Gatunek: AU, obyczaj, dramat, angst
Rating: PG
Pairing: LaySoo (EXO)
Autor: Gomili.Giza
Uwagi: Wszystkiego najlepszego dla wszystkich Pań! Trochę dziwny prezent ale jednak ^^ Pod znakiem "┼" kryje się muzyka.
Korekta by Nejimakidori
(Za okładkę dziękuje Levi ♥)
Na pięknym, zielonym wzgórzu stał jeszcze piękniejszy, biały pałac. Wśród marmurowych schodów, kryształowych żyrandoli, drogocennych dzieł sztuki i perskich dywanów, w tym jakże eleganckim i dostojnie urządzonym wnętrzu pałacu, znajdował się jeden pokój odstający od reszty. Dywan był biały, miękki i na pewno nie tak drogi jak te, które leżały na parkietach w salonach. Na ścianach wisiały ręcznie malowane obrazki, lecz nie tak wprawną ręką jak obrazy na ścianach korytarzy. Okno przysłaniały delikatne, białe firanki, całkiem różniące się od tych ciężkich, ozdobionych różnymi kolorowymi wzorami firan w innych sypialniach. Łóżko stojące prawie na samym środku pokoju było w tych samych barwach co reszta pokoju, jednak nie obszyte drogimi kamieniami i cekinami. Baldachim powiewał delikatnie na wietrze, który dostał się do pomieszczenia przez uchylone okno. Pośród tysiąca ręcznie szytych zabawek rozłożonych po hebanowych półkach, na łóżku leżał mały chłopiec. Jego jasnobrązowe włoski układały się w delikatne fale, a grzywkę co chwilę niecierpliwie odgarniał ręką na bok, kiedy przeszkadzała mu w bawieniu się ulubioną zabawką. W policzkach ukazywały się urocze dołeczki, podczas gdy młodzieniec wykrzywiał usta w delikatnym uśmiechu. W dłoni trzymał sowę ubraną w strój kucharza. Na jednym skrzydle leżała marchewka, na drugim jabłko. Uwielbiał jabłka i marchewki tak samo mocno, jak sowy.
Yixing był najmłodszym i jedynym synem króla rządzącego pobliskimi terenami na ziemi Chin. Yixing nie miał mamy. Jego ojciec cały czas powtarzał, że była zbyt słaba, by opiekować się małym księciem, ale Yixing słyszał kiedyś rozmowę pokojówek, które w rocznicę śmierci matki chłopca wspomniały o jakimś morderstwie. Mimo, że Yixing miał zaledwie dziesięć lat, wyłapał pomiędzy wypowiedziami jedno stwierdzenie. Ktoś zabił jego mamę. Yixing jednak nigdy nie zapytał ojca czemu nie powiedział mu prawdy. Był mądrym chłopcem i uważał, że pewnie bolało go to, że jako król, najdzielniejszy rycerz spośród wszystkich, nie był w stanie obronić swojej ukochanej. Yixing nadal udawał, że wierzył w opowieści ojca, kiwając głowa i uśmiechając się delikatnie, jakby przekazując tym, że rozumie i jego tata nie musi się o niego martwić.
Mimo, iż Yixing nie opuszczał często
bram pałacu, ludzie z pobliskich wiosek uważali go za uroczego i miłego
chłopca. Taki w prawdzie był Yixing. Kiedy pozwalano mu opuszczać pałac, zawsze
grzecznie podążał za swoją opiekunką, cicho pozdrawiając ludzi, którzy skłonili
mu się podczas mijania. Uśmiechał się ukazując urocze dołeczki, a pięknymi, lśniącymi,
brązowymi oczami czarował starsze sprzedawczynie na targu, które bez wahania
były mu w stanie dać wszystko, co by tylko zechciał. Yixing nie był pazerny,
więc zawsze kazał opiekunce zapłacić za to, co postanowił wziąć lub co mu
podarowano. Kiedy opiekunka nie mogła zabrać go w pewne miejsce, obiecywał
grzecznie zaczekać na zewnątrz i zawsze to robił. Bawił się z dziećmi, które
zaciekawione patrzyły na jego piękne i zadbane stroje. Z zainteresowaniem
słuchał ich historii o wspinaniu na drzewa i sam dzielił się swoimi. Żołnierze towarzyszący
tym wyprawom zawsze byli uważani za największych szczęściarzy spośród innych
kolegów. To był czas ich odpoczynku. Nie musieli rozglądać się ze strachem w
oczach, starając się wypatrzyć potencjalnego mordercę, czy kogokolwiek innego
tego pokroju. Kto chciałby zabić tak uroczego chłopca jak Zhang Yixing?
Oczywiście żołnierze nie lenili się; wiedzieli, że nie wolno ufać każdemu.
Yixing był uważany za dziecko idealne. Ładny, zadbany, z dobrymi manierami i
sporą wiedzą. Yixing był ideałem. Choć
ideałów nie ma, kto zabroni tak uważać?
Kiedy Yixing miał dwanaście lat,
jego ukochana opiekunka zachorowała. Młody książę niezwykle się martwił o
służkę, co nie uszło uwadze jego ojca. Kobieta była stara i zdawał sobie
sprawę, że prędzej czy później umrze, lecz nie wiedział, jak uchronić przed tym
okrutnym faktem jedynego syna. Postanowił więc znaleźć dla Yixinga zastępstwo w
postaci dziecka w zbliżonym wieku, z którym Yixing mógłby się bawić. Młody
chłopak nie chciał jednak bawić się z nikim. Pragnął opiekować się starszą
kobietą, która z dnia na dzień wyglądała coraz gorzej. Pewnego dnia wyszedł z
jej pokoju smutny, gdyż przez cały dzień spała, a on miał nadzieję, że opowie
mu jedną z tych wspaniałych historii.
- Yixing.
Chłopiec
zatrzymał się i szybko odwrócił, kłaniając się w pas przed ojcem.
- Tak, tato? - zapytał cicho.
- Nie chcesz pobawić się na dworze?
- zaproponował starszy mężczyzna z wymuszonym uśmiechem. Yixing zerknął w
stronę drzwi, zza których niedawno wyszedł.
- Wolałbym nie…- szepnął, po czym
spuścił głowę. Po chwili jednak uniósł ją wysoko. - Ona umrze, prawda?
Król
nie był pewny, czy odpowiedzieć synowi szczerze. Po chwili namysłu przytaknął.
Yixing westchnął ciężko, kiwając ze zrozumieniem swoją głową, a następnie
posłał ojcu delikatny uśmiech.
- Pójdę już, dobrze tato? - spytał.
Mężczyzna nie powiedział nic, więc chłopiec uznał to za zgodę na odejście. Po
chwili szybko przemierzał korytarze pałacu, by dostać się do swojego pokoju.
Przytulił do piersi ulubiona sowę i zacisnął mocno powieki, powstrzymując łzy.
Zhang
Yixing jest idealny.
Zhang
Yixing jest idealnym człowiekiem.
Idealnym…
Ale
Yixing nie był idealny, kiedy trzymając w ręce ostry nóż, przeciągał nim wzdłuż
swoich chudych ud. Tylko raz. Krew spłynęła na śnieżnobiałą pościel, rujnując
jej idealną czystość. Yixing uśmiechnął się przez łzy, zanim zakrył ranę białym
materiałem, by zatamować krwawienie. To była druga blizna na nodze Yixinga.
Skaza, by pokazać, że Yixing nie jest idealny; że pragnie uwagi, której zawsze
był pozbawiany.
Mając trzynaście lat, Yixing
uwielbiał bawić się w ogrodzie, gdzie po śmierci swojej ukochanej opiekunki
odnalazł nowego przyjaciela. Był to pies ogrodnika, który był ogromny, ale
bardzo przyjazny. Yixing całymi dniami potrafił rzucać mu patyki, biegać za nim
w celu szarpnięcia go za ogon, czy pomagać ogrodnikowi poprzez rozkazywanie psu
by kopał w odpowiednim miejscu. Hun - bo tak się wabił - był prawie metrowym,
białym, pięknym psem, którego jeden z podróżników przywiózł z powrotem z
podróży do Turcji. Gdy był szczeniakiem, wyglądał jak średniej wielkości pies.
Ojciec Yixinga kupił go jeszcze gdy był mały, ale Yixing nie zwracał na niego
tak wielkiej uwagi ze względu na chorą opiekunkę. Teraz Hun był przy Yixingu
przez większość jego dnia, a czasem któryś z lokai zanosił młodego chłopca do
pokoju, kiedy ten zasypiał wtulony w miękkie, poskręcane futro zwierzaka. Hun
jakby awansował z psa ogrodnika na psa młodego księcia. Z czasem młodzieniec
przekonał ojca, by Hun mógł wchodzić do pałacu, co oznaczało, że zwierzę
kończyło śpiąc razem z Yixingiem. Kiedy chłopak wybierał się do miasta, pies
towarzyszył mu jako niezawodny i lojalny ochroniarz.
- Szkoda, że nie umiesz mówić, Hun -
rzekł pewnego dnia Yixing, kiedy siedzieli pod jednym z rozłożystych drzew w
ogrodzie, chroniąc się przed słońcem. Biały pies siedział u boku Yixinga i
dyszał leciutko, kładąc po chwili łeb na kolanach chłopaka. Yixing zatopił swoje
blade, długie palce w miękkiej sierści i podrapał psa za uchem. - Wydaje mi się,
że byłbyś interesującym towarzyszem rozmów – powiedział, klepiąc psa po nosie,
by po chwili zwrócić swoje spojrzenie w stronę zachodzącego słonce. Hun uniósł
delikatnie łeb, nasłuchując. Następnie ziewnął i znów ułożył swój pysk na
kolanach młodzieńca.
- Myślisz, że jak będę do ciebie
mówił, służba pomyśli, że oszalałem? – zapytał, łapiąc pysk Huna w ręce.
Zwierzę zamrugało kilka razy.- Więc nie… - zamyślił się Yixing. Po chwili
ułożył głowę psa z powrotem na poprzednim miejscu i oparł się wygodniej o pień.
- Mogę ci coś opowiedzieć? – zerknął
w dół na psa, który szczeknął cicho, patrząc na twarz młodzieńca swoimi
brązowymi oczami. Yixing uśmiechnął się rozbawiony i jeszcze raz poprawił się, by
usiąść na trawie wygodniej. - W takim razie opowiem ci o kimś ważnym, dobrze? O
mojej opiekunce, która odeszła…- zaczął. Z każdym wypowiedzianym słowem i każdym zakończonym zdaniem, Yixing czuł się
coraz lepiej. Nie miał z kim porozmawiać o stracie ukochanej osoby, dopóki nie
odkrył, że Hun słuchał go. Mimo, iż nie był w stanie go pocieszyć słowami, jego
język zlizujący słone łzy z twarzy Yixinga i miękka sierść, do której wtulał
się chłopiec, by się w końcu uspokoić, zastępowały jakiekolwiek słowa. Lokaj,
odpowiedzialny za odprowadzenie Yixinga do łóżka, czekał niedaleko na koniec
opowieści chłopca. Ciężko przełykał ślinę, powstrzymując łzy. Chłopiec
przytulał się mocno do zwierzęcia, czkając cicho i starając się skończyć.
- I ona umarła- czkawka przerwała mu
ale Yixing nie poddał się. Pociągnął nosem, znów łapiąc w ręce pyszczek
zwierzaka.- Ona odeszła, ale ty mnie wysłuchałeś. Dziękuję ci – powiedział,
uśmiechając się przez łzy. Wtulił policzek w bok łba zwierzaka, wycierając ostatnie
łzy o jego miękkie futro.
- Paniczu… Pora spać – oznajmił
lokaj, stając nad chłopcem. Yixing odsunął się, rękawem ocierając policzki.
Kiwnął głową, po czym znów zwrócił wzrok na Huna i uśmiechnął się.
- Do jutra – wyciągnął rękę. Hun
szczeknął, kładąc swoja wielką łapę na delikatnej dłoni chłopca. Mocno merdał
ogonem, wprawiając w ruch piasek pod nim. Yixing otrzepał kolana i ruszył wraz
z lokajem.
- Blado wyglądasz - rzekł zmartwiony
Yixing, patrząc na lokaja.
- Nic mi nie jest, paniczu. Dziękuję
- odpowiedział mężczyzna z delikatnym uśmiechem.
- Ah… Dobrze. Odpocznij może? –
zaproponował, stojąc już przed swoim pokojem.
- Oczywiście, paniczu. Dobrej nocy –
rzekł, starając się pohamować łzy.
- Tak! Dobranoc - odparł wesoło, znikając
za wielkimi brązowymi drzwiami. Osobisty lokaj Yixinga uważał, że odprowadzenie
młodego panicza do pokoju nigdy nie było takie trudne.
Hun był mądrym psem, więc czasem sam
wychodził poza obrzeża pałacu, ale zawsze wracał. Podczas jednego z takich dni
Yixing czekał na niego w ogrodzie. Chciał pójść na spacer, lecz nie chciał
zabierać ze sobą wielu żołnierzy, a jego ojciec zgodził się na taki spacer pod
warunkiem, że Hun będzie mu towarzyszył. Pies był na tyle duży, że gdy Yixing
kucał, mógł zasłonić swoim ciałem drobną sylwetkę chłopca. Yixing spokojnie
siedział pod swoim ulubionym drzewem z książką na kolanach, czekając. Po
niecałej godzinie czekania usłyszał ciche sapanie, więc uniósł głowę i
uśmiechnął się, dostrzegając Huna wesoło merdającego ogonem tuż przed nim.
- Witaj, przyjacielu – powiedział,
unosząc rękę. Hun zaczekał, jak zwykle posłusznie kładąc łapę na dłoni Yixinga
- Chcesz pójść ze mną na spacer? - zapytał Yixing, nadal siedząc. Pies stanął i
zaszczekał, obracając się dookoła własnej osi. Yixing zaśmiał się. Wstając i
wczepiając palce jednej dłoni w sierść na karku psa, ruszył w stronę jednego z
żołnierzy.
- Czy możesz powiedzieć mojemu ojcu,
że Hun już przyszedł? - spytał. Strażnik skłonił się nisko i wbiegł do pałacu.
Yixing czekał chwilę, aż odpowiedzialny za ochronę Yixinga podczas spacerów żołnierz
wyłoni się z pałacu.
- Paniczu – pokłonił się ponownie.
- Hun już jest. Możemy iść -
powiedział wesoło, odbierając od żołnierza zapomniany przez niego płaszcz.
Szybko założył go i posłusznie podążył za żołnierzem.
Yixing zawsze wybierał się na
spacery na otwartej przestrzeni. Jego ulubione miejsce na spacery było skryte
za wąskim, ale bardzo długim laskiem. Tworzył pewnego rodzaju granicę, która
oddzielała górzyste tereny pokryte licznymi drzewami od tych nizinnych,
zarośniętych jedynie niewielkimi drzewkami i krzewami. Przejście przez lasek
nie zajmowało więcej niż dwadzieścia minut, a kiedy znajdowali się już po
drugiej stronie, wolnej od jakichkolwiek drzew, chłopiec ruszał w stronę
strumienia, wzdłuż którego później spacerowali. Yixing cały czas jedną dłoń
miał zatopioną w białej, poskręcanej sierści psa, a drugą wyciągniętą przed
siebie, by muskać delikatnie opuszkami palców wysoką trawę rosnącą przy brzegu.
Żołnierz kroczył za nimi bardzo blisko, by być w stanie złapać chłopca i ukryć
za swoim ciałem w szybkim tempie. Yixing nie rozmawiał. Czasem zadawał jakieś
pytanie żołnierzowi, który starał się mu odpowiedzieć. Od kiedy spacerował z
Hunem, mówił do niego. Opowiadał o tym, jak bawił się kiedyś w tym samym
miejscu ze swoją opiekunką, albo opowiadał mu fabułę ostatnio przeczytanej
książki. Mówił wszystko, co mu ślina na język przyniosła. Czasem zatrzymywał
się i marszczył nos, odwracając się do żołnierza i pytając, czy to nie dziwne,
że mówi do psa.
- Oczywiście, że nie, paniczu -
zawsze odpowiadał tamten. Faktycznie nie uważał tego za dziwne. Yixing był
samotnym dzieckiem. Każdy potrzebuje się czasem wygadać. Jeśli Yixing nie pytał
o mówienie do psa, to interesowało go, czy żołnierzowi się nie nudzi, czemu
oczywiście ten przeczył. Nie nudziło go słuchanie opowieści chłopca.
Yixing zatrzymał się, dostrzegając
piękny kwiat, rosnący w gąszczu dzikiej, wysokiej trawy. Pochylił się, łapiąc
delikatnie łodygę różowego kwiatka i uśmiechnął się, stukając kwiatem w nos
Huna, który po chwili kichnął donośnie.
- Ładny, prawda? – zapytał, a pies
znów kichnął, co Yixing uznał za zgodę. Yixing wyprostował się bardziej,
wychylając zza cielska psa i dostrzegając jakiś ruch przed nimi.
- Czy to znów sarna? - spytał na
głos. Hun odwrócił się w stronę, w którą patrzył chłopiec i zaczął warczeć.
Żołnierz złapał za broń, a Yixing przechylił tylko głowę. - To tylko sarna,
spokojnie, piesku - powiedział z kojącym uśmiechem, wyciągając rękę w stronę
psa. Zanim jego dłoń zetknęła się z miękkim futrem, pies uniósł się na dwóch łapach,
popychając Yixinga na ziemię. Huk wystrzału zagłuszył krzyk Yixinga. Po chwili
kolejny huk rozniósł się po pustej polanie, a Yixing zobaczył żołnierza
pochylającego się w jego stronę ze zmartwieniem malującym się na twarzy.
- Co się stało? – jęknął, wstając z
pomocą starszego mężczyzny. Kiedy stał już w pionie, rozejrzał się, po czym
krzyknął, padając na kolana. Ruszył na czworaka w stronę ciężko dyszącego psa,
który ledwo trzymał się na nogach, a mimo to nadal warczał. Z jego boku powoli
sączyła się krew. Tak samo powoli płynęły łzy z oczu chłopca.
- Proszę, Hun - szepnął słabo,
widząc jak pies powoli opada z sił. Żołnierz zbliżył się i wziął zwierzę na
ręce, po czym kazał Yixingowi wspiąć się na jego plecy. Obciążony wielkim
cielskiem psa i wątłą sylwetką młodzieńca, ruszył biegiem z powrotem do pałacu.
Przez całą drogę wsłuchiwał się w ciche prośby Yixinga, na swojej szyi czując
jego łzy.
Ogrodnik w pałacu i weterynarz
starali się pomóc Hunowi. Pies przestał krwawić, ale Yixing czuł, że to nie
koniec problemów. Kiedy wszyscy opuścili pokój w którym leżał ranny Hun, Yixing
wślizgnął się do środka, uprzednio sprawdzając, czy nikogo ze służby nie ma
dookoła. Na dużym łóżku spał jego ukochany pies, ciężko oddychając. Yixing znów
poczuł jak do jego oczu napływają łzy. Wdrapał się na materac i przytulił się
delikatnie do psa, który natychmiast się obudził i zaczął niemrawo merdać
ogonem.
- Musimy być cicho, Hun - szepnął
chłopiec, kładąc dłoń na pysku zwierzęcia, kiedy ten zaczął cichutko popiskiwać.
Hun ziewnął tylko, wtulając swój łeb w rękę Yixinga. Chłopiec uśmiechnął się,
układając głowę na poduszce i niezwykle szybko usypiając.
Po kilku minutach stania koło drzwi
za którymi leżeli Hun i Yixing, ojciec chłopca wszedł do środka, trzymając w
rękach gruby koc. Odgarnął z czoła syna roztrzepane, brązowe włosy i pogłaskał
delikatnie Huna, przykrywając ich oboje trzymanym w ręce materiałem. Pokojówka
wkroczyła chwilę za nim i spytała cicho, czy zawołać lokaja.
- Niech już tu śpi. Nic mu nie
będzie - powiedział mężczyzna. Kobieta kiwnęła głową, skłaniając się zanim
opuściła pokój. Mężczyzna niedługo uczynił to samo, zostawiając w pokoju
spokojnie śpiącego Yixinga wraz z powoli tracącym życie Hunem.
Kiedy pierwsze promienie padły na
bladą twarz Yixinga, chłopiec zmarszczył nos i zacisnął mocniej oczy,
przysuwając się bardziej w stronę Huna. Po chwili otworzył szeroko oczy, zdając
sobie sprawę, że ciężki oddech psa nie owiewa jego twarzy. Zerwał się z łóżka,
patrząc chwile na zwierzę i kiedy zdał sobie sprawę, że jego klatka piersiowa
się nie unosi, z jego oczu popłynęły łzy. Lokaj czuwający pod drzwiami od razu
zawiadomił ojca chłopca, a kiedy drzwi od pokoju zostały otwarte, wszyscy
zobaczyli drobnego chłopca, mocno tulącego ciało swojego ukochanego przyjaciela.
Nikt nie szarpał go za ramię, nikt go nie odciągał. Yixing po chwili sam się
uspokoił, pozwalając straży wynieść ciało psa. Yixing wyrwał się z ramion ojca
i wybiegł z pałacu, kierując się w stronę szopy w ogrodzie. Kiedy znalazł tam
łopatę, zaczął kopać głęboki dół niedaleko jego ulubionego drzewa. Straż nawet
bez żadnego polecania zrozumiała, o co chodzi. Mężczyźni zbliżyli się w stronę
ciężko pracującego chłopca. Jedna z pokojówek przyniosła koc, pod którym Yixing
zasnął, z wciąż wtedy żyjącym Hunem. Z pomocą straży owinął ciało psa,
szczelnie zaszywając wszystkie szpary, a kiedy wykończony Yixing upadł na
ziemię, wycierając brudnymi rękami łzy z policzków, spojrzał w stronę ukrytego
pod materiałem ciała zwierzęcia. Straż delikatnie ułożyła ciało w
prowizorycznym grobie, ale Yixing nie zakopał psa. Patrzył w ciszy jak robią to
żołnierze, a wciąż płynące z oczu łzy przemywały jego ubrudzoną twarz.
Yixing nie jadł tego dnia za wiele.
Cały dzień spędził siedząc przed świeżo stworzonym grobem, nożem starając się
wyryć na drewnianej tabliczce wszystko, co chciał, by każdy wiedział o Hunie.
Kiedy skończył, robiło się już ciemno. Było mu niedobrze z głodu i czuł się
słabo, ale ostatkiem sił wbił w ziemię tabliczkę, po czym z pomocą ojca wszedł
do pałacu.
„Hun.
Pies, który był moim
przyjacielem.
Pies, który mnie
słuchał.
Pies, który mnie
pocieszał.
Pies, który mnie
rozumiał.
Pies, który był
odważny i który mnie uratował.
Pies, którego zawsze
będę kochał.”
Yixing nie płakał, kiedy ciężkim
sztyletem po raz trzeci znaczył swoje blade udo szkarłatną szramą. Ta była
dłuższa niż dwie poprzednie i krwawiła trochę dłużej.
Przyciskając
do uda materiał z zeschniętą krwią do rany, chłopiec spojrzał na swoją ulubiona
zabawkę, leżącą niedaleko niego na łóżku. Yixing nadal lubił marchewki i jabłka
tak samo jak sowy. Zacisnął rękę mocniej na ranie, krzywiąc się lekko, kiedy
jego wzrok powędrował na sztylet porzucony na podłodze. Yixing natomiast nie
lubił bólu i krwi. Przymknął delikatnie oczy, odchylając głowę do tyłu, kiedy
do jego nozdrzy dotarł specyficzny zapach krwi. Po policzku spłynęła ostatnia
łza, która zatrzymała się na brodzie i wchłonęła w materiał jego koszuli.
Yixing nienawidził krwi i cierpienia.
Yixing przez kolejne dwa lata
nieprzerwanie o tej samej porze przesiadywał pod drzewem i czytał na głos
książkę. Kiedy kończył czytać dokładnie jeden rozdział, odkładał książkę na bok
i opowiadał o tym, jak mu minął dzień. Potem siedział chwilę w ciszy, zanim
wszedł z powrotem do pałacu.
Piętnastoletni Yixing nie był już
małym, słodkim i uroczym chłopcem. Był wysoki, rysy jego twarzy nabrały
ostrości, mimo tego nie przestawał wydawać się być idealny. Brązowe włosy
opadające lekko na bok nadal były idealnie pofalowane, a jego skóra gładka i
idealnie jasna. Jego uśmiech nadal był idealnie powalający, a dołeczki w
policzkach urocze. Yixing był przystojnym młodzieńcem. Jego ojciec nie
przepadał za wypadami chłopca do miasta. Nie chciał, by zbyt wielu ludzi widziało
młodego dziedzica i zbyt wiele kobiet go oglądało. Mimo iż w tamtych czasach
wiek Yixinga był tym najlepszym na poznanie przyszłej żony, król nie chciał, by
jego syn się spieszył. Sam go nie popędzał, a z resztą uważał, ze żadna kobieta
mieszkająca w pobliskiej wiosce nie jest tą odpowiednią dla jego syna.
Yixing także nie wydawał się być
zainteresowany żadną młodą dziewczyną, z którą miał okazję porozmawiać. Gdy był
małym, sześcioletnim dzieckiem, często bawił się z dziewczynką imieniem MeiLin.
Jego ukochana opiekunka, zawsze kiedy wracali już do pałacu, półżartem mówiła,
że MeiLin mogłaby zostać jego żoną. Mały Yixing wtedy ochoczo przytakiwał głową,
bo dziewczynka była miła, zabawna i bardzo ładna.
Szesnastoletnia MeiLin pracowała w
sklepie razem ze swoją matką. Sprzedawała warzywa. Yixing zawsze przychodził do
niej, jeśli chodziło o takie zakupy. Jego opiekunka kupowała w tym sklepie, więc
i on tak robił. MeiLin nadal była miła i zabawna, ale również i piękna. Przez
znajomość tej dwójki od dzieciństwa po miasteczku roznosiły się plotki, że
młody panicz zapragnie zabrać pewnego dnia MeiLin ze sobą, do pałacu.
Zarówno Yixing, jak i MeiLin dobrze
wiedzieli, że to się nie stanie. Yixing nie kochał MeiLin, a MeiLin uważała
Yixinga za przyjaciela, więc nie przejmowali się rzucanym im spojrzeniom
podczas wymiany kliku zdań, kiedy któraś ze służek pakowała zakupy Yixinga na
jednego z koni. Nie przejmowali się spojrzeniami ludzi, kiedy razem się z
czegoś śmiali.
Yixing
wiedział, że mama MeiLin jest chora, dlatego dziewczyna nie wyjechała z
miasteczka, tak jak kiedyś mu o tym mówiła. Yixing zawsze pytał, czy nie
chciałaby jego pomocy.
- Nic nam nie będzie, Yixing - odpowiadała
z pogodnym uśmiechem, podając mu koszyk zapełniony owocami lub warzywami.
Yixing, jak co roku, musiał opuścić
pałac, by pojechać w odwiedziny do wuja do innego miasta oddalonego o kilka
dni. Nie lubił tam jeździć tylko z powodu długiej podróży. Jego wuj był miłym i
uczynnym człowiekiem i gdyby mieszkał bliżej, Yixing odwiedzałby go zapewne
częściej. Po niecałym tygodniu Yixing powrócił do miasteczka, by usłyszeć
straszną wiadomość. Mianowicie ktoś napadł na miasteczko i zginęło kilka osób,
w tym kilku mieszkańców pałacu i MeiLin. Yixing popędził do miasteczka, by
znaleźć matkę dziewczyny w okropnym stanie. Kobieta nie chciała jeść i nie
słuchała się lekarzy. Yixing poprosił, by robili co w ich mocy, by kobieta
poczuła się lepiej, jednak to nic nie dało i ona sama odeszła, niedługo po
śmierci córki.
Ojciec Yixinga był załamany całą tą
sprawą z napaścią. Kilka pokojówek, które akurat były w mieście i jeszcze jakaś
inna służba zginęli. Do tego słysząc, że ucierpiało dużo mieszkańców, powiadomił
wuja Yixinga o tym i oboje wysłali swoje wojska, by zemścić się za to, co
zrobili w dotąd spokojnym miasteczku. Yixing nie chciał brać w tym udziału.
Cały atak przesiedział w swoim pokoju, przeciągając końcówką ostrego sztyletu
po udzie, by przyozdobić je już czwartą, szkarłatną kreską. Kolejne dni wpatrywał
się w blizny i w świeżą ranę.
Po
dwóch tygodniach do pałacu przyjechały osoby, które miały zająć miejsca
zabitych. Yixing obserwował ich stojąc na schodach prowadzących do holu.
Większość ludzi było dość młodych, ale znajdowało się w tej niewielkiej grupce
kilka starszych mężczyzn i kobiet. Kiedy myślał, że to już wszyscy, przez drzwi
wszedł chłopak w wieku Yixinga, jednak nie wyglądał tak samo jak reszta. Za nim
stała niewysoka, starsza kobieta, która zamknęła za sobą drzwi.
- Pani jest z Korei? - zapytał jeden
z lokai. Kobieta przytaknęła, a on uśmiechnął się lekko, odbierając od niej
walizkę i prowadząc w przeciwną stronę niż podążała cała reszta. Chłopak ruszył
za nimi, po czym rzucił krótkie spojrzenie w stronę Yixinga, szybko jednak znikając
za drzwiami. Książe przechylił w zamyśleniu głowę i ruszył na dwór, zabierając
po drodze książkę, która leżała na stoliku przy schodach. Tym razem ominął
czytanie, kiedy usiadł pod drzewem.
- Dziś przybyła nowa służba, wiesz?
I coś mnie zaskoczyło, Hun. Przyszedł też chłopiec i jest w moim wieku. I wiesz
co jeszcze? - zapytał otwierając książkę na odpowiedniej stronie.- Ma naprawdę
duże i ładne oczy - zaśmiał się cicho, po czym zaczął czytać. Dziś przyszedł
wyjątkowo późno, dlatego słońce zniknęło dużo szybciej niż chciał tego Yixing.
Mimo to uparcie starał się przeczytać rozdział do końca.
- Myślę, że to ci się przyda.
Yixing
wstrzymał oddech, zaskoczony nagłym, nieznanym mu głosem. Zanim jeszcze zdążył
podnieść głowę, zmarszczył brwi nad dziwnym akcentem przybysza. Wszystko jednak
się wyjaśniło kiedy Yixing podniósł głowę, a jego spojrzenie padło na nowo
przybyłego chłopca. W ręku trzymał świecznik ze świecą, której płomień
delikatnie tańczył na wietrze. Yixing uśmiechnął się, wyciągając rękę po
przedmiot.
- Tak, dziękuję – powiedział, kładąc
świecę niedaleko siebie na ziemi.
- Nie sądzisz, że to dobra pora by
skończyć w pałacu?
Yixing
nie mógł przestać się uśmiechać. To, w jaki sposób chłopak mówił po chińsku,
było odrobinę zabawne. Dobrze znał ten język i jeszcze ani razu nie zastanawiał
się nad jakimś słowem, mimo to… Akcent był bardzo zabawny.
- Chciałbym skończyć tutaj, tak jak
zawsze – odparł, nie spuszczając wzroku z zadumanego chłopca. Cały czas patrzył
na tabliczkę, która teraz mocno wbita była w ziemię.
- Ach… Rozumiem – skinął głową. -
Miałem wrócić z tobą, w takim razie poczekam aż skończysz – odwrócił się do
Yixinga bokiem. Choć bardzo tego nie chciał, młody książę wybuchnął śmiechem.
- Jeśli chcesz to usiądź… - Yixing
zamyślił się, patrząc uważnie na chłopca. Nie znał jego imienia. Yixing znał
imiona każdego ze służby, ale skoro był nowy…
- Em… Jestem Kyungsoo – przedstawił
się, a Yixing znów się zaśmiał.- Słucham? - zapytał zaskoczony.
- Twój akcent jest zabawny, Kyungsoo
- rzekł tylko Yixing, przesuwając się, tak by Kyungsoo również mógł się oprzeć
o pień drzewa.
- Tak… Zapewne. Nie jestem z Chin –
wyjaśnił.
- Zauważyłem.
- Jestem…
- Z Korei. Wiem - dokończył z lekkim
uśmiechem Yixing nawet nie patrząc na przybysza.
- Skąd wiesz?
- Słyszałem, jak lokaj pytał zapewne
twoją mamę czy jest z Korei… - powiedział, podnosząc głowę by spojrzeć na
Kyungsoo. - A skoro ona jest, to ty także. – skwitował, po czym uśmiechnął się
i zaczął czytać. Kyungsoo podciągnął kolana pod brodę, wpatrując się uważnie w
prowizoryczny nagrobek Huna. Kiedy Yixing skończył czytać, wstał szybko i biorąc
świeczkę do ręki, zaprowadził Yixinga do pałacu.
- Dobranoc, paniczu - powiedział
cicho. Yixing widział, że był zmęczony. Uśmiechnął się lekko i położył dłoń na
czarnej czuprynie chłopca.
- Dobranoc, Kyungsoo. Odpocznij porządnie
– odrzekł, po czym Kyungsoo po raz ostatni tego dnia zobaczył uśmiech młodego księcia.
Wspominając swój ostatni dom i równie młodego księcia co Yixing, Kyungsoo przez
chwilę stał zaskoczony na korytarzu. Żaden wcześniejszy dziedzic tronu nie był
dla niego miły.
Kyungsoo nie zajmował się niczym
konkretnym. Raz Yixing znalazł go plączącego się po pałacu wraz z jedną z
najstarszych służek. Pomagał jej sprzątać. Kiedy indziej, przechadzając się po
ogrodzie, pracował w pocie czoła razem z ogrodnikiem. Innym razem obsługiwał
gości na przyjęciu, a jeszcze innym pomagał w kuchni. Yixing był odrobinę
rozkojarzony. Jego mama pracowała w pałacu jako pokojówka. Była bardzo miłą i
wiecznie uśmiechniętą kobietą. Zajmowała się piętrem na którym znajdował się
pokój Yixinga, więc chłopak miał sporo okazji by z nią porozmawiać. Kobieta tak
samo jak jej syn umiała bardzo dobrze język chiński, jednak jej akcent był dużo
lepszy od Kyungsoo.
- Kyungsoo uparcie rozmawia ze mną po
koreańsku, kiedy jesteśmy sami. Już dawno nie mówiłam po koreańsku, to pewnie
przez to – powiedziała pewnego dnia, kiedy wycierała kurze z obrazów na
ścianach w holu. Yixing był przyzwyczajony już do tego, że wieczorem, po
czytaniu Hunowi, Kyungsoo przychodził po niego i odprowadzał go do jego pokoju.
Yixing miał wrażenie, że z dnia na dzień chłopak wygląda na jeszcze bardzie zmęczonego
niż pierwszego dnia.
- Nie słuchasz mnie - powiedział
Yixing, widząc wchodzącego do biblioteki Kyungsoo. Nie podniósł jednak głowy
znad czytanej książki.
- Słucham? - zapytał zaskoczony
chłopak.
- Nie słuchasz moich poleceń -
Yixing odłożył książkę, by spojrzeć na Kyungsoo. Młodszy chłopak wyglądał na trochę
przestraszonego. Yixing zaśmiał się cicho.- Nie bój się.
- Ale… Nie rozumiem - odparł młodszy,
miętosząc szmatkę w rękach.
- Pamiętasz, co zawsze ci mówię, kiedy
odprowadzasz mnie wieczorem do pokoju? – spytał, a Kyungsoo pokiwał głową. -
Co? - dopytywał.
- „Odpocznij porządnie, Kyungsoo”-
zacytował chłopak.
- No właśnie. Dlaczego mnie nie
słuchasz? - Kyungsoo skrzywił się.
- Wybacz paniczu, ale nie mam czasu
na odpoczynek – wyjaśnił, wzdychając.
- Widzę. Czemu nie skupisz się na
jednej rzeczy zamiast brać się za wszystkie? - Yixing wstał z krzesła. Zabrał
ze sobą książkę i położył na odpowiednie miejsce na regale.
- Muszę być przydatny – powiedział mniejszy
chłopak, kuląc się trochę pod spojrzeniem Yixinga. Sam książę zmarszczył brwi,
po czym zamyślił się chwilę.
- Gdybyś nie był przydatny, nie
byłoby cię tutaj.
- Ale… W innych miejscach zawsze
mówili mi, że muszę umieć wiele rzeczy-
- Ale teraz jesteś tutaj, Kyungsoo.
Wystarczy, że będziesz umiał jedną – przerwał Yixing, znów stojąc tuż przed przestraszonym
chłopcem.- I przestań się bać, przecież nic ci nie zrobię.
Kyungsoo
pokiwał posłusznie głową
- Teraz musimy się tylko zastanowić,
co mógłbyś robić - stwierdził Yixing, odwracając się w stronę stołu, by po
chwili zasiąść na jednym z krzeseł. Kyungsoo nadal wyglądał na rozkojarzonego.
- Ale miałem…- zaczął, wskazując ręką
w kierunku wszystkich regałów w bibliotece.
- Zajmiemy się tym później –
odrzekł, uśmiechając się do chłopaka. Kyungsoo przytaknął, by po chwili dosiąść
się do młodego księcia i rzetelnie odpowiadać na zadawane przez niego pytania.
Yixing nie słuchał zapewnień
Kyungsoo, że sam posprząta bibliotekę, kiedy skończyli rozmawiać. Kyungsoo na
razie miał pozostać w kuchni i pomagać przy przygotowywaniu posiłków.
- Paniczu, ja naprawdę dam sobie
radę sam - westchnął Kyungsoo, ruszając za Yixingiem w głąb biblioteki.
- Samemu zajmie ci to co najmniej
cały dzień. Mieszkam tu od piętnastu lat i nigdy nie obszedłem jej całej. A
jeśli się zgubisz? - zapytał Yixing, zatrzymując się nagle, by odwrócić się w
stronę służącego. Kyungsoo wyglądał jakby dane było mu widzieć pierwszy raz w
życiu. Nigdy w życiu nie słyszał troski w głosie u swojego pana. Czuł się
dziwnie.
- Kiedy ja sobie poradzę – zapewnił.
Yixing nie wyglądał na przekonanego, dlatego też bez słowa wszedł między regały
z książkami poświęconymi fantastyce.
- Zacznijmy tutaj - powiedział
spokojnie, odbierając od Kyungsoo jedną ze szmatek, by zacząć powoli i w
skupieniu przecierać grube, drewniane półki. Kyungsoo stał chwilę, nadal w
szoku, po czym wzruszył ramionami i zaczął wycierać przeciwległy regał. Między
nimi panowało milczenie.
- Od kiedy jesteś w Chinach? -
zapytał Yixing, stając na palcach, by sięgnąć czwartej półki.
- Od siedmiu lat – odparł Kyungsoo,
podstawiając sobie krzesło.
- A ile masz lat? – dopytywał
Yixing, biorąc przykład z niższego chłopca.
- Trzynaście – odpowiedział i zaraz
kichnął, a Yixing zaśmiał się.
- Na zdrowie – zeskoczył na ziemię.
- Dziękuje... Wychodzisz, paniczu? –
spytał, widząc jak Yixing zbiera rzeczy pozostawione przez nich na stole.
- Nie... Tak... Znaczy… Idziemy do
innego miejsca – wyjaśnił, patrząc na chłopca z dołu.
- Ale jeszcze nie skończyliśmy -
Kyungsoo także zeskoczył z krzesła.
- Jeszcze będzie na to czas - powiedział
Yixing, po czym kładąc rękę na ramieniu Kyungsoo, poprowadził go dalej w głąb
biblioteki.
W miasteczku wszystko zdawało się
powoli wracać o normy. Zniszczone sklepy i domy zostały odbudowane, a konflikt złagodzono.
Kyungsoo w końcu przyzwyczaił się, że pałac należący do rodu Zhang nie jest
taki jak inne. Przywykł do tego, że wszyscy są dla siebie mili, nikt nikogo nie
próbuje wygryźć, a sami pracodawcy są równie mili, co cała reszta. Yixing
czasami wpadał do kuchni niespodziewanie, by zobaczyć jak radzi sobie Kyungsoo
i "ukraść" trochę jedzenia. Yixing nadal wieczory spędził na czytaniu
książki Hunowi i rozmawianiu z nim. Kyungsoo posłusznie czekał niedaleko ze świecą
w ręku, by odprowadzić młodego księcia do jego pokoju.
Yixing nie znosił kiedy padał
deszcz. To wprawiało go w prawdziwą depresję, mimo iż uderzające o szybę krople
deszczu tworzyły kojącą melodię. On każdego takiego dnia bał się, że Hun się na
niego obrazi, że do niego nie przyszedł, a przecież zawsze był. Co wieczór
czytał i rozmawiał z nim.
- Wszystko w porządku, paniczu? - zapytał
Kyungsoo, wchodząc do biblioteki i widząc młodego księcia grającego samego w
szachy. Może i nie samego. Po drugiej stronie szachownicy leżała szmaciana
sowa. Kyungsoo zagryzł wargę, odkładając szmatkę na stół, by usiąść po drugiej
stronie szachownicy.
- Pada… - powiedział beznamiętnie
Yixing, przesuwając jedną z figur. Z tego, co zdążył wywnioskować Kyungsoo patrząc
na szachownicę, młody książę przegrywał z sową.
- Zauważyłem. Książe nie lubi
deszczu?
- Nie lubię tego, że gdy pada nie
mogę wyjść – odpowiedział, ruszając królową zamiast sowy i zbijając swojego
króla. - Ach… Znów przegrałem – stwierdził, po czym odwrócił głowę w stronę
zamyślonego Kyungsoo. - Coś cię martwi?
Kyungsoo
pokręcił głową, a Yixing swoje spojrzenie przeniósł przed siebie. – Chciałbym
przeczytać wszystkie książki, które tutaj się znajdują… Ojciec powiedział, że
musiałbym spędzić tu swoje całe życie, a chyba za późno o tym pomyślałem -
powiedział z delikatnym uśmiechem, lecz mimo tego jego dołeczki w policzkach i
tak były wyraźne. Wstał z krzesła, łapiąc po drodze swoją szmacianą sowę i podrzucił
ją raz w powietrzu, by przenieść nieobecny wzrok znów na okno, za którym był
dobry widok na ulubione drzewo Yixinga i
grób Huna. Westchnął znów ociężale, przyklejając swoje dłonie i nos do szyby, zaczął
cicho mruczeć pod nosem, tak że Kyungsoo nie był w stanie go usłyszeć. Po chwili
do jego uszu doszły ciche słowa w postaci przeprosin młodego księcia.
- Za co książę przeprasza? - zapytał
Kyungsoo, mrugając kilkakrotnie oczami. Yixing jeszcze chwilę stał w poprzednie
pozycji, po czym odwrócił się w stronę Kyungsoo.
- Zawsze czytałem mu wieczorem i
rozmawialiśmy, ale kiedy pada nie mogę wyjść… Jest mi smutno - powiedział tylko
i opuścił bibliotekę, a Kyungsoo miał dziwne wrażenie, że z młodym księciem nie
wszystko jest w porządku.
Wszyscy w miasteczku nie byli
zaskoczeni tym, że nowym przyjacielem Yixinga stał się jego służący. Kyungsoo
stawał się jego towarzyszem do spacerów, zastępując Huna. Kyungsoo chodził z
nim na zakupy, zastępując ukochaną opiekunkę; Kyungsoo wybierał warzywa i
rozprawiał na ich temat zamiast MeiLin; Kyungsoo opiekował się nim, gdy był
chory, całkiem jak mogłaby robić to jego mama. Kyungsoo był praktycznie
wszystkim, czego potrzebował młody książę i Kyungsoo dobrze zdawał sobie z tego
sprawę, nie to, co Yixing. Z biegiem lat zarówno Yixing jak i Kyungsoo stawali
się coraz starsi i coraz to bardziej dojrzali. Ich wygląd zmieniał się. Yixing
był jeszcze bardziej przystojny i zdawał się być jeszcze delikatniejszy, a
Kyungsoo niestety nie urósł tyle co Yixing, ale za to dorównywał mu w urodzie.
Jedna rzecz która nie zmieniła się w Yixing to jego miłość do Huna i pewien
brzydki nawyk, który tylko udowadniał, że słowa pani sprzedającej ubrania rozwodzącej
się nad idealnością Yixinga nie były prawdą.
Yixing po raz kolejny został
znaleziony przez Kyungsoo, kiedy spał pod drzewem z książką nadal mocno ściskaną w
jednej ręce. Spojrzał zaniepokojony na swojego przyjaciela i swojego przyszłego
władcę. Kucnął tuż obok jego głowy, by odgarnąć jego zabrudzone, jasnobrązowe włosy
z czoła i dostrzec na ustach Yixinga delikatny uśmiech. Młodszy chłopak
odwrócił się, by po raz tysięczny przeczytać wyryte na tabliczce słowa.
Rozumiał, że Yixing jako jedynak, do tego wiecznie przez kogoś pilnowany, czuł
się samotnie, dlatego tak bardzo pokochał tego psa. Nie wiedział tylko czemu po
takim czasie jego tęsknota za futrzakiem nie malała. Yixing miał już 17 lat i
był prawie dorosły, a nadal potrafił w czasie obiadu czy innej czynności wyjść
na dwór, by poinformować nieżywego przyjaciela o jakimś przemyśleniu, następnie
kierując się z tym do Kyungsoo, jeśli nie był przy nim akurat obecny. Czasami Kyungsoo
czuł się dziwnie… Trochę jakby pominięty. Yixing z problemem zawsze przychodził
najpierw do Huna. Opowiadał mu o tym i po prostu siedział, czekając aż z
nicości wyłoni się odpowiedź podesłana przez psa. Yixing tak czy siak, po
czasem i trzech godzinach bezczynnego siedzenia pod drzewem, trafiał do
niewielkiego pokoju Kyungsoo, siadał na wygodnym, dużym fotelu i rozmawiał o
tym z przyjacielem. Młodszy chłopak odgarnął swoje czarne włosy, wyciągając z
dłoni Yixinga książkę i chowając ją do kieszeni, a następie posadził księcia,
tak by plecami opierał się o pień drzewa i zarzucił sobie jego ręce na ramiona.
Niósł Yixinga do pokoju. Mimo iż Kyungsoo był dwa lata młodszy, dużo
drobniejszy i teoretycznie słabszy, noszenie Yixinga miał jakby we krwi. Młody książę
miał mocny sen, chociaż nie był śpiochem. To, że za pierwszym razem kiedy
Kyungsoo niósł go do pokoju i upadł razem z nim na ziemię nie obudziło księcia,
na początku przestraszyło Kyungsoo, ale po uspokojeniu przez jednego z lokai z
jego pomocą doniósł chłopaka do pokoju. Teraz miał już wprawę. Lekko
skrzywiony, trzymając Yixinga mocno za uda, wchodził po schodach, bo mimo iż książę
nie był bardzo ciężki, to jednak trochę także ważył. Kyungsoo położył go na
łóżku, ruszając do łazienki, by przynieść suchy ręcznik i wytrzeć zabrudzoną twarz
i włosy księcia. Następnie zdjął mu brudny płaszcz i buty i podciągał tak, by głowa
Yixinga znajdowała się na poduszce i przykrywała go puchata kołdra. Przed
wyjściem zostawiał książkę na półce obok łóżka, z kartką która nigdy nie
zmieniała swojej treści.
„Książę, proszę, nie
śpij na dworze. Przeziębisz się. Kyungsoo.”
Yixing nie lubił, kiedy jego ojciec
wyjeżdżał. Wiązało się to z chwilowym przejęciem władzy, za którą młody książę
nie przepadał. Nie lubił odpowiedzialności za swoje czyny, które miały zawsze
wpływ na innych ludzi, dlatego nigdy nie rozkazywał swojej służbie. Zawsze
prosił. Westchnął, kiedy jego ojciec wraz z eskortą zniknął z jego pola
widzenia. Powoli zapadał wieczór, słońce chyliło się ku horyzontowi, a mimo to
na dworze zdawało się być jeszcze cieplej niż w dzień. Kyungsoo wyszedł z pałacu,
stając kilka kroków za Yixingiem.
- Nie chcę tego - powiedział starszy chłopak, nadal patrząc
przed siebie. Kyungsoo przechylił delikatnie głowę, tak by widzieć profil
Yixinga.
- Czego, paniczu? - zapytał.
- Nie chcę tej władzy - westchnął i
obrócił się. Na jego twarzy tkwił blady uśmiech, jakby wymuszony, wyuczony czy
zwyczajnie już powstały z przyzwyczajenia. Mimo iż Kyungsoo wiedział, że książę
nie uśmiecha się z uczuciem, odwzajemnił gest i łapiąc go delikatnie za przedramię,
pociągnął go w stronę drzewa.
- Przyniosłem książkę –
poinformował, puszczając rękę starszego chłopaka, kiedy ten szedł już na równi
z nim.
- Dziękuję - powiedział tym razem ze szczerym uśmiechem
Yixing, odbierając od przyjaciela niewielki tomik. Kyungsoo położył na ziemi
koc, na którym wspólnie usiedli. W
ciszy, z podkulonymi nogami słuchał, jak Yixing czyta. Jego głos był cichy i
delikatny. Dziś Kyungsoo pomagał w ogrodzie, więc głowa ułożona na kolanach
robiła się coraz cięższa, tak samo jak powieki i nim spostrzegł, jednostajny i
kojący głos Yixinga uśpił go. Podczas snu nadal słyszał jak młody książę czyta,
ale nie widział nic, tylko ciemność, jednak był to miły sen. Yixing po kilku
stronach zauważył, że jego towarzysz odpłynął w krainę snu, ale nie obudził go.
Upewnił się, że Kyungsoo nie spadnie w tej dziwnej pozycji i czytał dalej.
Kiedy skończył, odetchnął i spojrzał na swojego przyjaciela z uśmiechem. Kyungsoo zmienił się odkąd Yixing
zobaczył go pierwszy raz. Było to dwa lata temu i jego oczy były ogromne, całkiem
jak u sowy. Teraz, kiedy trochę urósł, a jego rysy delikatnie się wyostrzyły,
oczy nie wydawały się już tak zabawnie duże. Jego usta były pełne i zdawały się
być bardzo miękkie. Yixing lubił, kiedy Kyungsoo się uśmiechał, jego usta
układały się w kształt serca. Młodszy chłopak uśmiechał się przez sen, a kiedy
Yixing odgarnął mu włosy z czoła, kąciki ust drgnęły, a powieki zacisnęły się
mocniej, by po chwili się uchylić. Pierwsze, co Kyungsoo zauważył to twarz
Yixinga, a dopiero później zdał sobie sprawę, że ręka młodego księcia jest
wplątana w jego włosy. Zamrugał kilka razy. Yixing poczochrał jego i tak
roztrzepane włosy i wstał, wyciągając rękę do Kyungsoo.
- Już późno, chodźmy spać -
powiedział. Kyungsoo pokiwał głową, zabierając koc i w duchu ciesząc się, że na
dworze jest na tyle ciemno, by nie było widać jego rumieńców. Idąc za Yixingiem
do pałacu próbował uspokoić swoje oszalałe serce, które chyba wpadło w jakiś
szok po tym, jak Kyungsoo zrozumiał, że Yixing patrzył na niego kiedy spał.
Dopiero gdy wracał do swojego pokoju po tym, jak odprowadził księcia, pomyślał,
że to może wcale nie był szok. Bo przyjemne mrowienie w miejscu, w którym
Yixing trzymał swoją dłoń nie opuściło Kyungsoo dopóki nie zasnął.
Ojciec Yixinga chorował. Dość często,
ale niezbyt poważnie. Yixing za każdym razem martwił się coraz bardziej. Jego
ojciec nie był już tak młody i silny jak kiedyś, ale był dumnym mężczyzną i nie
pozwalał swojemu synowi przejmować się swoim stanem zdrowia. Mimo to Yixing i
tak się denerwował. Przesiadywał pod drzwiami do sypialni ojca, bo gdyby
starszy mężczyzna zobaczył, że jego syn znów się o niego martwi, na pewno by
wstał z łóżka i nieźle mu nagadał. Duma jego ojca była większa niż wszystko
inne. Kyungsoo wraz z resztą służących także nieczęsto widywała króla.
Mężczyzna pozwalał tylko kilku zaufanym osobom odwiedzać go, a także lekarzowi.
Choroby zazwyczaj kończyły się po kilku dniach, najdłużej po tygodniu. Yixing
za każdym razem wyglądał na bardziej chorego niż jego ojciec.
- Nie denerwuj się, będzie dobrze -
powiedział Kyungsoo, stojąc przy jednym ze stołów i krojąc marchewkę. Yixing
leżał na stole tuż za nim i w odpowiedzi mruknął coś tylko.
- Kyungsoo, gdzie są… Och! Witam
paniczu!
Jedna
z kucharek zatrzymała się w biegu tuż przed leżącym na stole Yixingiem. Chłopak
wyprostował się i uśmiechnął lekko. Kobieta odwzajemniła gest i znów zwróciła
się do Kyungsoo.
- Gdzie są przystawki na dzisiejszy
obiad? - zapytała jakby odrobinę przestraszona. Yixing spojrzał na zegar.
Zbliżała się godzina posiłku.
- Są już od jakiegoś czasu w
spiżarni - odparł chłopak, posyłając zmęczonej kobiecie subtelny uśmiech. Ta
odetchnęła z ulgą.
- Dobrze, że cię mamy – rzekła, po czym zniknęła,
zostawiając za sobą zarumienionego Kyungsoo, który, czując na sobie spojrzenie
księcia, zaczął kroić jeszcze szybciej.
- Mówiłem, że cię tu docenią –
powiedział zadowolony z siebie książę, a Kyungsoo, gdyby nie był służącym, na
pewno uderzyłby go w ramię. Pozostało mu tylko burknięcie czegoś pod nosem, by
następnie wziąć do ręki kolejną marchewkę.
- Zawsze mam rację - stwierdził
Yixing, a jego głos był głośniejszy, co oznaczało, że stał tuż za Kyungsoo.
Zaskoczony tą nagłą bliskością, niższy przycisnął nóż mocniej do deski, a
następnie pisnął cicho. Yixing rozszerzył oczy w szoku i złapał krwawiącą dłoń
Kyungsoo. Nóż okaleczył trzy palce młodszego chłopaka i wystarczyło tylko kilka
sekund, by dłonie Yixinga także zrobiły się czerwone. Kyungsoo nie wiedział, co
się właściwie dzieje, że płacze i że kręci mu się w głowie. Tymczasem Yixing
dobrze wiedział, co robić. Po chwilowym szoku pociągnął Kyungsoo w stronę misy
z wodą i zaczął płukać cały czas krwawiące rany zimną wodą. Kiedy poczuł, że
Kyungsoo osuwa się na dół, objął go jedną ręką w pasie, przyciskając do swojego
boku. Po chwili zaciskał chustę na krwawiących ranach przyjaciela, podczas gdy
zaalarmowana płaczem służka pobiegła po opatrunki. Kyungsoo ciężko oddychał
przez uchylone usta. Jego palce bolały i były odrętwiałe, a z oczu nadal
płynęły łzy. Nie z bólu, ale ze strachu i szoku. Yixing posadził go na krześle,
które niedawno sam zajmował, teraz już całkowicie nie wiedząc, co robić, kiedy
zobaczył łzy Kyungsoo. Wcześniej nie zwrócił na to uwagi. Jedną ręką nadal
tamował krwawienie palców, a drugą objął niższego, przyciskając jego głowę do
swojej klatki piersiowej i gładząc delikatnie po włosach. Służka po chwili
znalazła się w kuchni, a Yixing odsunął się odrobinę od chłopaka.
- No, już spokojnie, Kyung -
powiedziała dziewczyna, owijając bandażem palce młodszego chłopaka. Uśmiechnęła
się do niego. – Dobrze, że książę tu był, ale chyba się przestraszył – wstała z
klęczek, kiedy już zabandażowała palce Kyungsoo. Yixing uśmiechnął się blado.
- Tak, dziękuję ci - dziewczyna
skłoniła się i pobiegła odnieść bandaże na miejsce. Kyungsoo wytarł wierzchem
dłoni łzy z policzków, po czym spojrzał na Yixinga.
- Ja… - zaczął, ale książę
uśmiechnął się tylko szeroko, stawiając go do pionu i mocno przytulając.
- Przestraszyłem się - zakończył za
niego Yixing, mówiąc jednocześnie za siebie. Kyungsoo kiwnął głową, kładąc
niepewnie swoje dłonie na plecach Yixinga, kiedy tamten zaczął lekko gładzić go
po włosach.
- Dzisiaj raczej się tutaj nie
przydasz… Chcesz iść ze mną na spacer? -
zapytał Yixing, odsuwając się od chłopaka. Wytarł kciukiem jedną łzę z jego
brody, a Kyungsoo kiwnął tylko głową na zgodę. Po chwili obaj opuścili pałac,
ruszając w stronę wąskiego lasu.
Kyungsoo zmrużył oczy pod silnym
podmuchem wiatru. Mimo iż było lato, dzisiejszy dzień był wyjątkowo chłodny. Yixing
zdawał się wiedzieć o tym, bo założył dość ciepły płaszcz, a z jego kieszeni
wystawały nawet rękawiczki. Niższy potarł o siebie swoje dłonie, uważając na
świeży bandaż. Przez to, że niedaleko płynęła rzeka, było jeszcze chłodniej.
Yixing trochę odpłynął podczas tego cichego spaceru. Dzisiejszy incydent
odrobinę nim wstrząsnął. Nie chciał widzieć Kyungsoo kiedy płacze i gdy go coś
boli. Wydął dolną wargę zdając sobie sprawę, że musi sprawić, by Kyungsoo już
nigdy nie płakał. Z jego rozmyślań wyrwało go ciche warknięcie niższego
chłopaka. Rozejrzał się dookoła i zobaczył go, klęczącego na ziemi. Jego serce
zabiło szybciej w przestrachu, kiedy szybko podbiegł do niższego. Kyungsoo
potknął się o kamień. Yixing odetchnął z uśmiechem.
- Dzisiaj chyba powinieneś po prostu
siedzieć w pałacu, Soo - powiedział Yixing, pomagając wstać przyjacielowi.
Kyungsoo westchnął lekko, wycierając swoje spodnie, a następnie odwrócił wzrok,
widząc jak krew przebija się przez bandaże.
- Też tak myślę – odparł, prostując
się. Posłał uśmiech w stronę Yixinga, obejmując się ramionami. Yixing odwiązał
sporej wielkości chustę, którą kupił od jakiegoś sprzedawcy z Turcji i złapał
Kyungsoo za cienki płaszcz, przyciągając do siebie. Zaskoczony chłopak otworzył
szerzej oczy, od razu rumieniąc się jeszcze bardziej. Jego policzki nie były
już czerwone tylko z zimna, ale i z gorąca. Yixing obwiązał szyję przyjaciela
chustą i przycisnął do swojej piersi w przypływie jakiegoś dziwnego uczucia.
- Musisz na siebie uważać, wiesz?
Nie chcę, żeby coś ci się stało, Soo - powiedział cicho. Tak cicho, że bał się,
iż Kyungsoo go nie usłyszy. Ale Kyungsoo słyszał go doskonale. Zacisnął
zmarznięte dłonie na płaszczu Yixinga i wypuścił ciężko powietrze.
- Dobrze - mruknął cicho.
- I…jeśli będziesz miał jakiś
problem…przyjdziesz do mnie, dobrze? – zapytał jeszcze ciszej. Kyungsoo był dla
niego ważny, nie chciał go stracić i teraz, stojąc tak na chłodzie, zdał sobie
z tego sprawę.
- Dobrze - powtórzył chłopak.
- Obiecaj mi - rzekł z poważną miną
Yixing, kładąc swoje ciepłe dłonie na zmarzniętych policzkach Kyungsoo.
- Obiecuję – odparł cicho Kyungsoo.
Yixing posłał mu promienny uśmiech, po czym wyciągnął z kieszeni płaszcza
rękawiczki i podał mu je. Kiedy Kyungsoo był zajęty zakładaniem rękawiczek,
Yixing podciągnął chustę na jego szyi, tak że dosięgała zmarzniętego nosa
chłopaka. Kyungsoo spojrzał na niego zaskoczony.
- Uroczy – stwierdził, a młodszy
chłopak zarumienił się i mruknął pod nosem coś o tym, żeby już wracali. Złapał
Yixinga za rękę, ciągnąc go za sobą z powrotem do zamku.
Kyungsoo i Yixing zdawali się być
sobie bliżsi z dnia na dzień. Yixing przeniósł pokój Kyungsoo naprzeciw swojego,
by nie musieć zbiegać schodami na parter i szukać tam przyjaciela. Tak jak
obiecał młodszy, przychodził do księcia gdy tylko miał jakiś problem. Błahy czy
też nie. Mama Kyungsoo każdego dnia dziękowała Yixingowi, że tak dobrze zajmuje
się jej synem. Kobieta była bardzo zajęta opieką nad ojcem Yixinga. Starszy
mężczyzna, widocznie tak samo jak jego syn, wiedział komu ma zaufać. Kiedy
Yixing miał osiemnaście lat, a Kyungsoo szesnaście, tego roku jesień była
bardzo ulewna. Praktycznie codziennie padał deszcz i mimo iż pałac był
bezpieczny, bo powódź go nie dosięgnie - w końcu umiejscowiony jest na wzgórzu -
to Yixing i jego ojciec martwili się o mieszkańców miasta. Król kazał wykopać
rowy, które sprowadzały wodę z ulew do płynących dookoła miasteczka rzek, które
od zawsze były płytkie. Także stara wykopana dziura, w której miał powstać
chyba jakiś sklep, została zamieniona w zbiornik deszczówki. Ulewy oznaczały
także odstęp od codziennej rutyny czytania przy grobie Huna. Na samym początku
Yixing dobrze to znosił, ale Kyungsoo i tak zdawał się bardzo martwić. Dopiero
po dwóch tygodniach młody książę przestał wychodzić z pokoju, bo twierdził, że
i tak nie ma po co. To trochę bolało Kyungsoo. Zawsze myślał, że Yixing lubi
to, że gdy wstaje, Kyungsoo czeka na niego na korytarzu. Westchnął ciężko,
ignorując ból w klatce piersiowej i usiadł obok przyjaciela leżącego na łóżku. Yixing
prawie całkowicie był zakopany w pościeli, widać było tylko jego brązowe włosy.
- Proszę, paniczu, musisz coś jeść -
powiedział zdenerwowany tą sytuacją młodszy chłopak. Martwił się bardzo. Nie
chciał, by Yixing chorował, nie jadł czy odstawał w jakikolwiek sposób od normy
zdrowego nastolatka.
- Nie chcę, Soo - mruknął
niewyraźnie w poduszkę, nawet nie otwierając oczu. Kyungsoo wydał z siebie
jakiś nieartykułowany dźwięk, który mógł oznaczać złość i frustrację, po czym
wyszedł z sypialni księcia, głośno zamykając za sobą drzwi. Jednak nawet to nie
było w stanie wyciągnąć z łóżka Yixinga. Dopiero pod wieczór, kiedy zaczęło mu
niemiłosiernie burczeć w brzuchu, wygrzebał się z kołdry i wystawiając głowę
zza drzwi, rozejrzał się po ciemnym korytarzu. Zszedł cicho po schodach, by
dostrzec światło w kuchni. Wiedząc kto jest w środku, jak najciszej się dało
usiadł przy stole, obserwując Kyungsoo czytającego jakąś książkę kucharską.
Yixinga zdradziło głośne burczenie jego własnego brzucha. Kyungsoo odwrócił wzrok
od książki i Yixing nie był pewny, ale chyba dostrzegł w jego spojrzeniu lekki
smutek, kiedy chłopak ruszył do spiżarni, by przynieść mu coś do jedzenia.
Yixing przygryzł dolną wargę, wstając z krzesła.
- Jest zimne, ale jeśli chcesz to- -
zaczął, ale Yixing przerwał mu, miażdżąc go w uścisku.
- Przepraszam - powiedział cicho,
owiewając ciepłym oddechem szyję Kyungsoo. Chłopak westchnął i uśmiechnął się
słabo, klepiąc go po plecach.
- To nic. Zjedz – poprosił, kładąc
jedzenie na stole. Yixing uczynił tak jak powiedział Kyungsoo, a po chwili obaj
wracali już do swoich pokoi, cicho rozmawiając, by nie obudzić nikogo, kto mógł
już spać w pałacu.
Pod koniec jesieni deszcz zaczął
coraz częściej zmieniać się w śnieg, jednak Yixing nadal nie mógł wychodzić na
dwór i czytać. Kyungsoo widział, że go to męczy i czasem nie wiedział, co
takiego robił książę, że sprawiał wrażenie, że wszystko jest dobrze, by
następnego dnia znów nie chcieć wyjść z łóżka. Akurat tego dnia śnieg prószył
nieustannie, jednak był to delikatny deszcz białych płatków. Kyungsoo pomyślał,
że zabierze księcia na dwór pod warunkiem, że ten zechce ubrać się ciepło i nie
przeczyta całego, tylko połowę rozdziału. Z tym wręcz idealnym pomysłem
Kyungsoo zapukał do drzwi sypialni Yixinga, by po zgodzie na wejście zajrzeć do
środka. Książę jak zwykle siedział przy oknie i chyba przeklinał śnieg.
- Paniczu… Wpadłem na pewien pomysł -
powiedział Kyungsoo. Yixing odwrócił się, by spojrzeć na uradowaną twarz
Kyungsoo, co oczywiście go zaskoczyło. Sam Kyungsoo nie wiedział, czemu się tak
cieszył, ale lubił sprawiać przyjemność swojemu przyjacielowi.
- Jaki? - zapytał starszy chłopak.
- Możemy wyjść na dwór, ale pod
kilkoma warunkami - zastrzegł Kyungsoo, widząc już zadowolenie malujące się na
twarzy Yixinga. – Książę ubierze się ciepło i przeczyta tylko połowę rozdziału -
Yixing zagryzł delikatnie wargę, ale kiwnął głową.
- Dobrze. W takim razie poczekaj
chwilę - powiedział zadowolony, ruszając w stronę garderoby. Kyungsoo zaśmiał
się cicho, odwracając akurat w momencie, kiedy Yixing zdejmował swoją koszulę.
Chłopak uchylił usta. Na jego policzki wystąpiły najpierw rumieńce wstydu, by
następnie zastąpić je tymi złości. Blade, umięśnione plecy Yixinga sprawiły, że
usta Kyungsoo się uchyliły, ale to liczne blizny na jego biodrach odjęły
Kyungsoo mowę. Miał ochotę krzyczeć, ale przecież nie mógł. Niektóre z nich
były stare, a niektóre może z przed kilku dni. Kiedy Yixing zniknął w
garderobie i wrócił już całkowicie ubrany, zastał przerażonego i rozgniewanego
przyjaciela.
- Coś się stało, Soo? - zapytał
zaskoczony, poprawiając koszulę. Kyungsoo bez słowa pokonał dzielącą ich
przestrzeń i mimo sprzeciwów księcia, uniósł materiał koszuli, by palcami
dotknąć licznych blizn, niczym zadrapania.
- Co to jest? - spytał
rozwścieczony. Yixing spanikował. Odepchnął od siebie Kyungsoo, który zdawał się wpaść w szał. W jego
oczach znów pokazały się łzy wściekłości i smutku, a Yixing zaczął kręcić
głową.
- Proszę, Kyungsoo, nie płacz.
Kyungsoo… – zaczął, zbliżając się do przyjaciela i nie pragnąc niczego, prócz
cofnięcia czasu na te kilka minut, tak by jego przyjaciel nie zobaczył blizn, które
sam sobie robił. Kyungsoo, z każdym krokiem wykonanym przez Yixinga w jego
stronę, cofał się. Nie trwało to długo, kiedy wściekły, z łzami spływającymi po
policzkach, opierał się o parapet okna, wbijając swoje rozwścieczone spojrzenie
w spanikowanego Yixinga.
- Błagam, Soo, nie płacz - zaczął
znów Yixing, przykładając swoją dłoń do policzka przyjaciela. Kyungsoo
odepchnął ją, znów podciągając koszulę księcia.
- Co to jest? - warknął. Yixing
powoli opuścił materiał.
- Przepraszam. Kiedy nie mogłem
czytać Hunowi, drapałem się do krwi i czułem się lepiej… Jakby z krwią wypływała cała moja złość,
smutek i frustracja - przyznał cicho
chłopak, spuszczając głowę. Kiedy ją podniósł, zobaczył tylko przerażone i
nadal wściekłe spojrzenie przyjaciela.
- Więc… Chcesz mi powiedzieć, że
robisz to za każdym razem, kiedy nie możesz czytać psu? – zapytał, ciężko
oddychając. Yixing przytaknął. Kyungsoo wydał gardłowy dźwięk, łapiąc się za
włosy i odpychając na bok Yixinga. - Nie możesz robić sobie krzywdy przez to,
że nie jesteś w stanie przeczytać głupiej książki nieżywemu psu, Yixing! On nie
żyje i to jest pies! Pies, rozumiesz to?! - krzyknął zdenerwowany, kopiąc
szafkę na której stała drewniana ramka z rysunkiem Yixinga i Huna.
-
Hun był moim przyjacielem - powiedział twardo Yixing.
- Był, Yixing, był, słyszysz! On już
nie żyje, nie rozumie i nie słyszy tego, co czytasz! - wrzasnął. Z jednej strony
Kyungsoo czuł się dziwnie, zwracając się do swojego pana po imieniu, ale z
drugiej strony… Był to jego przyjaciel, ponadto był wściekły i smutny, że
kaleczy się przez coś takiego.
- Ty nic nie rozumiesz! Nie miałem
przed nim nikogo, wiesz?! - odkrzyknął zdenerwowany.
- Ale teraz masz! Masz mnie i wolisz
zdechłego psa zamiast mnie! - krzyknął Kyungsoo, łapiąc w rękę ramkę i rzucił
ją na ziemie, tak że popękało drewno. Chłopcy patrzyli na siebie w ciszy.
Yixing był wściekły. Chyba nigdy nie był tak zły. Kyungsoo powiedział tyle rzeczy
i najgorsze dla niego było to, że to wszystko było prawdą. Hun był psem. Psy
nie rozumieją za dużo. Hun nie żyje i Yixing ma teraz Kyungsoo, dlatego Hun
powinien przestać go tak obchodzić.
- Jesteś głupi. Boże, jak ja mogłem
tego nie zauważyć - powiedział w końcu Kyungsoo, kucając i mocno zaciskając
dłonie na swoich włosach. Yixing wziął kilka płytkich oddechów i podszedł do
kucającego chłopaka, stawiając go do pionu. Uniósł jego głowę, tak by mógł
patrzeć w oczy młodszego.
- Przepraszam. Masz rację. Wszystko,
co powiedziałeś to prawda. Ja… Przywiązałem się do tego psa, był moim
przyjacielem, nigdy nie miałem kogoś takiego jak ty. Uważałem, że powinienem
nadal spotykać się z Hunem, że mnie za to znienawidzi, ale przecież on nie żyje,
a ty żyjesz … Przepraszam cię. Błagam, Kyungsoo, nie płacz. Nienawidzę, kiedy
płaczesz i przepraszam, że jestem taki głupi. Już nigdy tego nie zrobię,
obiecuję… - zarzekał się Yixing, patrząc
przestraszony w oczy swojego przyjaciela. Uścisk jego dłoni na twarzy Kyungsoo
stał się silniejszy, przez co mniejszy chłopak złapał go za dłonie, poluźniając
uścisk.
- A co, jeśli znów to zrobisz, bo
zapomnisz? To jest złe, nie możesz tego robić - powiedział Kyungsoo, odsuwając
się. Yixing złapał go za rękę, przyciągając z powrotem na miejsce, w którym
stał wcześniej.
- Nie, nie zrobię tego. Będziesz
płakał, prawda? – zapytał, a Kyungsoo kiwnął głową.- Nie chcę widzieć jak
płaczesz, nienawidzę tego. Nie wiem, jak się zachowywać. Nie miałem przyjaciela
takiego jak ty, nie czułem takich rzeczy jak przy tobie, ale nie zrobię tego,
bo nie chcę widzieć, że jesteś smutny - powiedział. Kyungsoo pokiwał głową,
pociągając lekko nosem.
- Wierzę ci.
- Naprawdę? - upewnił się Yixing,
dalej patrząc uważnie w oczy przyjaciela. Kyungsoo zaśmiał się.
- Tak - potwierdził. Yixing
uśmiechnął się i bez zastanowienia złożył na kształtnych ustach Kyungsoo
delikatny pocałunek. Mniejszy chłopak otworzył zaskoczony oczy, po czym
zacisnął je mocno, nie mogąc uwierzyć w to, co się dzieje. Stali po środku
zdewastowanego pokoju młodego księcia, który właśnie składał subtelne pocałunki
na ustach swojego przyjaciela i jednocześnie służącego.
Yixing nie wiedział co czuje. Długo
nie zdawał sobie sprawy, że Kyungsoo nie jest już dla niego przyjacielem. Jest
kimś ważniejszym. Kimś, dla kogo był w stanie zrezygnować z jedynego i
pierwszego przyjaciela na rzecz braku łez w pięknych oczach Kyungsoo. Był kimś,
dla kogo przestał okaleczać swoje biodra. Był kimś, dla kogo Yixing wstawał rano.
Kyungsoo wiedział co czuje, ale bał się. Był służącym, nie powinien czuć takich
emocji do swojego pana. Ale czuł. Nie był od niego dużo młodszy, więc to, że
byli przyjaciółmi wystarczało mu. Kiedy Yixing go pocałował, Kyungsoo pomyślał,
że szybko się z tego wykręci, ale nie
zrobił tego. Książę przytulał go i nigdy nie powiedział, że żałuje, iż na te
kilka sekund złączył ze sobą ich usta. I to wystarczyło, by Kyungsoo był
szczęśliwy, nawet jeśli Yixing nie pocałował go już nigdy więcej.
Zima przeszła bez przeszkód.
Kyungsoo codziennie sprawdzał, czy na biodrach Yixinga nie pojawiły się świeże
blizny i na szczęście tak nie było. Wiosna przyniosła ze sobą świetną pogodę,
ale też i smutne wieści. Ojciec Yixinga zachorował tym razem bardzo poważnie.
Jego choroba trwała już jakiś czas. Przez ten czas Yixing stał się już
pełnoletni i jako dziewiętnastolatek był w stanie objąć tron, czego bardzo nie
chciał. Bał się. Kyungsoo zawsze był przy nim, by uspokoić go i powiedzieć, że
jego ojciec wyzdrowieje, a jeśli nawet nie, to na pewno Yixing da sobie radę.
Książę oczywiście mu wierzył i miał nadzieję, że Kyungsoo go nie zostawi w
takich trudnych momentach.
Gdy znów nadeszło lato, ojciec
zawołał swojego syna do sypialni, której nie opuścił od dłuższego czasu.
- Ojcze - Yixing padł na kolana przy
łóżku mężczyzny, kładąc swoją drżącą dłoń na bladej dłoni ojca.
- Yixing… Jesteś już dorosłym
mężczyzną… Jestem z ciebie dumny - powiedział starszy ze słabym uśmiechem. Mimo
jego marnego stanu, jego uśmiech nadal był tak promienny jak Yixinga i w jego
policzku również ukazywał się delikatny dołeczek. Matka Kyungsoo stała
niedaleko, jakby asekuracyjnie.
- Jak się czujesz? - zapytał chłopak,
ściskając dłoń na ręce ojca.
- Źle…. Nie będę ci kłamał – odparł
mężczyzna, biorąc głęboki wdech. - Zarówno ty, jak i ja dobrze zdajemy sobie
sprawę, że moje życie ma się ku końcowi. Chciałbym, żebyś przejął za mnie tron…
Bądź dobrym królem i pamiętaj, że nie musisz mieć żony… Nie jestem moim bratem
by kazać ci się żenić, ale pamiętaj, że posiadanie potomstwa to naprawdę
cudowna rzecz – powiedział, posyłając synowi blady uśmiech. Yixing wytarł łzy i
pokiwał głową na słowa ojca.
- Będę dobrym królem, obiecuję -
odrzekł łamiącym się głosem. Jego ojciec przytaknął.
- Idź już. I bądź dobrym królem -
powtórzył znów. Matka Kyungsoo podeszła do króla, by przyłożyć do jego czoła
zimny okład. Yixing opuścił sypialnię, opierając się o ścianę obok i ukucnął,
chowając głowę między kolana. Odetchnął kilka razy, po czym podskoczył, czując
na swoim ramieniu delikatny dotyk. Kyungsoo uśmiechnął się do niego
współczująco.
- Zjedzmy coś - zaproponował. Yixing
przytaknął. Trzymając rękę Kyungsoo, ruszył za nim do kuchni. W czasie gdy
dwójka jadła w ciszy, matka Kyungsoo wpadła do pomieszczenia.
- Król odszedł – powiedziała, a po
jej policzkach zaczęły spływać łzy. Yixing wypuścił z ręki widelec.
- To niemożliwe, przed chwilą z nim
rozmawiałem… - szepnął, odpychając kobietę, by wbiec do góry. Kyungsoo
sprawdził, czy z jego matką jest wszystko dobrze i sam ruszył w ślad za
księciem. A raczej nowym królem. Yixing wpadł do sypialni, gdzie lekarz właśnie
ostatni raz sprawdzał stan jego ojca, by następnie stwierdzić zgon. Yixing
zachwiał się i gdyby nie Kyungsoo, upadłby na ziemię.
- Chodź – rzekł młodszy, ciągnąc go
do sypialni. Kiedy Kyungsoo i Yixing byli już w środku, Kyungsoo zamknął za
sobą drzwi, opierając się o nie. Yixing stał do niego tyłem i Kyungsoo widział,
że płacze. Jego ramiona unosiły się łagodnie. Młodszy podszedł do Yixinga i
przytulił się do jego pleców.
- Nie płacz. Będzie dobrze. Wierzę w
ciebie, dasz sobie radę – powtarzał Kyungsoo. Yixing tylko pokiwał głową, zasłaniając
swoją twarz dłońmi.
Pogrzeb nie trwał długo. Yixing nie
chciał stać przed grobem swojego ojca, gdzie mieszkańcy miasteczka składali mu
kondolencje, jednocześnie mówiąc, iż będą szczęśliwi mając takiego króla jak
on. Yixing nie był pewny, czy będą tacy szczęśliwi, bał się. Bał się tej władzy,
którą miał posiąść; którą właściwie już posiadał. Nie chciał jej. Chciał
zamienić się z ojcem ciałami tak, by to on umarł, a jego ojciec mógł żyć
jeszcze długo i rządzić uczciwie. Kyungsoo pociągnął go za rękaw koszuli, sygnalizując,
że powinni już wracać. Pokiwał głową i ruszył z chłopakiem w stronę zamku. Gdy
był już w środku poprosił, by nikt mu nie przeszkadzał, nawet Kyungsoo. Szczelnie
zamknął drzwi swojej sypialni. Klęknął przed swoim łóżkiem, by wyciągnąć spod
niego pudełko, w którym trzymał zakrwawione chusty i sztylet. Położył je na
łóżku, zdejmując z niego pościel, po czym usiadł na środku i zdjął spodnie.
Ułożył jedną z chust pod już oznaczone czterema bliznami udo, by następnie
drugą ścisnąć w lewej ręce, a do prawej wziąć sztylet. Wzdrygnął się, czując
chłód stalowego ostrza, a potem zamknął oczy, powoli kreśląc najdłuższą,
krwistą linię. Rana nie była głęboka, lecz krwawiła obficie. Yixing przycisnął
do swojego uda chustę, po czym przymknął zmęczony oczy. Nie wiedział nawet
kiedy zasnął.
Kyungsoo martwił się. Yixing
siedział w swojej sypialny już ponad dwie godziny. Potarł o siebie dłonie,
patrząc zaniepokojony w stronę schodów. Bał się, że Yixing znów mógł zrobić coś
głupiego. Znów się okaleczyć. Poklepał swoją matkę po plecach, informując, że
idzie sprawdzić co z nowym królem, po czym szybko pokonał schody. Stanął przed
drzwiami do sypialny Yixinga i zapukał, czekając chwilę na odpowiedź, która
jednak nie nadeszła. Przełknął ciężko ślinę, tworząc w głowie najgorsze
scenariusze i nacisnął klamkę. Wcisnął w szparę głowę, by następnie puścić
drzwi, które otworzyły się szerzej. Kyungsoo złapał się framugi, przykładając
drugą dłoń do czoła, by uchronić się przed nagłymi zawrotami głowy. Przyłożył
dłonie do oczu mając nadzieję, że to tylko sen, ale kiedy odciągnął je od twarzy,
sceneria nie zmieniła się. Yixing nadal leżał na łóżku nieprzytomny i z
zakrwawionym udem. Jego oddech stał się płytki, na chwiejnych nogach podszedł
do chłopaka, przykładając ucho do jego piersi. Po chwili usłyszał lekkie bicie
serca chłopaka. Poczuł zalewającą jego serce ulgę, po czym przyłożył swoje
czoło do ramienia króla, przymykając oczy i starając się uspokoić swój oddech.
Kiedy ponownie uchylił powieki spostrzegł, że Yixing na udzie nie miał tylko
tej jednej rany. Były tam jeszcze cztery inne blizny. Odsunął się, marszcząc brwi
i czując napływającą złość, oraz zalewający jego ciało zawód. Był zły i chciał
uderzyć Yixinga, ale ten był nieprzytomny. Jego spojrzenie padło na sztylet,
który nadal w swojej dłoni trzymał Yixing. Właściwie nawet bez zastanawiania
obszedł duże łoże Yixinga, usadawiając się obok nieprzytomnego i zsuwając
spodnie ze swoich ud. Wyszarpnął gwałtownie sztylet z ręki chłopaka i spojrzał
z bólem w oczach na spokojną twarz Yixinga. Była równie piękna co zawsze, nawet
jeśli na policzku widniała malutka plama krwi, którą Kyungsoo szybko wytarł.
Mimo iż był wściekły na młodego króla, jego gesty nadal były delikatne. Wziął
do ręki zakrwawioną chustę, i dalej targany emocjami, przyciskał sztylet do
swojego bladego uda. Ból uderzył w niego niespodziewanie. Wziął krótki wdech.
Chciał cofnąć swoją pochopną decyzję. Spanikowany szarpnął sztyletem, ale to
tylko pogorszyło sprawę. Rana nie tylko była głęboka, ale i bardzo długa.
Kyungsoo jęknął cicho z bólu, przyciskając chustę do uda i mając nadzieję, że
krwawienie ustąpi tak samo jak u Yixinga i kiedy tamten się obudzi, będzie mógł
mu powiedzieć, co sobie przez niego zrobił. W
głębi duszy wiedział, że to się tak nie skończy. Czuł, że jego powieki stają się
ciężkie, tak samo jak oddychanie. Po chwili jego głowa opadła na ramię, a ręka
poluźniła uścisk na chuście, pozwalając by krew z rany swobodnie brudziła
pościel na łóżku.
Yixing uchylił powieki, zaskoczony
swoim snem. Śmierć jego ojca bardzo go zmęczyła, zazwyczaj nie zasypiał po
zrobieniu tego. Czuł się jednak dziwnie nieswojo, jakby ktoś był obok. Chwilę
zajęło mu wybudzenie się całkowicie ze snu. Spojrzał na swoją ranę, krzywiąc
się. Uświadomił sobie jednak, że krew, która moczyła jego udo na pewno nie była
jego. Przestraszony obrócił głowę w bok, a krzyk ugrzązł mu w gardle. Kyungsoo
leżał tuż obok niego, a z głębokiej i dwa razy dłuższej rany od tej Yixinga
leciała krew. To krew Kyungsoo sprawiła, że Yixing słyszał ciche stukanie.
Kapała z prześcieradła na drewniany parkiet podłogi. To krew Kyungsoo brudziła
jego ciało. Yixing przysunął się, przykładając swoje ucho do klatki piersiowej
Kyungsoo, słysząc jedynie szalone bicie własnego serca. Nie wiedział, ile czasu
przykładał ucho do piersi chłopaka, ale kiedy w końcu dotarło do niego, że
słyszy jedynie bicie własnego serca… Z jego policzków zaczęły płynąć
niekontrolowane łzy. Jego ręce były
całe w krwi Kyungsoo, kiedy starał się powstrzymać krwawienie, które i tak już
dawno ustąpiło. Złapał Kyungsoo za ramiona i wciągnął jego ciało na swoje
kolana. Przytulił go mocno, kiwając się na boki i szepcząc cicho do ucha, że
wszystko będzie dobrze, że jeśli się nie obudzi, to przegapi kolacje. Łzy z
jego oczu dławiły go podczas gdy mówił. Nie wiedział, co ma za sobą zrobić.
Potrząsnął jeszcze raz ciałem nieżywego chłopaka, wydając z gardła krzyk
rozpaczy. Całował zsiniałe już usta Kyungsoo błagając, by ten się obudził, by
go nie zostawiał, bo nie da sobie rady sam. Przyrzekał, że to ostatni raz, że
już nigdy więcej. Próbował nawet rozśmieszyć Kyungsoo jakimś głupim tekstem,
ale ten nie zareagował. Przecież Kyungsoo nie żył. Nie zaśmieje się, nie uderzy
go i nie powie, że wszystko w porządku.
Kiedy służba znalazła się w jego
sypialni, Yixing przyciskał czoło do czoła Kyungsoo i szeptał, że naprawdę go
kocha, że nie może go teraz zostawić. Matka Kyungsoo przyszła jako ostatnia.
Powtarzała, że to musi być żart; tak samo, jak Yixing mówił niedawno. Nie
chciała w to uwierzyć, tak jak Yixing. Kiedy zdała sobie sprawę, że to prawda,
jej nogi odmówiły posłuszeństwa i padła na kolana, na środku sypialni młodego
króla, przeklinając Boga, że zabrał jej jedynego syna. Yixing nie słyszał
błagań kobiety, nie słyszał spanikowanych głosów. Słyszał tylko swoje szeptanie
i błagania. Widział tylko spokojną twarz Kyungsoo. Zanim zabrali nieżywego
Kyungsoo, mocno przycisnął swoje usta do pełnych warg przyjaciela, mając
nadzieję, że tak jak w bajcie, pocałunek obudzi Kyungsoo. Nic to jednak nie
dało, Kyungsoo opadł niczym lalka na łóżko, kiedy ręce Yixinga nie miały już
siły, by utrzymać jego ciało. Widok jednego z lokai niosącego nieżywe ciało
sprawiał, że Yixing poczuł mdłości. Zemdlał, pragnąc nie budzić się już w
ogóle. Pozostał sam… Bez przyjaciela…. Bez ukochanej osoby.
Jeszcze raz wszystkiego najlepszego~!
Notka Tutaj
Do zobaczenia~!
G.G
z początku nie mogłam się przekonać ze względu na pairing, ale opowiadanie naprawdę świetne ;;;
OdpowiedzUsuńO mamciu!
OdpowiedzUsuńMoże pairing nie bardzo mi się widzi, bo jednak inne wygrywają, to fabuła wykrywa wszystko. Zaskoczyłaś mnie zakończeniem, szczerze mówiąc spodziewałam się czegoś innego, chociaż doskonale wiem, że zapowiadało się na dramat. Mimo wszystko podoba mi się. Postać Yixinga jako przeklętego księcia jest ciekawa, chociaż bardzo mi go szkoda. Nie potrafię tylko pojąć dlaczego wciąż był tak ślepy i odrzucał Soo.
Pozostaje mi czekać na kolejną historię i życzyć dużo weny :)
Gomi... Dorwałam się do kompa. Także stwierdziłam, że zacznę od komentarza do opowiadania. Jak mi opowiadałaś w M1 o fabule, o Lay'u, ile się naczytałaś i naszukałaś. Omo~. Nie mogłam się doczekać tego opowiadania. Ludzie, co tam pairing. Błagam, pairing to tylko dopasowanie osobami do charakterów. W sumie nie czytałam nic z tym pairingiem i nawet nie wiedziałam, że jest, ale w sumie w EXO to każdy z każdym ;P. Ja tam nie mam żadnych barier, jeśli chodzi o czytanie opowiadań tylko z takim pairingiem, bo ten shippuję, a inny odpada. Liczy się fabuła. Co u Ciebie, jak zwykle nie zawodzi, bo każdy fick lepszy od drugiego. Gomi napisała angsta, dramat, nie smut, nie fluff. Ale jaki mistrzowski. Nieziemski, serio. Kocham tego typu ficki. Po przeczytaniu tego ff siedziałam i ogarniałam wszystko w głowie jeszcze raz. Niestety po tytule i śmierci opiekunki i Huna, domyślałam się, że tak samo skończy Kyungsoo. Jednak nie miałam pojęcia, że w TAKI sposób. wow. Serio, jestem pod wrażeniem. Z racji tego, że ff czytałam rano, to teraz emocje trochę opadły, ale i tak sdfghnjmsdshajkfcndjfnvs. Gomi. Kocham Cię. Serio. Wchodziłam codziennie na twojego bloga czekając na to opowiadanie. Jak widziałam, że go nie ma to czytałam jeszcze raz ostatnie EunHae. Albo wybierałam ze spisu treści jakieś inne opowiadanie. Nie da się wejść na twojego bloga i nic nie przeczytać. Z resztą sama się przekonałaś, że twoje ficki znam na pamięć prawie ; p.
OdpowiedzUsuńA wracając do ficka. Uwielbiam takie historyczne (?), dawne klimaty. Sama mam ambicję kiedyś napisać coś w tym stylu, ale nie wiem zobaczymy. Postać Yixinga w tym ficku. Była naprawdę... głęboka. Chyba mogę go tak nazwać. Serio, to było coś. Było mi go strasznie szkoda, że tak się działo. Jego psychika, nie wyobrażam sobie co musiał czuć. Po części go rozumiem, że musiał to jakoś wyładować. Ale jednak... Lay. Wae!? ;__;
Kyungsoo, taka słodka niewinna postać. Starał się ratować Lay'a.. :c. Szkoda, że i tak na końcu wyszło jak wyszło. W przeciwieństwie do Yixing'a dokładnie wyobrażam sobie, co musiał myśleć zabijając się na końcu. Ale on nie chciał tego zrobić, prawda? To było przypadkiem... Eh~. Biedny Lay. Stracić dwie tak ważne osoby, w tak krótkim czasie. To musiało być okropne. Jeszcze to jak na końcu sam będzie musiał sprostać zadaniom, jakie będzie pełnił jako król. Biedactwo ;_;
Miłe było to, jak wszyscy w zamku byli kochani. Tacy mili dla Kyungsoo. Ogólnie bardzo dobrze czytało mi się tego ficzka. Czytasz i nawet nie wiesz kiedy skończyłaś. Super :-)
Kolejny nieogarnięty komentarz. Omo, Midori, serio nie umiesz pisać zwięzłych komentarzy ><. Przepraszam za ten potok słów. Podsumowując, kocham Cię, kolejny shot na bardzo wysokim poziomie ^^.
Ps. Co do komentarza powyżej... Jak to Yixing był ślepy i odrzucał Soo..? Coś mnie ominęło? O.O
Gomili uwielbiam to jak budujesz napięcie w swoich ff. Popłakałam się. Trzymaj tak dalej! Nie stać mnie na żaden inny komentarz...
OdpowiedzUsuńOpowiadanie skończyłam czytać kilka godzin temu i przyznam, że emocje w dalszym ciągu trzymają się mnie. Nie wiem, jak to zrobiłaś, bo nie przepadam za dramatami (w tym przypadku był to przecież całkowity angst, w którym Yixinga przytłaczały co raz to kolejne problemy. Trochę mi to przypominało typowy tragizm, który znajduje się w lekturach szkolnych, ale to tak nawiasem mówiąc i nie mam na myśli nic złego.) Historia strasznie mnie urzekła i wizja Laya, który jest dziedzicem tronu cholernie i przypadła do gustu. Trafiłaś w mój gust i ta baśniowa, odległa kraina bardzo szybko podbiła moje serce. Podczas czytania popłakałam się chyba dwa lub trzy razy, co jest trochę niespotykane, bo na ogół nigdy nie rozklejam się na tyle.
OdpowiedzUsuńRelacja pomiędzy Layem i Kyungsoo była taka piękne, że pewnie na długo zapadnie mi w pamięć. Cieszę się, że panowała tam taka atmosfera i że w końcu D.O. zobaczył, że władcy także mogą mieć serce i że istnieją tacy, którzy choć trochę (w tym przypadku bardzo) troszczą się o służbę. Jednocześnie było mi oczywiście szkoda samego księcia, którego życie nie należało do łatwych. Z każdą śmiercią bliskiej mu osoby trochę się łamałam, bo już po kilku minutach przywiązałam się i wczułam w jego sytuację. Hm, cieszę się również, że szipem było LaySoo, ponieważ kocham takiego niestandardowe pairingi. Ta dwójka idealnie wkomponowała się w opowieść, którą stworzyłaś. ^^
Jedynym minusem, który mnie raził, to samookaleczenie. Rozumiem, że miało to swoją symbolikę i naprawdę poruszało, ale mi osobiście nie spodobał mi się ten pomysł. Ogólnie nie cierpię takich motywów, więc może dlatego byłam trochę negatywnie nastawiona. Nie zmienia to jednak faktu, że scena, gdy Soo podniósł koszulkę Xinga cholernie mnie zasmucił i wprawił w beznadziejny stan. Jednak pomimo tego motywu uważam, że historia jest wspaniała i niepowtarzalna.
Jesteś genialna, serio.
Ryczę. Liczyłam na jakiś happy end albo coś. Smtno mi. D:
OdpowiedzUsuńAle naprawdę cudowne. Świetnie napisane, wywołuje emocje...
Znam tylko jedno słowo, które opisuje to opowiadanie:
OdpowiedzUsuńI-DE-AL-NE!!!
Przeczytałam to opowiadanie kilka razy i zawsze wzruszam się tak samo T^T
Masz talent! Gratuluję pięknego fanficka <3
Postawiłam sobie za cel przeczytać wszystkie ff jakie tutaj masz i przepraszam, że komentuję tylko ten jeden z najnowszych, ale na prawdę, jak miałabym pisać o tym jak genialnie piszesz za każdym razem i że jestem oczarowana i pragnę więcej to zbrzydłoby ci się czytać ;)
OdpowiedzUsuńna twoim blogu W KOŃCU znalazłam shota z Minhoonem :33 uwielbiam, wielbię, całuję stopy za niego <3
ten angst Laysoo.. bozuniu... płakałam, serio. z resztą co się dziwić po całej serii genialnych angstów, wyciskających łzy z oczu?
pewnie gdyby nie to, że praktycznie nie spałam i jadę na kawach napisałabym coś bardziej konkretnego i bardziej opisowego, ale jak widać moja mózgownica jest zbyt nieprzytomna...
nie mniej jednak obiecuję, że pod każdym nowym shotem ujrzysz mój komentarz (może nawet krótki, ale jednak będzie ^ ^) bo zyskałaś nową czytelniczkę ^ ^
i jakby ci się nudziło to zapraszam do siebie ;)
http://kpop-overdose-oneshots.blogspot.com/
Nie... Nie... Nie... Kyungsoo żyje...* panicznie płacze* Na prawdę świetne opowiadanie, za które masz u mnie szacunek... Ale, czemu?? Nie... Nie... To żart..
OdpowiedzUsuńYixing Yixing Yixing Yixing Yixing... Ledwo sie zaczęło a same ,,Yixing" można to było czymś innym zastąpić. Mnie to bardzo drażnilo nie wiem może tak miało byc ale...
OdpowiedzUsuńJednakże szybko skupiłam się na interesującej opowieści i szybko zapomniało się o tamtym problemie :)
Ja wiedziałam że to będzie wspaniałe ale.... Pierwszy raz na tym blogu prawdziwie płaczę... JAK MOGŁAŚ GO ZABIĆ?! Całość mnie oczarowała a końcówka... Już od połowy coś czułam że Kyu to będzie kolejna osoba która umrze ale wolałam wierzyć że tak mi sie tylko wydaje...