi poprzez rozkazywanie psu by kopał w odpowiednim miejscu. Hun - bo tak się wabił - był prawie metrowym, białym, pięknym psem, którego jeden z podróżników przywiózł z powrotem z podróży do Turcji. Gdy był szczeniakiem, wyglądał jak średniej wielkości pies. Ojciec Yixinga kupił go jeszcze gdy był mały, ale Yixing nie zwracał na niego tak wielkiej uwagi ze względu na chorą opiekunkę. Teraz Hun był przy Yixingu przez większość jego dnia, a czasem któryś z lokai zanosił młodego chłopca do pokoju, kiedy ten zasypiał wtulony w miękkie, poskręcane futro zwierzaka. Hun jakby awansował z psa ogrodnika na psa młodego księcia. Z czasem młodzieniec przekonał ojca, by Hun mógł wchodzić do pałacu, co oznaczało, że zwierzę kończyło śpiąc razem z Yixingiem. Kiedy chłopak wybierał się do miasta, pies towarzyszył mu jako niezawodny i lojalny ochroniarz.
            - Szkoda, że nie umiesz mówić, Hun - rzekł pewnego dnia Yixing, kiedy siedzieli pod jednym z rozłożystych drzew w ogrodzie, chroniąc się przed słońcem. Biały pies siedział u boku Yixinga i dyszał leciutko, kładąc po chwili łeb na kolanach chłopaka. Yixing zatopił swoje blade, długie palce w miękkiej sierści i podrapał psa za uchem. - Wydaje mi się, że byłbyś interesującym towarzyszem rozmów – powiedział, klepiąc psa po nosie, by po chwili zwrócić swoje spojrzenie w stronę zachodzącego słonce. Hun uniósł delikatnie łeb, nasłuchując. Następnie ziewnął i znów ułożył swój pysk na kolanach młodzieńca.
            - Myślisz, że jak będę do ciebie mówił, służba pomyśli, że oszalałem? – zapytał, łapiąc pysk Huna w ręce. Zwierzę zamrugało kilka razy.- Więc nie… - zamyślił się Yixing. Po chwili ułożył głowę psa z powrotem na poprzednim miejscu i oparł się wygodniej o pień.
            - Mogę ci coś opowiedzieć? – zerknął w dół na psa, który szczeknął cicho, patrząc na twarz młodzieńca swoimi brązowymi oczami. Yixing uśmiechnął się rozbawiony i jeszcze raz poprawił się, by usiąść na trawie wygodniej. - W takim razie opowiem ci o kimś ważnym, dobrze? O mojej opiekunce, która odeszła…- zaczął. Z każdym wypowiedzianym słowem i  każdym zakończonym zdaniem, Yixing czuł się coraz lepiej. Nie miał z kim porozmawiać o stracie ukochanej osoby, dopóki nie odkrył, że Hun słuchał go. Mimo, iż nie był w stanie go pocieszyć słowami, jego język zlizujący słone łzy z twarzy Yixinga i miękka sierść, do której wtulał się chłopiec, by się w końcu uspokoić, zastępowały jakiekolwiek słowa. Lokaj, odpowiedzialny za odprowadzenie Yixinga do łóżka, czekał niedaleko na koniec opowieści chłopca. Ciężko przełykał ślinę, powstrzymując łzy. Chłopiec przytulał się mocno do zwierzęcia, czkając cicho i starając się skończyć.
            - I ona umarła- czkawka przerwała mu ale Yixing nie poddał się. Pociągnął nosem, znów łapiąc w ręce pyszczek zwierzaka.- Ona odeszła, ale ty mnie wysłuchałeś. Dziękuję ci – powiedział, uśmiechając się przez łzy. Wtulił policzek w bok łba zwierzaka, wycierając ostatnie łzy o jego miękkie futro.
            - Paniczu… Pora spać – oznajmił lokaj, stając nad chłopcem. Yixing odsunął się, rękawem ocierając policzki. Kiwnął głową, po czym znów zwrócił wzrok na Huna i uśmiechnął się.
            - Do jutra – wyciągnął rękę. Hun szczeknął, kładąc swoja wielką łapę na delikatnej dłoni chłopca. Mocno merdał ogonem, wprawiając w ruch piasek pod nim. Yixing otrzepał kolana i ruszył wraz z lokajem.
            - Blado wyglądasz - rzekł zmartwiony Yixing, patrząc na lokaja.
            - Nic mi nie jest, paniczu. Dziękuję - odpowiedział mężczyzna z delikatnym uśmiechem.
            - Ah… Dobrze. Odpocznij może? – zaproponował, stojąc już przed swoim pokojem.
            - Oczywiście, paniczu. Dobrej nocy – rzekł, starając się pohamować łzy.
            - Tak! Dobranoc - odparł wesoło, znikając za wielkimi brązowymi drzwiami. Osobisty lokaj Yixinga uważał, że odprowadzenie młodego panicza do pokoju nigdy nie było takie trudne.

            Hun był mądrym psem, więc czasem sam wychodził poza obrzeża pałacu, ale zawsze wracał. Podczas jednego z takich dni Yixing czekał na niego w ogrodzie. Chciał pójść na spacer, lecz nie chciał zabierać ze sobą wielu żołnierzy, a jego ojciec zgodził się na taki spacer pod warunkiem, że Hun będzie mu towarzyszył. Pies był na tyle duży, że gdy Yixing kucał, mógł zasłonić swoim ciałem drobną sylwetkę chłopca. Yixing spokojnie siedział pod swoim ulubionym drzewem z książką na kolanach, czekając. Po niecałej godzinie czekania usłyszał ciche sapanie, więc uniósł głowę i uśmiechnął się, dostrzegając Huna wesoło merdającego ogonem tuż przed nim.
            - Witaj, przyjacielu – powiedział, unosząc rękę. Hun zaczekał, jak zwykle posłusznie kładąc łapę na dłoni Yixinga - Chcesz pójść ze mną na spacer? - zapytał Yixing, nadal siedząc. Pies stanął i zaszczekał, obracając się dookoła własnej osi. Yixing zaśmiał się. Wstając i wczepiając palce jednej dłoni w sierść na karku psa, ruszył w stronę jednego z żołnierzy.
            - Czy możesz powiedzieć mojemu ojcu, że Hun już przyszedł? - spytał. Strażnik skłonił się nisko i wbiegł do pałacu. Yixing czekał chwilę, aż odpowiedzialny za ochronę Yixinga podczas spacerów żołnierz wyłoni się z pałacu.
            - Paniczu – pokłonił się ponownie.
            - Hun już jest. Możemy iść - powiedział wesoło, odbierając od żołnierza zapomniany przez niego płaszcz. Szybko założył go i posłusznie podążył za żołnierzem.

            Yixing zawsze wybierał się na spacery na otwartej przestrzeni. Jego ulubione miejsce na spacery było skryte za wąskim, ale bardzo długim laskiem. Tworzył pewnego rodzaju granicę, która oddzielała górzyste tereny pokryte licznymi drzewami od tych nizinnych, zarośniętych jedynie niewielkimi drzewkami i krzewami. Przejście przez lasek nie zajmowało więcej niż dwadzieścia minut, a kiedy znajdowali się już po drugiej stronie, wolnej od jakichkolwiek drzew, chłopiec ruszał w stronę strumienia, wzdłuż którego później spacerowali. Yixing cały czas jedną dłoń miał zatopioną w białej, poskręcanej sierści psa, a drugą wyciągniętą przed siebie, by muskać delikatnie opuszkami palców wysoką trawę rosnącą przy brzegu. Żołnierz kroczył za nimi bardzo blisko, by być w stanie złapać chłopca i ukryć za swoim ciałem w szybkim tempie. Yixing nie rozmawiał. Czasem zadawał jakieś pytanie żołnierzowi, który starał się mu odpowiedzieć. Od kiedy spacerował z Hunem, mówił do niego. Opowiadał o tym, jak bawił się kiedyś w tym samym miejscu ze swoją opiekunką, albo opowiadał mu fabułę ostatnio przeczytanej książki. Mówił wszystko, co mu ślina na język przyniosła. Czasem zatrzymywał się i marszczył nos, odwracając się do żołnierza i pytając, czy to nie dziwne, że mówi do psa.
            - Oczywiście, że nie, paniczu - zawsze odpowiadał tamten. Faktycznie nie uważał tego za dziwne. Yixing był samotnym dzieckiem. Każdy potrzebuje się czasem wygadać. Jeśli Yixing nie pytał o mówienie do psa, to interesowało go, czy żołnierzowi się nie nudzi, czemu oczywiście ten przeczył. Nie nudziło go słuchanie opowieści chłopca.
            Yixing zatrzymał się, dostrzegając piękny kwiat, rosnący w gąszczu dzikiej, wysokiej trawy. Pochylił się, łapiąc delikatnie łodygę różowego kwiatka i uśmiechnął się, stukając kwiatem w nos Huna, który po chwili kichnął donośnie.
            - Ładny, prawda? – zapytał, a pies znów kichnął, co Yixing uznał za zgodę. Yixing wyprostował się bardziej, wychylając zza cielska psa i dostrzegając jakiś ruch przed nimi.
            - Czy to znów sarna? - spytał na głos. Hun odwrócił się w stronę, w którą patrzył chłopiec i zaczął warczeć. Żołnierz złapał za broń, a Yixing przechylił tylko głowę. - To tylko sarna, spokojnie, piesku - powiedział z kojącym uśmiechem, wyciągając rękę w stronę psa. Zanim jego dłoń zetknęła się z miękkim futrem, pies uniósł się na dwóch łapach, popychając Yixinga na ziemię. Huk wystrzału zagłuszył krzyk Yixinga. Po chwili kolejny huk rozniósł się po pustej polanie, a Yixing zobaczył żołnierza pochylającego się w jego stronę ze zmartwieniem malującym się na twarzy.
            - Co się stało? – jęknął, wstając z pomocą starszego mężczyzny. Kiedy stał już w pionie, rozejrzał się, po czym krzyknął, padając na kolana. Ruszył na czworaka w stronę ciężko dyszącego psa, który ledwo trzymał się na nogach, a mimo to nadal warczał. Z jego boku powoli sączyła się krew. Tak samo powoli płynęły łzy z oczu chłopca.
            - Proszę, Hun - szepnął słabo, widząc jak pies powoli opada z sił. Żołnierz zbliżył się i wziął zwierzę na ręce, po czym kazał Yixingowi wspiąć się na jego plecy. Obciążony wielkim cielskiem psa i wątłą sylwetką młodzieńca, ruszył biegiem z powrotem do pałacu. Przez całą drogę wsłuchiwał się w ciche prośby Yixinga, na swojej szyi czując jego łzy.
            Ogrodnik w pałacu i weterynarz starali się pomóc Hunowi. Pies przestał krwawić, ale Yixing czuł, że to nie koniec problemów. Kiedy wszyscy opuścili pokój w którym leżał ranny Hun, Yixing wślizgnął się do środka, uprzednio sprawdzając, czy nikogo ze służby nie ma dookoła. Na dużym łóżku spał jego ukochany pies, ciężko oddychając. Yixing znów poczuł jak do jego oczu napływają łzy. Wdrapał się na materac i przytulił się delikatnie do psa, który natychmiast się obudził i zaczął niemrawo merdać ogonem.
           - Musimy być cicho, Hun - szepnął chłopiec, kładąc dłoń na pysku zwierzęcia, kiedy ten zaczął cichutko popiskiwać. Hun ziewnął tylko, wtulając swój łeb w rękę Yixinga. Chłopiec uśmiechnął się, układając głowę na poduszce i niezwykle szybko usypiając.
            Po kilku minutach stania koło drzwi za którymi leżeli Hun i Yixing, ojciec chłopca wszedł do środka, trzymając w rękach gruby koc. Odgarnął z czoła syna roztrzepane, brązowe włosy i pogłaskał delikatnie Huna, przykrywając ich oboje trzymanym w ręce materiałem. Pokojówka wkroczyła chwilę za nim i spytała cicho, czy zawołać lokaja.
            - Niech już tu śpi. Nic mu nie będzie - powiedział mężczyzna. Kobieta kiwnęła głową, skłaniając się zanim opuściła pokój. Mężczyzna niedługo uczynił to samo, zostawiając w pokoju spokojnie śpiącego Yixinga wraz z powoli tracącym życie Hunem.

            Kiedy pierwsze promienie padły na bladą twarz Yixinga, chłopiec zmarszczył nos i zacisnął mocniej oczy, przysuwając się bardziej w stronę Huna. Po chwili otworzył szeroko oczy, zdając sobie sprawę, że ciężki oddech psa nie owiewa jego twarzy. Zerwał się z łóżka, patrząc chwile na zwierzę i kiedy zdał sobie sprawę, że jego klatka piersiowa się nie unosi, z jego oczu popłynęły łzy. Lokaj czuwający pod drzwiami od razu zawiadomił ojca chłopca, a kiedy drzwi od pokoju zostały otwarte, wszyscy zobaczyli drobnego chłopca, mocno tulącego ciało swojego ukochanego przyjaciela. Nikt nie szarpał go za ramię, nikt go nie odciągał. Yixing po chwili sam się uspokoił, pozwalając straży wynieść ciało psa. Yixing wyrwał się z ramion ojca i wybiegł z pałacu, kierując się w stronę szopy w ogrodzie. Kiedy znalazł tam łopatę, zaczął kopać głęboki dół niedaleko jego ulubionego drzewa. Straż nawet bez żadnego polecania zrozumiała, o co chodzi. Mężczyźni zbliżyli się w stronę ciężko pracującego chłopca. Jedna z pokojówek przyniosła koc, pod którym Yixing zasnął, z wciąż wtedy żyjącym Hunem. Z pomocą straży owinął ciało psa, szczelnie zaszywając wszystkie szpary, a kiedy wykończony Yixing upadł na ziemię, wycierając brudnymi rękami łzy z policzków, spojrzał w stronę ukrytego pod materiałem ciała zwierzęcia. Straż delikatnie ułożyła ciało w prowizorycznym grobie, ale Yixing nie zakopał psa. Patrzył w ciszy jak robią to żołnierze, a wciąż płynące z oczu łzy przemywały jego ubrudzoną twarz.
            Yixing nie jadł tego dnia za wiele. Cały dzień spędził siedząc przed świeżo stworzonym grobem, nożem starając się wyryć na drewnianej tabliczce wszystko, co chciał, by każdy wiedział o Hunie. Kiedy skończył, robiło się już ciemno. Było mu niedobrze z głodu i czuł się słabo, ale ostatkiem sił wbił w ziemię tabliczkę, po czym z pomocą ojca wszedł do pałacu.

„Hun.
Pies, który był moim przyjacielem.
Pies, który mnie słuchał.
Pies, który mnie pocieszał.
Pies, który mnie rozumiał.
Pies, który był odważny i który mnie uratował.
Pies, którego zawsze będę kochał.”

            Yixing nie płakał, kiedy ciężkim sztyletem po raz trzeci znaczył swoje blade udo szkarłatną szramą. Ta była dłuższa niż dwie poprzednie i krwawiła trochę dłużej.
Przyciskając do uda materiał z zeschniętą krwią do rany, chłopiec spojrzał na swoją ulubiona zabawkę, leżącą niedaleko niego na łóżku. Yixing nadal lubił marchewki i jabłka tak samo jak sowy. Zacisnął rękę mocniej na ranie, krzywiąc się lekko, kiedy jego wzrok powędrował na sztylet porzucony na podłodze. Yixing natomiast nie lubił bólu i krwi. Przymknął delikatnie oczy, odchylając głowę do tyłu, kiedy do jego nozdrzy dotarł specyficzny zapach krwi. Po policzku spłynęła ostatnia łza, która zatrzymała się na brodzie i wchłonęła w materiał jego koszuli. Yixing nienawidził krwi i cierpienia.

            Yixing przez kolejne dwa lata nieprzerwanie o tej samej porze przesiadywał pod drzewem i czytał na głos książkę. Kiedy kończył czytać dokładnie jeden rozdział, odkładał książkę na bok i opowiadał o tym, jak mu minął dzień. Potem siedział chwilę w ciszy, zanim wszedł z powrotem do pałacu.
            Piętnastoletni Yixing nie był już małym, słodkim i uroczym chłopcem. Był wysoki, rysy jego twarzy nabrały ostrości, mimo tego nie przestawał wydawać się być idealny. Brązowe włosy opadające lekko na bok nadal były idealnie pofalowane, a jego skóra gładka i idealnie jasna. Jego uśmiech nadal był idealnie powalający, a dołeczki w policzkach urocze. Yixing był przystojnym młodzieńcem. Jego ojciec nie przepadał za wypadami chłopca do miasta. Nie chciał, by zbyt wielu ludzi widziało młodego dziedzica i zbyt wiele kobiet go oglądało. Mimo iż w tamtych czasach wiek Yixinga był tym najlepszym na poznanie przyszłej żony, król nie chciał, by jego syn się spieszył. Sam go nie popędzał, a z resztą uważał, ze żadna kobieta mieszkająca w pobliskiej wiosce nie jest tą odpowiednią dla jego syna.
            Yixing także nie wydawał się być zainteresowany żadną młodą dziewczyną, z którą miał okazję porozmawiać. Gdy był małym, sześcioletnim dzieckiem, często bawił się z dziewczynką imieniem MeiLin. Jego ukochana opiekunka, zawsze kiedy wracali już do pałacu, półżartem mówiła, że MeiLin mogłaby zostać jego żoną. Mały Yixing wtedy ochoczo przytakiwał głową, bo dziewczynka była miła, zabawna i bardzo ładna.
            Szesnastoletnia MeiLin pracowała w sklepie razem ze swoją matką. Sprzedawała warzywa. Yixing zawsze przychodził do niej, jeśli chodziło o takie zakupy. Jego opiekunka kupowała w tym sklepie, więc i on tak robił. MeiLin nadal była miła i zabawna, ale również i piękna. Przez znajomość tej dwójki od dzieciństwa po miasteczku roznosiły się plotki, że młody panicz zapragnie zabrać pewnego dnia MeiLin ze sobą, do pałacu.
            Zarówno Yixing, jak i MeiLin dobrze wiedzieli, że to się nie stanie. Yixing nie kochał MeiLin, a MeiLin uważała Yixinga za przyjaciela, więc nie przejmowali się rzucanym im spojrzeniom podczas wymiany kliku zdań, kiedy któraś ze służek pakowała zakupy Yixinga na jednego z koni. Nie przejmowali się spojrzeniami ludzi, kiedy razem się z czegoś śmiali.
Yixing wiedział, że mama MeiLin jest chora, dlatego dziewczyna nie wyjechała z miasteczka, tak jak kiedyś mu o tym mówiła. Yixing zawsze pytał, czy nie chciałaby jego pomocy.
            - Nic nam nie będzie, Yixing - odpowiadała z pogodnym uśmiechem, podając mu koszyk zapełniony owocami lub warzywami.

            Yixing, jak co roku, musiał opuścić pałac, by pojechać w odwiedziny do wuja do innego miasta oddalonego o kilka dni. Nie lubił tam jeździć tylko z powodu długiej podróży. Jego wuj był miłym i uczynnym człowiekiem i gdyby mieszkał bliżej, Yixing odwiedzałby go zapewne częściej. Po niecałym tygodniu Yixing powrócił do miasteczka, by usłyszeć straszną wiadomość. Mianowicie ktoś napadł na miasteczko i zginęło kilka osób, w tym kilku mieszkańców pałacu i MeiLin. Yixing popędził do miasteczka, by znaleźć matkę dziewczyny w okropnym stanie. Kobieta nie chciała jeść i nie słuchała się lekarzy. Yixing poprosił, by robili co w ich mocy, by kobieta poczuła się lepiej, jednak to nic nie dało i ona sama odeszła, niedługo po śmierci córki.
            Ojciec Yixinga był załamany całą tą sprawą z napaścią. Kilka pokojówek, które akurat były w mieście i jeszcze jakaś inna służba zginęli. Do tego słysząc, że ucierpiało dużo mieszkańców, powiadomił wuja Yixinga o tym i oboje wysłali swoje wojska, by zemścić się za to, co zrobili w dotąd spokojnym miasteczku. Yixing nie chciał brać w tym udziału. Cały atak przesiedział w swoim pokoju, przeciągając końcówką ostrego sztyletu po udzie, by przyozdobić je już czwartą, szkarłatną kreską. Kolejne dni wpatrywał się w blizny i w świeżą ranę.


            Po dwóch tygodniach do pałacu przyjechały osoby, które miały zająć miejsca zabitych. Yixing obserwował ich stojąc na schodach prowadzących do holu. Większość ludzi było dość młodych, ale znajdowało się w tej niewielkiej grupce kilka starszych mężczyzn i kobiet. Kiedy myślał, że to już wszyscy, przez drzwi wszedł chłopak w wieku Yixinga, jednak nie wyglądał tak samo jak reszta. Za nim stała niewysoka, starsza kobieta, która zamknęła za sobą drzwi.
            - Pani jest z Korei? - zapytał jeden z lokai. Kobieta przytaknęła, a on uśmiechnął się lekko, odbierając od niej walizkę i prowadząc w przeciwną stronę niż podążała cała reszta. Chłopak ruszył za nimi, po czym rzucił krótkie spojrzenie w stronę Yixinga, szybko jednak znikając za drzwiami. Książe przechylił w zamyśleniu głowę i ruszył na dwór, zabierając po drodze książkę, która leżała na stoliku przy schodach. Tym razem ominął czytanie, kiedy usiadł pod drzewem.
            - Dziś przybyła nowa służba, wiesz? I coś mnie zaskoczyło, Hun. Przyszedł też chłopiec i jest w moim wieku. I wiesz co jeszcze? - zapytał otwierając książkę na odpowiedniej stronie.- Ma naprawdę duże i ładne oczy - zaśmiał się cicho, po czym zaczął czytać. Dziś przyszedł wyjątkowo późno, dlatego słońce zniknęło dużo szybciej niż chciał tego Yixing. Mimo to uparcie starał się przeczytać rozdział do końca.
            - Myślę, że to ci się przyda.
Yixing wstrzymał oddech, zaskoczony nagłym, nieznanym mu głosem. Zanim jeszcze zdążył podnieść głowę, zmarszczył brwi nad dziwnym akcentem przybysza. Wszystko jednak się wyjaśniło kiedy Yixing podniósł głowę, a jego spojrzenie padło na nowo przybyłego chłopca. W ręku trzymał świecznik ze świecą, której płomień delikatnie tańczył na wietrze. Yixing uśmiechnął się, wyciągając rękę po przedmiot.
            - Tak, dziękuję – powiedział, kładąc świecę niedaleko siebie na ziemi.
            - Nie sądzisz, że to dobra pora by skończyć w pałacu?
Yixing nie mógł przestać się uśmiechać. To, w jaki sposób chłopak mówił po chińsku, było odrobinę zabawne. Dobrze znał ten język i jeszcze ani razu nie zastanawiał się nad jakimś słowem, mimo to… Akcent był bardzo zabawny.
            - Chciałbym skończyć tutaj, tak jak zawsze – odparł, nie spuszczając wzroku z zadumanego chłopca. Cały czas patrzył na tabliczkę, która teraz mocno wbita była w ziemię.
            - Ach… Rozumiem – skinął głową. - Miałem wrócić z tobą, w takim razie poczekam aż skończysz – odwrócił się do Yixinga bokiem. Choć bardzo tego nie chciał, młody książę wybuchnął śmiechem.
            - Jeśli chcesz to usiądź… - Yixing zamyślił się, patrząc uważnie na chłopca. Nie znał jego imienia. Yixing znał imiona każdego ze służby, ale skoro był nowy…
            - Em… Jestem Kyungsoo – przedstawił się, a Yixing znów się zaśmiał.- Słucham? - zapytał zaskoczony.
            - Twój akcent jest zabawny, Kyungsoo - rzekł tylko Yixing, przesuwając się, tak by Kyungsoo również mógł się oprzeć o pień drzewa.
            - Tak… Zapewne. Nie jestem z Chin – wyjaśnił.
            - Zauważyłem.
            - Jestem…
            - Z Korei. Wiem - dokończył z lekkim uśmiechem Yixing nawet nie patrząc na przybysza.
            - Skąd wiesz?
            - Słyszałem, jak lokaj pytał zapewne twoją mamę czy jest z Korei… - powiedział, podnosząc głowę by spojrzeć na Kyungsoo. - A skoro ona jest, to ty także. – skwitował, po czym uśmiechnął się i zaczął czytać. Kyungsoo podciągnął kolana pod brodę, wpatrując się uważnie w prowizoryczny nagrobek Huna. Kiedy Yixing skończył czytać, wstał szybko i biorąc świeczkę do ręki, zaprowadził Yixinga do pałacu.
            - Dobranoc, paniczu - powiedział cicho. Yixing widział, że był zmęczony. Uśmiechnął się lekko i położył dłoń na czarnej czuprynie chłopca.
            - Dobranoc, Kyungsoo. Odpocznij porządnie – odrzekł, po czym Kyungsoo po raz ostatni tego dnia zobaczył uśmiech młodego księcia. Wspominając swój ostatni dom i równie młodego księcia co Yixing, Kyungsoo przez chwilę stał zaskoczony na korytarzu. Żaden wcześniejszy dziedzic tronu nie był dla niego miły.

            Kyungsoo nie zajmował się niczym konkretnym. Raz Yixing znalazł go plączącego się po pałacu wraz z jedną z najstarszych służek. Pomagał jej sprzątać. Kiedy indziej, przechadzając się po ogrodzie, pracował w pocie czoła razem z ogrodnikiem. Innym razem obsługiwał gości na przyjęciu, a jeszcze innym pomagał w kuchni. Yixing był odrobinę rozkojarzony. Jego mama pracowała w pałacu jako pokojówka. Była bardzo miłą i wiecznie uśmiechniętą kobietą. Zajmowała się piętrem na którym znajdował się pokój Yixinga, więc chłopak miał sporo okazji by z nią porozmawiać. Kobieta tak samo jak jej syn umiała bardzo dobrze język chiński, jednak jej akcent był dużo lepszy od  Kyungsoo.
            - Kyungsoo uparcie rozmawia ze mną po koreańsku, kiedy jesteśmy sami. Już dawno nie mówiłam po koreańsku, to pewnie przez to – powiedziała pewnego dnia, kiedy wycierała kurze z obrazów na ścianach w holu. Yixing był przyzwyczajony już do tego, że wieczorem, po czytaniu Hunowi, Kyungsoo przychodził po niego i odprowadzał go do jego pokoju. Yixing miał wrażenie, że z dnia na dzień chłopak wygląda na jeszcze bardzie zmęczonego niż pierwszego dnia.
            - Nie słuchasz mnie - powiedział Yixing, widząc wchodzącego do biblioteki Kyungsoo. Nie podniósł jednak głowy znad czytanej książki.
            - Słucham? - zapytał zaskoczony chłopak.
            - Nie słuchasz moich poleceń - Yixing odłożył książkę, by spojrzeć na Kyungsoo. Młodszy chłopak wyglądał na trochę przestraszonego. Yixing zaśmiał się cicho.- Nie bój się.
            - Ale… Nie rozumiem - odparł młodszy, miętosząc szmatkę w rękach.
            - Pamiętasz, co zawsze ci mówię, kiedy odprowadzasz mnie wieczorem do pokoju? – spytał, a Kyungsoo pokiwał głową. - Co? - dopytywał.
            - „Odpocznij porządnie, Kyungsoo”- zacytował chłopak.
            - No właśnie. Dlaczego mnie nie słuchasz? - Kyungsoo skrzywił się.
            - Wybacz paniczu, ale nie mam czasu na odpoczynek – wyjaśnił, wzdychając.
            - Widzę. Czemu nie skupisz się na jednej rzeczy zamiast brać się za wszystkie? - Yixing wstał z krzesła. Zabrał ze sobą książkę i położył na odpowiednie miejsce na regale.
            - Muszę być przydatny – powiedział mniejszy chłopak, kuląc się trochę pod spojrzeniem Yixinga. Sam książę zmarszczył brwi, po czym zamyślił się chwilę.
            - Gdybyś nie był przydatny, nie byłoby cię tutaj.
            - Ale… W innych miejscach zawsze mówili mi, że muszę umieć wiele rzeczy-
            - Ale teraz jesteś tutaj, Kyungsoo. Wystarczy, że będziesz umiał jedną – przerwał Yixing, znów stojąc tuż przed przestraszonym chłopcem.- I przestań się bać, przecież nic ci nie zrobię.
Kyungsoo pokiwał posłusznie głową
            - Teraz musimy się tylko zastanowić, co mógłbyś robić - stwierdził Yixing, odwracając się w stronę stołu, by po chwili zasiąść na jednym z krzeseł. Kyungsoo nadal wyglądał na rozkojarzonego.
            - Ale miałem…- zaczął, wskazując ręką w kierunku wszystkich regałów w bibliotece.
            - Zajmiemy się tym później – odrzekł, uśmiechając się do chłopaka. Kyungsoo przytaknął, by po chwili dosiąść się do młodego księcia i rzetelnie odpowiadać na zadawane przez niego pytania.

            Yixing nie słuchał zapewnień Kyungsoo, że sam posprząta bibliotekę, kiedy skończyli rozmawiać. Kyungsoo na razie miał pozostać w kuchni i pomagać przy przygotowywaniu posiłków.
            - Paniczu, ja naprawdę dam sobie radę sam - westchnął Kyungsoo, ruszając za Yixingiem w głąb biblioteki.
            - Samemu zajmie ci to co najmniej cały dzień. Mieszkam tu od piętnastu lat i nigdy nie obszedłem jej całej. A jeśli się zgubisz? - zapytał Yixing, zatrzymując się nagle, by odwrócić się w stronę służącego. Kyungsoo wyglądał jakby dane było mu widzieć pierwszy raz w życiu. Nigdy w życiu nie słyszał troski w głosie u swojego pana. Czuł się dziwnie.
            - Kiedy ja sobie poradzę – zapewnił. Yixing nie wyglądał na przekonanego, dlatego też bez słowa wszedł między regały z książkami poświęconymi  fantastyce.
            - Zacznijmy tutaj - powiedział spokojnie, odbierając od Kyungsoo jedną ze szmatek, by zacząć powoli i w skupieniu przecierać grube, drewniane półki. Kyungsoo stał chwilę, nadal w szoku, po czym wzruszył ramionami i zaczął wycierać przeciwległy regał. Między nimi panowało milczenie.
            - Od kiedy jesteś w Chinach? - zapytał Yixing, stając na palcach, by sięgnąć czwartej półki.
            - Od siedmiu lat – odparł Kyungsoo, podstawiając sobie krzesło.
            - A ile masz lat? – dopytywał Yixing, biorąc przykład z niższego chłopca.
            - Trzynaście – odpowiedział i zaraz kichnął, a Yixing zaśmiał się.
            - Na zdrowie – zeskoczył na ziemię.
            - Dziękuje... Wychodzisz, paniczu? – spytał, widząc jak Yixing zbiera rzeczy pozostawione przez nich na stole.
            - Nie... Tak... Znaczy… Idziemy do innego miejsca – wyjaśnił, patrząc na chłopca z dołu.
            - Ale jeszcze nie skończyliśmy - Kyungsoo także zeskoczył z krzesła.
            - Jeszcze będzie na to czas - powiedział Yixing, po czym kładąc rękę na ramieniu Kyungsoo, poprowadził go dalej w głąb biblioteki.


            W miasteczku wszystko zdawało się powoli wracać o normy. Zniszczone sklepy i domy zostały odbudowane, a konflikt złagodzono. Kyungsoo w końcu przyzwyczaił się, że pałac należący do rodu Zhang nie jest taki jak inne. Przywykł do tego, że wszyscy są dla siebie mili, nikt nikogo nie próbuje wygryźć, a sami pracodawcy są równie mili, co cała reszta. Yixing czasami wpadał do kuchni niespodziewanie, by zobaczyć jak radzi sobie Kyungsoo i "ukraść" trochę jedzenia. Yixing nadal wieczory spędził na czytaniu książki Hunowi i rozmawianiu z nim. Kyungsoo posłusznie czekał niedaleko ze świecą w ręku, by odprowadzić młodego księcia do jego pokoju.
            Yixing nie znosił kiedy padał deszcz. To wprawiało go w prawdziwą depresję, mimo iż uderzające o szybę krople deszczu tworzyły kojącą melodię. On każdego takiego dnia bał się, że Hun się na niego obrazi, że do niego nie przyszedł, a przecież zawsze był. Co wieczór czytał i rozmawiał z nim.
            - Wszystko w porządku, paniczu? - zapytał Kyungsoo, wchodząc do biblioteki i widząc młodego księcia grającego samego w szachy. Może i nie samego. Po drugiej stronie szachownicy leżała szmaciana sowa. Kyungsoo zagryzł wargę, odkładając szmatkę na stół, by usiąść po drugiej stronie szachownicy.
            - Pada… - powiedział beznamiętnie Yixing, przesuwając jedną z figur. Z tego, co zdążył wywnioskować Kyungsoo patrząc na szachownicę, młody książę przegrywał z sową.
            - Zauważyłem. Książe nie lubi deszczu?
            - Nie lubię tego, że gdy pada nie mogę wyjść – odpowiedział, ruszając królową zamiast sowy i zbijając swojego króla. - Ach… Znów przegrałem – stwierdził, po czym odwrócił głowę w stronę zamyślonego Kyungsoo. - Coś cię martwi?
Kyungsoo pokręcił głową, a Yixing swoje spojrzenie przeniósł przed siebie. – Chciałbym przeczytać wszystkie książki, które tutaj się znajdują… Ojciec powiedział, że musiałbym spędzić tu swoje całe życie, a chyba za późno o tym pomyślałem - powiedział z delikatnym uśmiechem, lecz mimo tego jego dołeczki w policzkach i tak były wyraźne. Wstał z krzesła, łapiąc po drodze swoją szmacianą sowę i podrzucił ją raz w powietrzu, by przenieść nieobecny wzrok znów na okno, za którym był dobry  widok na ulubione drzewo Yixinga i grób Huna. Westchnął znów ociężale, przyklejając swoje dłonie i nos do szyby, zaczął cicho mruczeć pod nosem, tak że Kyungsoo nie był w stanie go usłyszeć. Po chwili do jego uszu doszły ciche słowa w postaci przeprosin młodego księcia.
            - Za co książę przeprasza? - zapytał Kyungsoo, mrugając kilkakrotnie oczami. Yixing jeszcze chwilę stał w poprzednie pozycji, po czym odwrócił się w stronę Kyungsoo.
            - Zawsze czytałem mu wieczorem i rozmawialiśmy, ale kiedy pada nie mogę wyjść… Jest mi smutno - powiedział tylko i opuścił bibliotekę, a Kyungsoo miał dziwne wrażenie, że z młodym księciem nie wszystko jest w porządku.

            Wszyscy w miasteczku nie byli zaskoczeni tym, że nowym przyjacielem Yixinga stał się jego służący. Kyungsoo stawał się jego towarzyszem do spacerów, zastępując Huna. Kyungsoo chodził z nim na zakupy, zastępując ukochaną opiekunkę; Kyungsoo wybierał warzywa i rozprawiał na ich temat zamiast MeiLin; Kyungsoo opiekował się nim, gdy był chory, całkiem jak mogłaby robić to jego mama. Kyungsoo był praktycznie wszystkim, czego potrzebował młody książę i Kyungsoo dobrze zdawał sobie z tego sprawę, nie to, co Yixing. Z biegiem lat zarówno Yixing jak i Kyungsoo stawali się coraz starsi i coraz to bardziej dojrzali. Ich wygląd zmieniał się. Yixing był jeszcze bardziej przystojny i zdawał się być jeszcze delikatniejszy, a Kyungsoo niestety nie urósł tyle co Yixing, ale za to dorównywał mu w urodzie. Jedna rzecz która nie zmieniła się w Yixing to jego miłość do Huna i pewien brzydki nawyk, który tylko udowadniał, że słowa pani sprzedającej ubrania rozwodzącej się nad idealnością Yixinga nie były prawdą.

            Yixing po raz kolejny został znaleziony przez Kyungsoo, kiedy spał  pod drzewem z książką nadal mocno ściskaną w jednej ręce. Spojrzał zaniepokojony na swojego przyjaciela i swojego przyszłego władcę. Kucnął tuż obok jego głowy, by odgarnąć jego zabrudzone, jasnobrązowe włosy z czoła i dostrzec na ustach Yixinga delikatny uśmiech. Młodszy chłopak odwrócił się, by po raz tysięczny przeczytać wyryte na tabliczce słowa. Rozumiał, że Yixing jako jedynak, do tego wiecznie przez kogoś pilnowany, czuł się samotnie, dlatego tak bardzo pokochał tego psa. Nie wiedział tylko czemu po takim czasie jego tęsknota za futrzakiem nie malała. Yixing miał już 17 lat i był prawie dorosły, a nadal potrafił w czasie obiadu czy innej czynności wyjść na dwór, by poinformować nieżywego przyjaciela o jakimś przemyśleniu, następnie kierując się z tym do Kyungsoo, jeśli nie był przy nim akurat obecny. Czasami Kyungsoo czuł się dziwnie… Trochę jakby pominięty. Yixing z problemem zawsze przychodził najpierw do Huna. Opowiadał mu o tym i po prostu siedział, czekając aż z nicości wyłoni się odpowiedź podesłana przez psa. Yixing tak czy siak, po czasem i trzech godzinach bezczynnego siedzenia pod drzewem, trafiał do niewielkiego pokoju Kyungsoo, siadał na wygodnym, dużym fotelu i rozmawiał o tym z przyjacielem. Młodszy chłopak odgarnął swoje czarne włosy, wyciągając z dłoni Yixinga książkę i chowając ją do kieszeni, a następie posadził księcia, tak by plecami opierał się o pień drzewa i zarzucił sobie jego ręce na ramiona. Niósł Yixinga do pokoju. Mimo iż Kyungsoo był dwa lata młodszy, dużo drobniejszy i teoretycznie słabszy, noszenie Yixinga miał jakby we krwi. Młody książę miał mocny sen, chociaż nie był śpiochem. To, że za pierwszym razem kiedy Kyungsoo niósł go do pokoju i upadł razem z nim na ziemię nie obudziło księcia, na początku przestraszyło Kyungsoo, ale po uspokojeniu przez jednego z lokai z jego pomocą doniósł chłopaka do pokoju. Teraz miał już wprawę. Lekko skrzywiony, trzymając Yixinga mocno za uda, wchodził po schodach, bo mimo iż książę nie był bardzo ciężki, to jednak trochę także ważył. Kyungsoo położył go na łóżku, ruszając do łazienki, by przynieść suchy ręcznik i wytrzeć zabrudzoną twarz i włosy księcia. Następnie zdjął mu brudny płaszcz i buty i podciągał tak, by głowa Yixinga znajdowała się na poduszce i przykrywała go puchata kołdra. Przed wyjściem zostawiał książkę na półce obok łóżka, z kartką która nigdy nie zmieniała swojej treści.
„Książę, proszę, nie śpij na dworze. Przeziębisz się. Kyungsoo.”

            Yixing nie lubił, kiedy jego ojciec wyjeżdżał. Wiązało się to z chwilowym przejęciem władzy, za którą młody książę nie przepadał. Nie lubił odpowiedzialności za swoje czyny, które miały zawsze wpływ na innych ludzi, dlatego nigdy nie rozkazywał swojej służbie. Zawsze prosił. Westchnął, kiedy jego ojciec wraz z eskortą zniknął z jego pola widzenia. Powoli zapadał wieczór, słońce chyliło się ku horyzontowi, a mimo to na dworze zdawało się być jeszcze cieplej niż w dzień. Kyungsoo wyszedł z pałacu, stając kilka kroków za Yixingiem.
            - Nie chcę tego  - powiedział starszy chłopak, nadal patrząc przed siebie. Kyungsoo przechylił delikatnie głowę, tak by widzieć profil Yixinga.
            - Czego, paniczu? - zapytał.
            - Nie chcę tej władzy - westchnął i obrócił się. Na jego twarzy tkwił blady uśmiech, jakby wymuszony, wyuczony czy zwyczajnie już powstały z przyzwyczajenia. Mimo iż Kyungsoo wiedział, że książę nie uśmiecha się z uczuciem, odwzajemnił gest i łapiąc go delikatnie za przedramię, pociągnął go w stronę drzewa.
            - Przyniosłem książkę – poinformował, puszczając rękę starszego chłopaka, kiedy ten szedł już na równi z nim.
            - Dziękuję -  powiedział tym razem ze szczerym uśmiechem Yixing, odbierając od przyjaciela niewielki tomik. Kyungsoo położył na ziemi koc, na którym wspólnie usiedli.  W ciszy, z podkulonymi nogami słuchał, jak Yixing czyta. Jego głos był cichy i delikatny. Dziś Kyungsoo pomagał w ogrodzie, więc głowa ułożona na kolanach robiła się coraz cięższa, tak samo jak powieki i nim spostrzegł, jednostajny i kojący głos Yixinga uśpił go. Podczas snu nadal słyszał jak młody książę czyta, ale nie widział nic, tylko ciemność, jednak był to miły sen. Yixing po kilku stronach zauważył, że jego towarzysz odpłynął w krainę snu, ale nie obudził go. Upewnił się, że Kyungsoo nie spadnie w tej dziwnej pozycji i czytał dalej. Kiedy skończył, odetchnął i spojrzał na swojego przyjaciela z  uśmiechem. Kyungsoo zmienił się odkąd Yixing zobaczył go pierwszy raz. Było to dwa lata temu i jego oczy były ogromne, całkiem jak u sowy. Teraz, kiedy trochę urósł, a jego rysy delikatnie się wyostrzyły, oczy nie wydawały się już tak zabawnie duże. Jego usta były pełne i zdawały się być bardzo miękkie. Yixing lubił, kiedy Kyungsoo się uśmiechał, jego usta układały się w kształt serca. Młodszy chłopak uśmiechał się przez sen, a kiedy Yixing odgarnął mu włosy z czoła, kąciki ust drgnęły, a powieki zacisnęły się mocniej, by po chwili się uchylić. Pierwsze, co Kyungsoo zauważył to twarz Yixinga, a dopiero później zdał sobie sprawę, że ręka młodego księcia jest wplątana w jego włosy. Zamrugał kilka razy. Yixing poczochrał jego i tak roztrzepane włosy i wstał, wyciągając rękę do Kyungsoo.
            - Już późno, chodźmy spać - powiedział. Kyungsoo pokiwał głową, zabierając koc i w duchu ciesząc się, że na dworze jest na tyle ciemno, by nie było widać jego rumieńców. Idąc za Yixingiem do pałacu próbował uspokoić swoje oszalałe serce, które chyba wpadło w jakiś szok po tym, jak Kyungsoo zrozumiał, że Yixing patrzył na niego kiedy spał. Dopiero gdy wracał do swojego pokoju po tym, jak odprowadził księcia, pomyślał, że to może wcale nie był szok. Bo przyjemne mrowienie w miejscu, w którym Yixing trzymał swoją dłoń nie opuściło Kyungsoo dopóki nie zasnął.

            Ojciec Yixinga chorował. Dość często, ale niezbyt poważnie. Yixing za każdym razem martwił się coraz bardziej. Jego ojciec nie był już tak młody i silny jak kiedyś, ale był dumnym mężczyzną i nie pozwalał swojemu synowi przejmować się swoim stanem zdrowia. Mimo to Yixing i tak się denerwował. Przesiadywał pod drzwiami do sypialni ojca, bo gdyby starszy mężczyzna zobaczył, że jego syn znów się o niego martwi, na pewno by wstał z łóżka i nieźle mu nagadał. Duma jego ojca była większa niż wszystko inne. Kyungsoo wraz z resztą służących także nieczęsto widywała króla. Mężczyzna pozwalał tylko kilku zaufanym osobom odwiedzać go, a także lekarzowi. Choroby zazwyczaj kończyły się po kilku dniach, najdłużej po tygodniu. Yixing za każdym razem wyglądał na bardziej chorego niż jego ojciec.
            - Nie denerwuj się, będzie dobrze - powiedział Kyungsoo, stojąc przy jednym ze stołów i krojąc marchewkę. Yixing leżał na stole tuż za nim i w odpowiedzi mruknął coś tylko.
            - Kyungsoo, gdzie są… Och! Witam paniczu!
Jedna z kucharek zatrzymała się w biegu tuż przed leżącym na stole Yixingiem. Chłopak wyprostował się i uśmiechnął lekko. Kobieta odwzajemniła gest i znów zwróciła się do Kyungsoo.
            - Gdzie są przystawki na dzisiejszy obiad? - zapytała jakby odrobinę przestraszona. Yixing spojrzał na zegar. Zbliżała się godzina posiłku.
            - Są już od jakiegoś czasu w spiżarni - odparł chłopak, posyłając zmęczonej kobiecie subtelny uśmiech. Ta odetchnęła z ulgą.
            - Dobrze,  że cię mamy – rzekła, po czym zniknęła, zostawiając za sobą zarumienionego Kyungsoo, który, czując na sobie spojrzenie księcia, zaczął kroić jeszcze szybciej.
            - Mówiłem, że cię tu docenią – powiedział zadowolony z siebie książę, a Kyungsoo, gdyby nie był służącym, na pewno uderzyłby go w ramię. Pozostało mu tylko burknięcie czegoś pod nosem, by następnie wziąć do ręki kolejną marchewkę.
            - Zawsze mam rację - stwierdził Yixing, a jego głos był głośniejszy, co oznaczało, że stał tuż za Kyungsoo. Zaskoczony tą nagłą bliskością, niższy przycisnął nóż mocniej do deski, a następnie pisnął cicho. Yixing rozszerzył oczy w szoku i złapał krwawiącą dłoń Kyungsoo. Nóż okaleczył trzy palce młodszego chłopaka i wystarczyło tylko kilka sekund, by dłonie Yixinga także zrobiły się czerwone. Kyungsoo nie wiedział, co się właściwie dzieje, że płacze i że kręci mu się w głowie. Tymczasem Yixing dobrze wiedział, co robić. Po chwilowym szoku pociągnął Kyungsoo w stronę misy z wodą i zaczął płukać cały czas krwawiące rany zimną wodą. Kiedy poczuł, że Kyungsoo osuwa się na dół, objął go jedną ręką w pasie, przyciskając do swojego boku. Po chwili zaciskał chustę na krwawiących ranach przyjaciela, podczas gdy zaalarmowana płaczem służka pobiegła po opatrunki. Kyungsoo ciężko oddychał przez uchylone usta. Jego palce bolały i były odrętwiałe, a z oczu nadal płynęły łzy. Nie z bólu, ale ze strachu i szoku. Yixing posadził go na krześle, które niedawno sam zajmował, teraz już całkowicie nie wiedząc, co robić, kiedy zobaczył łzy Kyungsoo. Wcześniej nie zwrócił na to uwagi. Jedną ręką nadal tamował krwawienie palców, a drugą objął niższego, przyciskając jego głowę do swojej klatki piersiowej i gładząc delikatnie po włosach. Służka po chwili znalazła się w kuchni, a Yixing odsunął się odrobinę od chłopaka.
            - No, już spokojnie, Kyung - powiedziała dziewczyna, owijając bandażem palce młodszego chłopaka. Uśmiechnęła się do niego. – Dobrze, że książę tu był, ale chyba się przestraszył – wstała z klęczek, kiedy już zabandażowała palce Kyungsoo. Yixing uśmiechnął się blado.
            - Tak, dziękuję ci - dziewczyna skłoniła się i pobiegła odnieść bandaże na miejsce. Kyungsoo wytarł wierzchem dłoni łzy z policzków, po czym spojrzał na Yixinga.
            - Ja… - zaczął, ale książę uśmiechnął się tylko szeroko, stawiając go do pionu i mocno przytulając.
            - Przestraszyłem się - zakończył za niego Yixing, mówiąc jednocześnie za siebie. Kyungsoo kiwnął głową, kładąc niepewnie swoje dłonie na plecach Yixinga, kiedy tamten zaczął lekko gładzić go po włosach.
            - Dzisiaj raczej się tutaj nie przydasz…  Chcesz iść ze mną na spacer? - zapytał Yixing, odsuwając się od chłopaka. Wytarł kciukiem jedną łzę z jego brody, a Kyungsoo kiwnął tylko głową na zgodę. Po chwili obaj opuścili pałac, ruszając w stronę wąskiego lasu.

            Kyungsoo zmrużył oczy pod silnym podmuchem wiatru. Mimo iż było lato, dzisiejszy dzień był wyjątkowo chłodny. Yixing zdawał się wiedzieć o tym, bo założył dość ciepły płaszcz, a z jego kieszeni wystawały nawet rękawiczki. Niższy potarł o siebie swoje dłonie, uważając na świeży bandaż. Przez to, że niedaleko płynęła rzeka, było jeszcze chłodniej. Yixing trochę odpłynął podczas tego cichego spaceru. Dzisiejszy incydent odrobinę nim wstrząsnął. Nie chciał widzieć Kyungsoo kiedy płacze i gdy go coś boli. Wydął dolną wargę zdając sobie sprawę, że musi sprawić, by Kyungsoo już nigdy nie płakał. Z jego rozmyślań wyrwało go ciche warknięcie niższego chłopaka. Rozejrzał się dookoła i zobaczył go, klęczącego na ziemi. Jego serce zabiło szybciej w przestrachu, kiedy szybko podbiegł do niższego. Kyungsoo potknął się o kamień. Yixing odetchnął z uśmiechem.
            - Dzisiaj chyba powinieneś po prostu siedzieć w pałacu, Soo - powiedział Yixing, pomagając wstać przyjacielowi. Kyungsoo westchnął lekko, wycierając swoje spodnie, a następnie odwrócił wzrok, widząc jak krew przebija się przez bandaże.
            - Też tak myślę – odparł, prostując się. Posłał uśmiech w stronę Yixinga, obejmując się ramionami. Yixing odwiązał sporej wielkości chustę, którą kupił od jakiegoś sprzedawcy z Turcji i złapał Kyungsoo za cienki płaszcz, przyciągając do siebie. Zaskoczony chłopak otworzył szerzej oczy, od razu rumieniąc się jeszcze bardziej. Jego policzki nie były już czerwone tylko z zimna, ale i z gorąca. Yixing obwiązał szyję przyjaciela chustą i przycisnął do swojej piersi w przypływie jakiegoś dziwnego uczucia.
            - Musisz na siebie uważać, wiesz? Nie chcę, żeby coś ci się stało, Soo - powiedział cicho. Tak cicho, że bał się, iż Kyungsoo go nie usłyszy. Ale Kyungsoo słyszał go doskonale. Zacisnął zmarznięte dłonie na płaszczu Yixinga i wypuścił ciężko powietrze.
            - Dobrze - mruknął cicho.
            - I…jeśli będziesz miał jakiś problem…przyjdziesz do mnie, dobrze? – zapytał jeszcze ciszej. Kyungsoo był dla niego ważny, nie chciał go stracić i teraz, stojąc tak na chłodzie, zdał sobie z tego sprawę.
            - Dobrze - powtórzył chłopak.
            - Obiecaj mi - rzekł z poważną miną Yixing, kładąc swoje ciepłe dłonie na zmarzniętych policzkach Kyungsoo.
            - Obiecuję – odparł cicho Kyungsoo. Yixing posłał mu promienny uśmiech, po czym wyciągnął z kieszeni płaszcza rękawiczki i podał mu je. Kiedy Kyungsoo był zajęty zakładaniem rękawiczek, Yixing podciągnął chustę na jego szyi, tak że dosięgała zmarzniętego nosa chłopaka. Kyungsoo spojrzał na niego zaskoczony.
            - Uroczy – stwierdził, a młodszy chłopak zarumienił się i mruknął pod nosem coś o tym, żeby już wracali. Złapał Yixinga za rękę, ciągnąc go za sobą z powrotem do zamku.

            Kyungsoo i Yixing zdawali się być sobie bliżsi z dnia na dzień. Yixing przeniósł pokój Kyungsoo naprzeciw swojego, by nie musieć zbiegać schodami na parter i szukać tam przyjaciela. Tak jak obiecał młodszy, przychodził do księcia gdy tylko miał jakiś problem. Błahy czy też nie. Mama Kyungsoo każdego dnia dziękowała Yixingowi, że tak dobrze zajmuje się jej synem. Kobieta była bardzo zajęta opieką nad ojcem Yixinga. Starszy mężczyzna, widocznie tak samo jak jego syn, wiedział komu ma zaufać. Kiedy Yixing miał osiemnaście lat, a Kyungsoo szesnaście, tego roku jesień była bardzo ulewna. Praktycznie codziennie padał deszcz i mimo iż pałac był bezpieczny, bo powódź go nie dosięgnie - w końcu umiejscowiony jest na wzgórzu - to Yixing i jego ojciec martwili się o mieszkańców miasta. Król kazał wykopać rowy, które sprowadzały wodę z ulew do płynących dookoła miasteczka rzek, które od zawsze były płytkie. Także stara wykopana dziura, w której miał powstać chyba jakiś sklep, została zamieniona w zbiornik deszczówki. Ulewy oznaczały także odstęp od codziennej rutyny czytania przy grobie Huna. Na samym początku Yixing dobrze to znosił, ale Kyungsoo i tak zdawał się bardzo martwić. Dopiero po dwóch tygodniach młody książę przestał wychodzić z pokoju, bo twierdził, że i tak nie ma po co. To trochę bolało Kyungsoo. Zawsze myślał, że Yixing lubi to, że gdy wstaje, Kyungsoo czeka na niego na korytarzu. Westchnął ciężko, ignorując ból w klatce piersiowej i usiadł obok przyjaciela leżącego na łóżku. Yixing prawie całkowicie był zakopany w pościeli, widać było tylko jego brązowe włosy.
            - Proszę, paniczu, musisz coś jeść - powiedział zdenerwowany tą sytuacją młodszy chłopak. Martwił się bardzo. Nie chciał, by Yixing chorował, nie jadł czy odstawał w jakikolwiek sposób od normy zdrowego nastolatka.
            - Nie chcę, Soo - mruknął niewyraźnie w poduszkę, nawet nie otwierając oczu. Kyungsoo wydał z siebie jakiś nieartykułowany dźwięk, który mógł oznaczać złość i frustrację, po czym wyszedł z sypialni księcia, głośno zamykając za sobą drzwi. Jednak nawet to nie było w stanie wyciągnąć z łóżka Yixinga. Dopiero pod wieczór, kiedy zaczęło mu niemiłosiernie burczeć w brzuchu, wygrzebał się z kołdry i wystawiając głowę zza drzwi, rozejrzał się po ciemnym korytarzu. Zszedł cicho po schodach, by dostrzec światło w kuchni. Wiedząc kto jest w środku, jak najciszej się dało usiadł przy stole, obserwując Kyungsoo czytającego jakąś książkę kucharską. Yixinga zdradziło głośne burczenie jego własnego brzucha. Kyungsoo odwrócił wzrok od książki i Yixing nie był pewny, ale chyba dostrzegł w jego spojrzeniu lekki smutek, kiedy chłopak ruszył do spiżarni, by przynieść mu coś do jedzenia. Yixing przygryzł dolną wargę, wstając z krzesła.
            - Jest zimne, ale jeśli chcesz to- - zaczął, ale Yixing przerwał mu, miażdżąc go w uścisku.
            - Przepraszam - powiedział cicho, owiewając ciepłym oddechem szyję Kyungsoo. Chłopak westchnął i uśmiechnął się słabo, klepiąc go po plecach.
            - To nic. Zjedz – poprosił, kładąc jedzenie na stole. Yixing uczynił tak jak powiedział Kyungsoo, a po chwili obaj wracali już do swoich pokoi, cicho rozmawiając, by nie obudzić nikogo, kto mógł już spać w pałacu.


            Pod koniec jesieni deszcz zaczął coraz częściej zmieniać się w śnieg, jednak Yixing nadal nie mógł wychodzić na dwór i czytać. Kyungsoo widział, że go to męczy i czasem nie wiedział, co takiego robił książę, że sprawiał wrażenie, że wszystko jest dobrze, by następnego dnia znów nie chcieć wyjść z łóżka. Akurat tego dnia śnieg prószył nieustannie, jednak był to delikatny deszcz białych płatków. Kyungsoo pomyślał, że zabierze księcia na dwór pod warunkiem, że ten zechce ubrać się ciepło i nie przeczyta całego, tylko połowę rozdziału. Z tym wręcz idealnym pomysłem Kyungsoo zapukał do drzwi sypialni Yixinga, by po zgodzie na wejście zajrzeć do środka. Książę jak zwykle siedział przy oknie i chyba przeklinał śnieg.
            - Paniczu… Wpadłem na pewien pomysł - powiedział Kyungsoo. Yixing odwrócił się, by spojrzeć na uradowaną twarz Kyungsoo, co oczywiście go zaskoczyło. Sam Kyungsoo nie wiedział, czemu się tak cieszył, ale lubił sprawiać przyjemność swojemu przyjacielowi.
            - Jaki? - zapytał starszy chłopak.
            - Możemy wyjść na dwór, ale pod kilkoma warunkami - zastrzegł Kyungsoo, widząc już zadowolenie malujące się na twarzy Yixinga. – Książę ubierze się ciepło i przeczyta tylko połowę rozdziału - Yixing zagryzł delikatnie wargę, ale kiwnął głową.
            - Dobrze. W takim razie poczekaj chwilę - powiedział zadowolony, ruszając w stronę garderoby. Kyungsoo zaśmiał się cicho, odwracając akurat w momencie, kiedy Yixing zdejmował swoją koszulę. Chłopak uchylił usta. Na jego policzki wystąpiły najpierw rumieńce wstydu, by następnie zastąpić je tymi złości. Blade, umięśnione plecy Yixinga sprawiły, że usta Kyungsoo się uchyliły, ale to liczne blizny na jego biodrach odjęły Kyungsoo mowę. Miał ochotę krzyczeć, ale przecież nie mógł. Niektóre z nich były stare, a niektóre może z przed kilku dni. Kiedy Yixing zniknął w garderobie i wrócił już całkowicie ubrany, zastał przerażonego i rozgniewanego przyjaciela.
            - Coś się stało, Soo? - zapytał zaskoczony, poprawiając koszulę. Kyungsoo bez słowa pokonał dzielącą ich przestrzeń i mimo sprzeciwów księcia, uniósł materiał koszuli, by palcami dotknąć licznych blizn, niczym zadrapania.
            - Co to jest? - spytał rozwścieczony. Yixing spanikował. Odepchnął od siebie  Kyungsoo, który zdawał się wpaść w szał. W jego oczach znów pokazały się łzy wściekłości i smutku, a Yixing zaczął kręcić głową.
            - Proszę, Kyungsoo, nie płacz. Kyungsoo… – zaczął, zbliżając się do przyjaciela i nie pragnąc niczego, prócz cofnięcia czasu na te kilka minut, tak by jego przyjaciel nie zobaczył blizn, które sam sobie robił. Kyungsoo, z każdym krokiem wykonanym przez Yixinga w jego stronę, cofał się. Nie trwało to długo, kiedy wściekły, z łzami spływającymi po policzkach, opierał się o parapet okna, wbijając swoje rozwścieczone spojrzenie w spanikowanego Yixinga.
            - Błagam, Soo, nie płacz - zaczął znów Yixing, przykładając swoją dłoń do policzka przyjaciela. Kyungsoo odepchnął ją, znów podciągając koszulę księcia.
            - Co to jest? - warknął. Yixing powoli opuścił materiał.
            - Przepraszam. Kiedy nie mogłem czytać Hunowi, drapałem się do krwi i czułem się lepiej…  Jakby z krwią wypływała cała moja złość, smutek i frustracja  - przyznał cicho chłopak, spuszczając głowę. Kiedy ją podniósł, zobaczył tylko przerażone i nadal wściekłe spojrzenie przyjaciela.
            - Więc… Chcesz mi powiedzieć, że robisz to za każdym razem, kiedy nie możesz czytać psu? – zapytał, ciężko oddychając. Yixing przytaknął. Kyungsoo wydał gardłowy dźwięk, łapiąc się za włosy i odpychając na bok Yixinga. - Nie możesz robić sobie krzywdy przez to, że nie jesteś w stanie przeczytać głupiej książki nieżywemu psu, Yixing! On nie żyje i to jest pies! Pies, rozumiesz to?! - krzyknął zdenerwowany, kopiąc szafkę na której stała drewniana ramka z rysunkiem Yixinga i Huna.
            - Hun był moim przyjacielem - powiedział twardo Yixing.
            - Był, Yixing, był, słyszysz! On już nie żyje, nie rozumie i nie słyszy tego, co czytasz! - wrzasnął. Z jednej strony Kyungsoo czuł się dziwnie, zwracając się do swojego pana po imieniu, ale z drugiej strony… Był to jego przyjaciel, ponadto był wściekły i smutny, że kaleczy się przez coś takiego.
            - Ty nic nie rozumiesz! Nie miałem przed nim nikogo, wiesz?! - odkrzyknął zdenerwowany.
            - Ale teraz masz! Masz mnie i wolisz zdechłego psa zamiast mnie! - krzyknął Kyungsoo, łapiąc w rękę ramkę i rzucił ją na ziemie, tak że popękało drewno. Chłopcy patrzyli na siebie w ciszy. Yixing był wściekły. Chyba nigdy nie był tak zły. Kyungsoo powiedział tyle rzeczy i najgorsze dla niego było to, że to wszystko było prawdą. Hun był psem. Psy nie rozumieją za dużo. Hun nie żyje i Yixing ma teraz Kyungsoo, dlatego Hun powinien przestać go tak obchodzić.
            - Jesteś głupi. Boże, jak ja mogłem tego nie zauważyć - powiedział w końcu Kyungsoo, kucając i mocno zaciskając dłonie na swoich włosach. Yixing wziął kilka płytkich oddechów i podszedł do kucającego chłopaka, stawiając go do pionu. Uniósł jego głowę, tak by mógł patrzeć w oczy młodszego.
            - Przepraszam. Masz rację. Wszystko, co powiedziałeś to prawda. Ja… Przywiązałem się do tego psa, był moim przyjacielem, nigdy nie miałem kogoś takiego jak ty. Uważałem, że powinienem nadal spotykać się z Hunem, że mnie za to znienawidzi, ale przecież on nie żyje, a ty żyjesz … Przepraszam cię. Błagam, Kyungsoo, nie płacz. Nienawidzę, kiedy płaczesz i przepraszam, że jestem taki głupi. Już nigdy tego nie zrobię, obiecuję… -  zarzekał się Yixing, patrząc przestraszony w oczy swojego przyjaciela. Uścisk jego dłoni na twarzy Kyungsoo stał się silniejszy, przez co mniejszy chłopak złapał go za dłonie, poluźniając uścisk.
            - A co, jeśli znów to zrobisz, bo zapomnisz? To jest złe, nie możesz tego robić - powiedział Kyungsoo, odsuwając się. Yixing złapał go za rękę, przyciągając z powrotem na miejsce, w którym stał wcześniej.
            - Nie, nie zrobię tego. Będziesz płakał, prawda? – zapytał, a Kyungsoo kiwnął głową.- Nie chcę widzieć jak płaczesz, nienawidzę tego. Nie wiem, jak się zachowywać. Nie miałem przyjaciela takiego jak ty, nie czułem takich rzeczy jak przy tobie, ale nie zrobię tego, bo nie chcę widzieć, że jesteś smutny - powiedział. Kyungsoo pokiwał głową, pociągając lekko nosem.
            - Wierzę ci.
            - Naprawdę? - upewnił się Yixing, dalej patrząc uważnie w oczy przyjaciela. Kyungsoo zaśmiał się.
            - Tak - potwierdził. Yixing uśmiechnął się i bez zastanowienia złożył na kształtnych ustach Kyungsoo delikatny pocałunek. Mniejszy chłopak otworzył zaskoczony oczy, po czym zacisnął je mocno, nie mogąc uwierzyć w to, co się dzieje. Stali po środku zdewastowanego pokoju młodego księcia, który właśnie składał subtelne pocałunki na ustach swojego przyjaciela i jednocześnie służącego.

            Yixing nie wiedział co czuje. Długo nie zdawał sobie sprawy, że Kyungsoo nie jest już dla niego przyjacielem. Jest kimś ważniejszym. Kimś, dla kogo był w stanie zrezygnować z jedynego i pierwszego przyjaciela na rzecz braku łez w pięknych oczach Kyungsoo. Był kimś, dla kogo przestał okaleczać swoje biodra. Był kimś, dla kogo Yixing wstawał rano. Kyungsoo wiedział co czuje, ale bał się. Był służącym, nie powinien czuć takich emocji do swojego pana. Ale czuł. Nie był od niego dużo młodszy, więc to, że byli przyjaciółmi wystarczało mu. Kiedy Yixing go pocałował, Kyungsoo pomyślał, że szybko się z  tego wykręci, ale nie zrobił tego. Książę przytulał go i nigdy nie powiedział, że żałuje, iż na te kilka sekund złączył ze sobą ich usta. I to wystarczyło, by Kyungsoo był szczęśliwy, nawet jeśli Yixing nie pocałował go już nigdy więcej.
            Zima przeszła bez przeszkód. Kyungsoo codziennie sprawdzał, czy na biodrach Yixinga nie pojawiły się świeże blizny i na szczęście tak nie było. Wiosna przyniosła ze sobą świetną pogodę, ale też i smutne wieści. Ojciec Yixinga zachorował tym razem bardzo poważnie. Jego choroba trwała już jakiś czas. Przez ten czas Yixing stał się już pełnoletni i jako dziewiętnastolatek był w stanie objąć tron, czego bardzo nie chciał. Bał się. Kyungsoo zawsze był przy nim, by uspokoić go i powiedzieć, że jego ojciec wyzdrowieje, a jeśli nawet nie, to na pewno Yixing da sobie radę. Książę oczywiście mu wierzył i miał nadzieję, że Kyungsoo go nie zostawi w takich trudnych momentach.

            Gdy znów nadeszło lato, ojciec zawołał swojego syna do sypialni, której nie opuścił od dłuższego czasu.
            - Ojcze - Yixing padł na kolana przy łóżku mężczyzny, kładąc swoją drżącą dłoń na bladej dłoni ojca.
            - Yixing… Jesteś już dorosłym mężczyzną… Jestem z ciebie dumny - powiedział starszy ze słabym uśmiechem. Mimo jego marnego stanu, jego uśmiech nadal był tak promienny jak Yixinga i w jego policzku również ukazywał się delikatny dołeczek. Matka Kyungsoo stała niedaleko, jakby asekuracyjnie.
            - Jak się czujesz? - zapytał chłopak, ściskając dłoń na ręce ojca.
            - Źle…. Nie będę ci kłamał – odparł mężczyzna, biorąc głęboki wdech. - Zarówno ty, jak i ja dobrze zdajemy sobie sprawę, że moje życie ma się ku końcowi. Chciałbym, żebyś przejął za mnie tron… Bądź dobrym królem i pamiętaj, że nie musisz mieć żony… Nie jestem moim bratem by kazać ci się żenić, ale pamiętaj, że posiadanie potomstwa to naprawdę cudowna rzecz – powiedział, posyłając synowi blady uśmiech. Yixing wytarł łzy i pokiwał głową na słowa ojca.
            - Będę dobrym królem, obiecuję - odrzekł łamiącym się głosem. Jego ojciec przytaknął.
            - Idź już. I bądź dobrym królem - powtórzył znów. Matka Kyungsoo podeszła do króla, by przyłożyć do jego czoła zimny okład. Yixing opuścił sypialnię, opierając się o ścianę obok i ukucnął, chowając głowę między kolana. Odetchnął kilka razy, po czym podskoczył, czując na swoim ramieniu delikatny dotyk. Kyungsoo uśmiechnął się do niego współczująco.
            - Zjedzmy coś - zaproponował. Yixing przytaknął. Trzymając rękę Kyungsoo, ruszył za nim do kuchni. W czasie gdy dwójka jadła w ciszy, matka Kyungsoo wpadła do pomieszczenia.
            - Król odszedł – powiedziała, a po jej policzkach zaczęły spływać łzy. Yixing wypuścił z ręki widelec.
            - To niemożliwe, przed chwilą z nim rozmawiałem… - szepnął, odpychając kobietę, by wbiec do góry. Kyungsoo sprawdził, czy z jego matką jest wszystko dobrze i sam ruszył w ślad za księciem. A raczej nowym królem. Yixing wpadł do sypialni, gdzie lekarz właśnie ostatni raz sprawdzał stan jego ojca, by następnie stwierdzić zgon. Yixing zachwiał się i gdyby nie Kyungsoo, upadłby na ziemię.
            - Chodź – rzekł młodszy, ciągnąc go do sypialni. Kiedy Kyungsoo i Yixing byli już w środku, Kyungsoo zamknął za sobą drzwi, opierając się o nie. Yixing stał do niego tyłem i Kyungsoo widział, że płacze. Jego ramiona unosiły się łagodnie. Młodszy podszedł do Yixinga i przytulił się do jego pleców.
            - Nie płacz. Będzie dobrze. Wierzę w ciebie, dasz sobie radę – powtarzał Kyungsoo. Yixing tylko pokiwał głową, zasłaniając swoją twarz dłońmi.

            Pogrzeb nie trwał długo. Yixing nie chciał stać przed grobem swojego ojca, gdzie mieszkańcy miasteczka składali mu kondolencje, jednocześnie mówiąc, iż będą szczęśliwi mając takiego króla jak on. Yixing nie był pewny, czy będą tacy szczęśliwi, bał się. Bał się tej władzy, którą miał posiąść; którą właściwie już posiadał. Nie chciał jej. Chciał zamienić się z ojcem ciałami tak, by to on umarł, a jego ojciec mógł żyć jeszcze długo i rządzić uczciwie. Kyungsoo pociągnął go za rękaw koszuli, sygnalizując, że powinni już wracać. Pokiwał głową i ruszył z chłopakiem w stronę zamku. Gdy był już w środku poprosił, by nikt mu nie przeszkadzał, nawet Kyungsoo. Szczelnie zamknął drzwi swojej sypialni. Klęknął przed swoim łóżkiem, by wyciągnąć spod niego pudełko, w którym trzymał zakrwawione chusty i sztylet. Położył je na łóżku, zdejmując z niego pościel, po czym usiadł na środku i zdjął spodnie. Ułożył jedną z chust pod już oznaczone czterema bliznami udo, by następnie drugą ścisnąć w lewej ręce, a do prawej wziąć sztylet. Wzdrygnął się, czując chłód stalowego ostrza, a potem zamknął oczy, powoli kreśląc najdłuższą, krwistą linię. Rana nie była głęboka, lecz krwawiła obficie. Yixing przycisnął do swojego uda chustę, po czym przymknął zmęczony oczy. Nie wiedział nawet kiedy zasnął.


            Kyungsoo martwił się. Yixing siedział w swojej sypialny już ponad dwie godziny. Potarł o siebie dłonie, patrząc zaniepokojony w stronę schodów. Bał się, że Yixing znów mógł zrobić coś głupiego. Znów się okaleczyć. Poklepał swoją matkę po plecach, informując, że idzie sprawdzić co z nowym królem, po czym szybko pokonał schody. Stanął przed drzwiami do sypialny Yixinga i zapukał, czekając chwilę na odpowiedź, która jednak nie nadeszła. Przełknął ciężko ślinę, tworząc w głowie najgorsze scenariusze i nacisnął klamkę. Wcisnął w szparę głowę, by następnie puścić drzwi, które otworzyły się szerzej. Kyungsoo złapał się framugi, przykładając drugą dłoń do czoła, by uchronić się przed nagłymi zawrotami głowy. Przyłożył dłonie do oczu mając nadzieję, że to tylko sen, ale kiedy odciągnął je od twarzy, sceneria nie zmieniła się. Yixing nadal leżał na łóżku nieprzytomny i z zakrwawionym udem. Jego oddech stał się płytki, na chwiejnych nogach podszedł do chłopaka, przykładając ucho do jego piersi. Po chwili usłyszał lekkie bicie serca chłopaka. Poczuł zalewającą jego serce ulgę, po czym przyłożył swoje czoło do ramienia króla, przymykając oczy i starając się uspokoić swój oddech. Kiedy ponownie uchylił powieki spostrzegł, że Yixing na udzie nie miał tylko tej jednej rany. Były tam jeszcze cztery inne blizny. Odsunął się, marszcząc brwi i czując napływającą złość, oraz zalewający jego ciało zawód. Był zły i chciał uderzyć Yixinga, ale ten był nieprzytomny. Jego spojrzenie padło na sztylet, który nadal w swojej dłoni trzymał Yixing. Właściwie nawet bez zastanawiania obszedł duże łoże Yixinga, usadawiając się obok nieprzytomnego i zsuwając spodnie ze swoich ud. Wyszarpnął gwałtownie sztylet z ręki chłopaka i spojrzał z bólem w oczach na spokojną twarz Yixinga. Była równie piękna co zawsze, nawet jeśli na policzku widniała malutka plama krwi, którą Kyungsoo szybko wytarł. Mimo iż był wściekły na młodego króla, jego gesty nadal były delikatne. Wziął do ręki zakrwawioną chustę, i dalej targany emocjami, przyciskał sztylet do swojego bladego uda. Ból uderzył w niego niespodziewanie. Wziął krótki wdech. Chciał cofnąć swoją pochopną decyzję. Spanikowany szarpnął sztyletem, ale to tylko pogorszyło sprawę. Rana nie tylko była głęboka, ale i bardzo długa. Kyungsoo jęknął cicho z bólu, przyciskając chustę do uda i mając nadzieję, że krwawienie ustąpi tak samo jak u Yixinga i kiedy tamten się obudzi, będzie mógł mu powiedzieć, co sobie przez niego zrobił.        W głębi duszy wiedział, że to się tak nie skończy. Czuł, że jego powieki stają się ciężkie, tak samo jak oddychanie. Po chwili jego głowa opadła na ramię, a ręka poluźniła uścisk na chuście, pozwalając by krew z rany swobodnie brudziła pościel na łóżku.

            Yixing uchylił powieki, zaskoczony swoim snem. Śmierć jego ojca bardzo go zmęczyła, zazwyczaj nie zasypiał po zrobieniu tego. Czuł się jednak dziwnie nieswojo, jakby ktoś był obok. Chwilę zajęło mu wybudzenie się całkowicie ze snu. Spojrzał na swoją ranę, krzywiąc się. Uświadomił sobie jednak, że krew, która moczyła jego udo na pewno nie była jego. Przestraszony obrócił głowę w bok, a krzyk ugrzązł mu w gardle. Kyungsoo leżał tuż obok niego, a z głębokiej i dwa razy dłuższej rany od tej Yixinga leciała krew. To krew Kyungsoo sprawiła, że Yixing słyszał ciche stukanie. Kapała z prześcieradła na drewniany parkiet podłogi. To krew Kyungsoo brudziła jego ciało. Yixing przysunął się, przykładając swoje ucho do klatki piersiowej Kyungsoo, słysząc jedynie szalone bicie własnego serca. Nie wiedział, ile czasu przykładał ucho do piersi chłopaka, ale kiedy w końcu dotarło do niego, że słyszy jedynie bicie własnego serca… Z jego policzków zaczęły płynąć niekontrolowane łzy.     Jego ręce były całe w krwi Kyungsoo, kiedy starał się powstrzymać krwawienie, które i tak już dawno ustąpiło. Złapał Kyungsoo za ramiona i wciągnął jego ciało na swoje kolana. Przytulił go mocno, kiwając się na boki i szepcząc cicho do ucha, że wszystko będzie dobrze, że jeśli się nie obudzi, to przegapi kolacje. Łzy z jego oczu dławiły go podczas gdy mówił. Nie wiedział, co ma za sobą zrobić. Potrząsnął jeszcze raz ciałem nieżywego chłopaka, wydając z gardła krzyk rozpaczy. Całował zsiniałe już usta Kyungsoo błagając, by ten się obudził, by go nie zostawiał, bo nie da sobie rady sam. Przyrzekał, że to ostatni raz, że już nigdy więcej. Próbował nawet rozśmieszyć Kyungsoo jakimś głupim tekstem, ale ten nie zareagował. Przecież Kyungsoo nie żył. Nie zaśmieje się, nie uderzy go i nie powie, że wszystko w porządku.
            Kiedy służba znalazła się w jego sypialni, Yixing przyciskał czoło do czoła Kyungsoo i szeptał, że naprawdę go kocha, że nie może go teraz zostawić. Matka Kyungsoo przyszła jako ostatnia. Powtarzała, że to musi być żart; tak samo, jak Yixing mówił niedawno. Nie chciała w to uwierzyć, tak jak Yixing. Kiedy zdała sobie sprawę, że to prawda, jej nogi odmówiły posłuszeństwa i padła na kolana, na środku sypialni młodego króla, przeklinając Boga, że zabrał jej jedynego syna. Yixing nie słyszał błagań kobiety, nie słyszał spanikowanych głosów. Słyszał tylko swoje szeptanie i błagania. Widział tylko spokojną twarz Kyungsoo. Zanim zabrali nieżywego Kyungsoo, mocno przycisnął swoje usta do pełnych warg przyjaciela, mając nadzieję, że tak jak w bajcie, pocałunek obudzi Kyungsoo. Nic to jednak nie dało, Kyungsoo opadł niczym lalka na łóżko, kiedy ręce Yixinga nie miały już siły, by utrzymać jego ciało. Widok jednego z lokai niosącego nieżywe ciało sprawiał, że Yixing poczuł mdłości. Zemdlał, pragnąc nie budzić się już w ogóle. Pozostał sam… Bez przyjaciela…. Bez ukochanej osoby.



Jeszcze raz wszystkiego najlepszego~!
Notka Tutaj
Do zobaczenia~!
G.G



10 komentarzy:

  1. z początku nie mogłam się przekonać ze względu na pairing, ale opowiadanie naprawdę świetne ;;;

    OdpowiedzUsuń
  2. O mamciu!
    Może pairing nie bardzo mi się widzi, bo jednak inne wygrywają, to fabuła wykrywa wszystko. Zaskoczyłaś mnie zakończeniem, szczerze mówiąc spodziewałam się czegoś innego, chociaż doskonale wiem, że zapowiadało się na dramat. Mimo wszystko podoba mi się. Postać Yixinga jako przeklętego księcia jest ciekawa, chociaż bardzo mi go szkoda. Nie potrafię tylko pojąć dlaczego wciąż był tak ślepy i odrzucał Soo.
    Pozostaje mi czekać na kolejną historię i życzyć dużo weny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Gomi... Dorwałam się do kompa. Także stwierdziłam, że zacznę od komentarza do opowiadania. Jak mi opowiadałaś w M1 o fabule, o Lay'u, ile się naczytałaś i naszukałaś. Omo~. Nie mogłam się doczekać tego opowiadania. Ludzie, co tam pairing. Błagam, pairing to tylko dopasowanie osobami do charakterów. W sumie nie czytałam nic z tym pairingiem i nawet nie wiedziałam, że jest, ale w sumie w EXO to każdy z każdym ;P. Ja tam nie mam żadnych barier, jeśli chodzi o czytanie opowiadań tylko z takim pairingiem, bo ten shippuję, a inny odpada. Liczy się fabuła. Co u Ciebie, jak zwykle nie zawodzi, bo każdy fick lepszy od drugiego. Gomi napisała angsta, dramat, nie smut, nie fluff. Ale jaki mistrzowski. Nieziemski, serio. Kocham tego typu ficki. Po przeczytaniu tego ff siedziałam i ogarniałam wszystko w głowie jeszcze raz. Niestety po tytule i śmierci opiekunki i Huna, domyślałam się, że tak samo skończy Kyungsoo. Jednak nie miałam pojęcia, że w TAKI sposób. wow. Serio, jestem pod wrażeniem. Z racji tego, że ff czytałam rano, to teraz emocje trochę opadły, ale i tak sdfghnjmsdshajkfcndjfnvs. Gomi. Kocham Cię. Serio. Wchodziłam codziennie na twojego bloga czekając na to opowiadanie. Jak widziałam, że go nie ma to czytałam jeszcze raz ostatnie EunHae. Albo wybierałam ze spisu treści jakieś inne opowiadanie. Nie da się wejść na twojego bloga i nic nie przeczytać. Z resztą sama się przekonałaś, że twoje ficki znam na pamięć prawie ; p.
    A wracając do ficka. Uwielbiam takie historyczne (?), dawne klimaty. Sama mam ambicję kiedyś napisać coś w tym stylu, ale nie wiem zobaczymy. Postać Yixinga w tym ficku. Była naprawdę... głęboka. Chyba mogę go tak nazwać. Serio, to było coś. Było mi go strasznie szkoda, że tak się działo. Jego psychika, nie wyobrażam sobie co musiał czuć. Po części go rozumiem, że musiał to jakoś wyładować. Ale jednak... Lay. Wae!? ;__;
    Kyungsoo, taka słodka niewinna postać. Starał się ratować Lay'a.. :c. Szkoda, że i tak na końcu wyszło jak wyszło. W przeciwieństwie do Yixing'a dokładnie wyobrażam sobie, co musiał myśleć zabijając się na końcu. Ale on nie chciał tego zrobić, prawda? To było przypadkiem... Eh~. Biedny Lay. Stracić dwie tak ważne osoby, w tak krótkim czasie. To musiało być okropne. Jeszcze to jak na końcu sam będzie musiał sprostać zadaniom, jakie będzie pełnił jako król. Biedactwo ;_;
    Miłe było to, jak wszyscy w zamku byli kochani. Tacy mili dla Kyungsoo. Ogólnie bardzo dobrze czytało mi się tego ficzka. Czytasz i nawet nie wiesz kiedy skończyłaś. Super :-)

    Kolejny nieogarnięty komentarz. Omo, Midori, serio nie umiesz pisać zwięzłych komentarzy ><. Przepraszam za ten potok słów. Podsumowując, kocham Cię, kolejny shot na bardzo wysokim poziomie ^^.

    Ps. Co do komentarza powyżej... Jak to Yixing był ślepy i odrzucał Soo..? Coś mnie ominęło? O.O

    OdpowiedzUsuń
  4. Gomili uwielbiam to jak budujesz napięcie w swoich ff. Popłakałam się. Trzymaj tak dalej! Nie stać mnie na żaden inny komentarz...

    OdpowiedzUsuń
  5. Opowiadanie skończyłam czytać kilka godzin temu i przyznam, że emocje w dalszym ciągu trzymają się mnie. Nie wiem, jak to zrobiłaś, bo nie przepadam za dramatami (w tym przypadku był to przecież całkowity angst, w którym Yixinga przytłaczały co raz to kolejne problemy. Trochę mi to przypominało typowy tragizm, który znajduje się w lekturach szkolnych, ale to tak nawiasem mówiąc i nie mam na myśli nic złego.) Historia strasznie mnie urzekła i wizja Laya, który jest dziedzicem tronu cholernie i przypadła do gustu. Trafiłaś w mój gust i ta baśniowa, odległa kraina bardzo szybko podbiła moje serce. Podczas czytania popłakałam się chyba dwa lub trzy razy, co jest trochę niespotykane, bo na ogół nigdy nie rozklejam się na tyle.
    Relacja pomiędzy Layem i Kyungsoo była taka piękne, że pewnie na długo zapadnie mi w pamięć. Cieszę się, że panowała tam taka atmosfera i że w końcu D.O. zobaczył, że władcy także mogą mieć serce i że istnieją tacy, którzy choć trochę (w tym przypadku bardzo) troszczą się o służbę. Jednocześnie było mi oczywiście szkoda samego księcia, którego życie nie należało do łatwych. Z każdą śmiercią bliskiej mu osoby trochę się łamałam, bo już po kilku minutach przywiązałam się i wczułam w jego sytuację. Hm, cieszę się również, że szipem było LaySoo, ponieważ kocham takiego niestandardowe pairingi. Ta dwójka idealnie wkomponowała się w opowieść, którą stworzyłaś. ^^
    Jedynym minusem, który mnie raził, to samookaleczenie. Rozumiem, że miało to swoją symbolikę i naprawdę poruszało, ale mi osobiście nie spodobał mi się ten pomysł. Ogólnie nie cierpię takich motywów, więc może dlatego byłam trochę negatywnie nastawiona. Nie zmienia to jednak faktu, że scena, gdy Soo podniósł koszulkę Xinga cholernie mnie zasmucił i wprawił w beznadziejny stan. Jednak pomimo tego motywu uważam, że historia jest wspaniała i niepowtarzalna.
    Jesteś genialna, serio.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ryczę. Liczyłam na jakiś happy end albo coś. Smtno mi. D:
    Ale naprawdę cudowne. Świetnie napisane, wywołuje emocje...

    OdpowiedzUsuń
  7. Znam tylko jedno słowo, które opisuje to opowiadanie:

    I-DE-AL-NE!!!

    Przeczytałam to opowiadanie kilka razy i zawsze wzruszam się tak samo T^T
    Masz talent! Gratuluję pięknego fanficka <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Postawiłam sobie za cel przeczytać wszystkie ff jakie tutaj masz i przepraszam, że komentuję tylko ten jeden z najnowszych, ale na prawdę, jak miałabym pisać o tym jak genialnie piszesz za każdym razem i że jestem oczarowana i pragnę więcej to zbrzydłoby ci się czytać ;)
    na twoim blogu W KOŃCU znalazłam shota z Minhoonem :33 uwielbiam, wielbię, całuję stopy za niego <3
    ten angst Laysoo.. bozuniu... płakałam, serio. z resztą co się dziwić po całej serii genialnych angstów, wyciskających łzy z oczu?
    pewnie gdyby nie to, że praktycznie nie spałam i jadę na kawach napisałabym coś bardziej konkretnego i bardziej opisowego, ale jak widać moja mózgownica jest zbyt nieprzytomna...
    nie mniej jednak obiecuję, że pod każdym nowym shotem ujrzysz mój komentarz (może nawet krótki, ale jednak będzie ^ ^) bo zyskałaś nową czytelniczkę ^ ^
    i jakby ci się nudziło to zapraszam do siebie ;)
    http://kpop-overdose-oneshots.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie... Nie... Nie... Kyungsoo żyje...* panicznie płacze* Na prawdę świetne opowiadanie, za które masz u mnie szacunek... Ale, czemu?? Nie... Nie... To żart..

    OdpowiedzUsuń
  10. Yixing Yixing Yixing Yixing Yixing... Ledwo sie zaczęło a same ,,Yixing" można to było czymś innym zastąpić. Mnie to bardzo drażnilo nie wiem może tak miało byc ale...
    Jednakże szybko skupiłam się na interesującej opowieści i szybko zapomniało się o tamtym problemie :)
    Ja wiedziałam że to będzie wspaniałe ale.... Pierwszy raz na tym blogu prawdziwie płaczę... JAK MOGŁAŚ GO ZABIĆ?! Całość mnie oczarowała a końcówka... Już od połowy coś czułam że Kyu to będzie kolejna osoba która umrze ale wolałam wierzyć że tak mi sie tylko wydaje...

    OdpowiedzUsuń